Polska znów błyska globalnie swym szczególnym neonem. Wyrazistość jej inności na ziemskim globusie podkreśla wyścig kampanii przedprezydenckich każdej liczącej się partii. To piękny temat zastępczy dla bezsilnych elit. Bo do wyborów jeszcze wiele miesięcy.
Ciężar tej zmasowanej akcji przypomina przepróżnionego pampersa pacjenta domu spokojnej starości. Chylę czoła przed marionetkowym marszałkiem Sejmu, który podobno jako pierwszy odpalił swoją kandydaturę publicznie. Ale chyba dlatego, że nikt na trzeźwo na niego oraz zanikające żebro Adama zwane coś tam 2050 nie zagłosuje. Ten gość z telewizji wiedział, jaka będzie najniższa krajowa i tak nazwał znajomych, którzy ją ustalili. Jeśli można i tak, to zmiana nazwiska na POCHODNIA medialnie lepiej się kojarzy. Czerwoni w przedbiegach się pokłócili, a to do Synagogi zupełnie niepodobne. Faktem jest, że w tym gronie nazwisko najbardziej rozpoznawalne to Bolesław Bierut, ale w kampanii prezydenckiej przydałby się jednak ktoś bardziej żywy. Nadal sympatycznie jawi się Jolanta Kwaśniewska i tą sylwetkę bym jako wielokrotny rozwodnik serdecznie polecał. Zadbana, świadoma macierzyństwa, zna już rozkład pokojów w namiestnikowskim oraz protokoły. Nie ma też tego sokolego spojrzenia obecnej gospodyni Pałacu i wyrytej na twarzy dziennikarskiej ascezy amerykańskiej małżonki innego kandydata. Kiedy ten podkreśla, że w dziś trudnych czasach jest lepiej przygotowany do funkcji, niż kolega, to przypomnieć mi trzeba jego objawienie w życiu publicznym. W latach, gdy mieścił się jeszcze w legendarnych 501-kach ubierał się w glorię korespondenta wojennego w Afganistanie. Sp. Waldemara Milewicza z TVP dzicy zabili za szpiegowanie, więc od razu rodzi się świadomość, kto kogo popycha. Szansą na prezydenturę byłby bliższy kontakt z TW Bolkiem, bo za to można nawet dostać Nobla. Podobnie jak cmentarnego pijaka Aleksandra, Lecha też da się lubić. I nie dlatego ,że chmielem smakuje. Przy spiskowej teorii dziejów każdy ojciec narodu wybranego ma kontrakt z jakimś diabłem. Jedynie pianista Paderewski do piekła miał za daleko. Więc w Polsce kariery nie miał szansy zrobić. Gdyby miast w nutach posiedział ciut w historii, wiedziałby, że jadąc do Poznania należało o Włochy, a konkretnie o Watykan zahaczyć. Kierunek nadal jest aktualny z gwarancją na kolejne tysiąc lat. Toteż nie dziwmy się, że lider największej partii opozycyjnej sięgnął do przepastnego intelektu swojego działacza najlepiej ułożonego z zawsze czarnym klerem.
Jacek Kurski zawierając usankcjonowaną kościelnie bigamię pokazał w jakich czeluściach rozwoju jest polskie państwo. Mając dostęp do klucza, który otworzył furtkę trwających w istocie do dziś rozbiorów Polski, ów motor napędu prawicznej propagandy wykreował na kandydata Belwederu chłopaka z Wolnego Miasta Gdańska. Niemal nieletni jak na polityczne warunki Karol, przez moment szef Muzeum II Wojny Światowej oraz IPNu ma być mieczem zagłady na zbyt dobrze kojarzonego kontrkandydata Rafała. Kurski naoliwił mózg prezesa przekonaniem, że pół roku intensywnej kampanii nic nie mówiącego poza salonami jednej partii kandydata sklonuje sukces Trumpa w Ameryce. Wręcz wymarzony murowany dotąd kandydat Przemysław z KULu, który już nawet dla potrzeb kampanii żonę ujawnił nagle trafił do pralki pseudoprawyborów. Fikcja tego narzędzia polskiej demokracji ma jednak swój bezcenny walor. Gubi w medialnych przekazach zwykłą szarą codzienność kraju, którego zardzewiały zamek niczym nie daje się otworzyć. Godny bantustanu system ubezpieczeń społecznych, nieistniejąca więc niedostępna społecznie służba zdrowia. Biurokracja, nepotyzm, anarchia państwa wobec podatników i cokolwiek dotknąć też przypomina urnę, ale bez denka. Prochów po zwłokach zatem w niej nie ma. Kolejnym prezydentem Polski będzie więc jak zawsze anioł.
Wieloletni dziennikarz śledczy, zawodnik i trener pływania oraz triathlonu / od 1997/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka