Według dorocznego raportu Szlachetnej Paczki poziom ubóstwa w Polsce sięgnął porażającej liczby 2.5 miliona. Organizacja powołuje się na wyniki badań od roku 2015. Patologię państwa politycy będą teraz lokować w nieczystej kampanii przedwyborczej. Statystyki można kreować. Realiów już nie.
Szlachetna Paczka przywołując konkrety powołuje się min.na sytuację materialną rodzin, których dorośli autentycznie pracują, a mimo to dzienna stawka życiowa dla każdego to 33zł. Biedańskiem nazwano ich fikcyjne miasto. Masowy charakter pokazuje istotę funkcjonowania rynku pracy, systemu podatkowego, proporcji popytu i podaży zawodów, a przede wszystkim daje odpowiedź na pytanie o kondycję narodowej gospodarki.
Niezmienne porównywanie się przez każdą rządzącą opcję do krajów zachodnich Unii z entuzjastycznym natłuszczaniem cudownego wzrostu, a w płacach najbardziej ma jak zawsze charakter życzeniowy. Marketingiem i autoreklamą możemy być wzorcem nie tylko europejskim. Póki ktoś brutalnie prawdy nie obnaży.
Nawet zasiedziały w oślej ławce uczeń klasy powszechnej dojdzie, że skoro starszy brat latami mozolnie edukuje się w kilku zawodach, a i tak szuka roboty wszędzie, to coś tu jest chore. Jeśli gospodarka opiera się na próżni i logistyce, bo produkcja i przemysł umarła na potrzeby krajów bogatych, a resztki banków są cieniem dla obcojęzycznych, to żeby nie marnować wyborczego czasu, wszystko w tym konserwatywnym neoliberalizmie przez POPIS reprezentowanym jest dziełem sumującego się przypadku. Państwo to takie perpetum mobile, które rozhuśtane będzie się toczyć kalendarzowo zawsze do przodu. W polskich warunkach ktokolwiek cokolwiek wymyśli, to jak od pokolenia hetmana koronnego Jana Zamoyskiego będzie to zagarnianie publicznego dobra do własnej kieszeni. Kult wszechpotężnej biurokracji ukryty za fasadą pseudodemokracji, który przytargał hetman z katolicko zaprzyjaźnionych Włoch, gdzie tęgo uczył się mechanizmów władzy rozrósł się slepotą tak, że po drodze do 2024 nie dojrzał widma rozbiorów, powstańczych upodleń poległych warcholstwem , szamba międzywojnia ukoronowanego zakałą września 1939, a powojnia…to już z grubsza pamiętamy. Jeśli analiza pokoleń pokusiłaby się o obiektywną ocenę, to niezmiennie ta osamotniona na kontynencie nienormalność toczy się jak wylew nieuregulowanej Wisły szerokim, coraz szerszym frontem.
Polski globus ma dwie półkule. Budżetowa, która tworzy owocne statystyki. I cała reszta, która ten średniowieczny obraz rzeczywistością dekomponuje. To, że w Polsce musisz robić w trzech miejscach, żeby się utrzymać nie wymyślił, ani Duda, ani Kaczyński czy Tusk, a nawet Poncjusz Piłat. Żerowanie na cudzej pracy, wolontariat, szczurze zarobki szarej masy, pogarda dla umiejętności, wiedzy i wysiłku to domena krajów i narodów o określonej religii. Tam, gdzie kult pracy i szacunek dla indywidualizmu nie istnieje nie ma też mowy o prądach dla trwałej ścieżki rozwoju w każdej przestrzeni. Dlatego kraje określonego schematu były, są i będą teatrem zarobkowej emigracji. A puste miejsce wypełnia kwas, który coraz głębiej wyżera majaczący organizm.
Gdy wzorem krajów kolonialnych Tusk z Kaczyńskim otworzyli polski rynek pracy dla nacji, które kulturowo zamiast budować burzą, ale są tanie w utrzymaniu, to nakreślana prawem i sprawiedliwością wizja dochodów rodaków poziomem na zachód od Łaby w tej rzece szydery pięknie bezpowrotnie utonęła. Pomijam niechęć i wzajemną złośliwość w historycznym nurcie.
Największym wrogiem Polaka i tak zostanie Polak. Teraz ta oczywistość karmi i kreuje ponad rację stanu wszystko co obce. Dając innym zabieramy sobie. Dziwić się, że dziś zwiesza głowę 2.5 miliona zrezygnowanych desperatów, którzy tym samym namaszczą kolejne pokolenia? Wpuszczając tanie prostactwo pod strzechę Polska oddaliła się od cywilizowanej kultury w wymiarze niemierzalnym. Ktoś na tym zarobił, a na pewno nie stracił. Uwalniając zawody i miejsca pracy taniej i obcej sile roboczej państwo dało argument pracodawcy, żeby oszczędności zaczynać od zarobków. Podatkowe przepisy są tak bezlitosne, że ważniejsze jest utrzymanie urzędniczej mega biurokracji kosztem coraz większej choroby psychicznej rynku pracy.
Głosy i próby obnażenia, a już leczenia tej patologii trafiają na solidnie chrześcijańską, usankcjonowaną nienawiść oraz potępienie. W Polsce zasadniczo to poglądy decydują na jaką półkę podatkową trafisz. Raport Szlachetnej Paczki nie jest alarmem, a ponurym potwierdzeniem oceny kanclerza Bismarcka odnośnie tego kraju.
33zł dziennego uposażenia członka rodziny w środku Europy w kilkumilionowej skali. Obywatelscy kandydaci na prezydenta państwa zaraz zaczną porównania do nacji poniżej tej kreski. Dadzą sygnał do wspierania światowej biedy zmieszanej z krwią albo trąbą słonia. Banlgadesz, Azerbejdżan, Kazachstan, Wenezuela i Ukraina. Indie, Urugwaj, czekamy na Grenlandię i Paragwaj. Episkopat odnajdzie się w boleści chrztu dla niewiernych i zrozumienia przywiązania dla poglądów innych, niż piotrowe. Ale za co łaska. Każdy zabieg tu oczekiwany zrodzi się kosztem wzrastającego ubóstwa kolejnych Polaków. Temat dla elit mało istotny. W Polsce żyjemy przecież od wyborów do kolejnych wyborów. Nie ma więc czasu na egzystencjalne duperele. Niech to w końcu zrozumie ta Szlachetna Paczka.
Wieloletni dziennikarz śledczy, zawodnik i trener pływania oraz triathlonu / od 1997/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo