Mocno wpisana w kalendarz sportu prestiżowa impreza umiera. Gdyński triathlon był pierwszą odpowiedzią na zapotrzebowanie krajowych zmagań w formule ekstremalnej. Zawody wykreowali i zorganizowali autentyczni pasjonaci w czasach jeszcze niszowych dla tej dyscypliny. Byłem jednym z nich. Dlatego odważyłem się na list otwarty do prezydent Gdyni Aleksandry Kosiorek.
Szanowna Pani,
Dziś media informują o zakończeniu IRONMEN Gdynia, jako fragmentu realizacji przez Panią obietnic wyborczych. To wielce szacowne, gdyż nieczęsto się tak zdarza w życiu publicznym. Zakładam także, iż decyzja podyktowana była nie tylko na bazie tej jednej przesłanki. Sam, jako zarówno zawodnik, a i trener pływania oraz triathlonu ze sportem związany od urodzenia z niekłamanym zdegustowaniem odbieram wieloletni kurs tegoż nacechowany bezgraniczną komercjalizacją. Budując niegdyś nasz klub oparty na klasycznych zasadach nie podejrzewaliśmy z grupą współpracowników, opiekunów i podopiecznych, że fundamentalne zasady wyniesione nauką mojej pierwszej trener z lat 60ych minionego wieku, dr Reginy Ziółkowskiej / twórczyni potęgi pływania Floty Gdynia oraz AWFiS Gdańsk/, natrafią na tak porażający ostracyzm. W konstruowanie wieloletniej patologii sportu ze związkami, edukacją na każdym poziomie itd. szły samorządy. Żle pojmowany sukces i wędrówka ku szczytom od kilku dekad ma swój realny wymiar w poziomie polskiego sportu. Ma to również odniesienie do IRONMEN Gdynia.
Numer mojej światowej licencji PZTri 888/00. Ćwierć wieku temu do pierwszego startu, w mistrzostwach Wielkopolski namawiał mnie legendarny Jurek Górski. Było nas wtedy 27u. Doskonale pamiętam zatem korzenie pierwszych zawodów triathlonowych w Gdyni, ich tworców, Piotrka Nettera i stopniowe zapadanie się w naciskach i wizjach Pani poprzednika / przyp. Wojciecha Szczurka/tego od początku bardzo rozpoznawalnego dla miasta wydarzenia. Upokorzenie pięknej idei, nieskazitelnej pasji i radości uczestników, za czym stały układy, biznes i szybki pieniądz. Już dawno przestałem liczyć ilość swoich startów w zawodach triathlonowych, ale IRONMEN Gdynia 2013 zapamiętam po ostatnie dni. Do udziału zapisali mnie i opłacili młodzi triathloniści bez mojej wiedzy. 4 lata wcześniej pożar domu odebrał mi zdrowie, złamał psychikę. Uznali, że zmuszenie mnie do powrotu do korzeni przywróci siebie. I tak się stało. Nie byłem ostatni. Czepek z imprezy służy mi do dziś.
Szanowna Pani,
Zmierzam do tego, by przemyślała Pani decyzję kierując się tym samym dobrem i życzeniami mieszkańców. W formule powrotu do treści będących ziarnem dla pierwszych uczestników i organizatorów tej wkomponowanej w kalendarz Gdyni imprezy. Nie wątpię, że można .zweryfikować jej formułę oraz trasę, tak by w każdym wymiarze, również medialnym pokazać, docenić, budować i cieszyć mnóstwo ludzi różnych zakątków, dla których sport to sposób na życie. Niekoniecznie przez wielkie eS.
Krzysztof Mielewczyk
SKFiSW HARPUN
PS. Pomysł listu otwartego zrodził brak jakiejkolwiek reakcji gospodyni Gdyni. Równie dobrze mozna zrezygnować ze święta Marynarki Wojennej w tym mieście, obchodów Grudnia 70 i miernego jak współczesne lekcje wf festiwalu filmów fabularnych. Bo kreskówki barwy ,,Włatcy much,, bronią się skutecznie pokazując przystępnie krajowy mentalny realizm.
Wieloletni dziennikarz śledczy, zawodnik i trener pływania oraz triathlonu / od 1997/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Sport