Najpopularniejsze kąpielisko miasta – Zakrzówek w największy upał świeci pustkami, bo młodzi Ukraińcy porażają zwierzęcym zachowaniem. Po interwencjach ratowników wodnych obsiadają bezkarnie ich służbowe stanowiska. Policja i Straż Miejska nie reagują, bo chowają się w cieniu.
Zbiornik wodny dawnego kamieniołomu i fortyfikacji z letnimi basenami i dzikim parkiem, nazywany ,,małą Chorwacją,, jest ulubionym miejscem relaksu Krakowian. Jeszcze przed wakacjami również tysięcy Ukraińców. Po ogłoszeniu miesiąc temu przez Kijów kolejnego wojennego poboru wokół Wawelu i okolic parkuje więcej aut z rejestracją naszych wschodniojęzycznych lokatorów, których najwięcej w zdrowym kwiecie wieku. Wcześniej na przytaczanym Zakrzówku pojawiały się sękate niewiasty z tamtych stron gustujące w zimowych kąpielach. Wiosną dołączyły rzesze Ukrainek ćwiczące zbiorowo fitness, jogę i inne wyginanie. Ale wraz z nową ustawą poborową lawinowo dołączyli z tendencją wzrostową wyglądający arcyzdrowo młodzi i nieco starsi mężczyźni. Ale z kałachem wyglądaliby modelowo. Ich początkowo odbierane z pewną życzliwością i zainteresowaniem ćwiczenia, naprężanie muskułów, zapasy i inne sztuki walki obecnie są bezczelnym i agresywnym lokowaniem się wszędzie na kąpielisku Zakrzówek, gdzie ich nie ma. Ludzie przestali przychodzić. Kilkanaście dni temu, gdy temperatura pozwalała, pojawiały się tu rzadkie formacje strażników miejskich, ale koncentrowali się raczej na naszych nieletnich, którzy wypraszani i tak wracali. Ale rozpasanie w tym samym wieku Ukraińców trafiało na ślepotę stróżów prawa. Starszych, a szokująco dla wypoczywających nadpobudliwych tym bardziej nie widzą. Bezkarnie skaczą z kilkunastometrowych skał, a patriotyczny rap o walce ich narodu z Moskwą słyszy nawet krypta Kaczyńskich. Mundurowi dziś obecni byli, ale w luksusowej służbówce na obrzeżach parku – biegając dojrzałęm 3 auta straży i jedno policjantów.
Na pierwszy dzień oficjalnego otwarcia sezonu na Zakrzówku Ukraińcy potopili łodzie ratowników, bawiąc się w wojnę na Morzu Czarnym. Kamery ochrony Zakrzówka zapewne to ujmowały, ale bez reakcji. Może dlatego, że wśród zatrudnionych słyszałem głosy rosyjskojęzyczne. A może łatwiej jest grzmieć przez megafony na właścicieli psów i rowerów. Chcą natury, to muszą uśpić pupila lub dwukółkę wystawić na allegro. Jeszcze słabiej wypadli ratownicy. Jeden usiłował łódź wydobyć i postawić, a kilku dowcipkując się przyglądało. Nic przy takim wsparciu z tego wyjść nie mogło.
Wracając do dzisiejszego, bezchmurnego nieba nad tym ciepłym zbiornikiem, bo temperatura wody miała 25 stopni. Ciężko się patrzy instruktorowi ratownictwa wodnego, którym jestem, jak młodsi koledzy ślamazarnie i bez wiary w oczach rozkładają zdumiewająco długo osprzęty. Jak wieżowy siedzi w telefonie komórkowym, pozostali zażywają słońca, a łodzie zamiast pływać przycumowane, albo rzucone na pomost. Z 4ech tylko jedna z zamontowanym silniczkiem o mocy 5u koni na potrzeby akwenu z łamaną linią brzegową długości blisko 4ech kilometrów. Pagajów brak. Na 13e stanowisk nawet nie połowa obstawionych, bo ratownicy zgrupowani na niewątpliwie zajmujących dyskusjach. Jeden aktywny biegał nawet z megafonem, gdy dwóch mądrali w oddali szykowało się do skalnych skoków. Kogoś miał odstraszać zakaz bez oczywistej kary? Łodzie nie odcumowały.
Kiedy ten sam ratownik przełamał strach i podszedł samotnie żądając spokoju do kilkudziesięcioosobowej grupy dorodnej, ukraińskiej młodzieży, drugi ratownik nadszedł z tyłu i obrócił wszystko w żart. Kiedy naciskana przez żądających spokoju ludzi czwórka ratowników ruszyła na ten butny tłum dopiero krótki monolog i groźba będącego w tym zespole Ukraińca uciszyła krajanów. Gdy ratownicy odeszli muzykę i zabawę rozkręcili z podwójną mocą. A barczysty osiłek o kamczackiej urodzie rozsiadł się na wieżyczce i pogardliwym wzrokiem prowokował ratowników. Dwóch ruszyło, ale w połowie drogi zatrzymali się karcąc jakieś dzieciaki. Nie patrzyli już w kierunku- jakieś 15 metrów zostało - swojego miejsca pracy. 29 lipca 2024 godzina plus minus 17a. Kamera punkt znakomicie chwyta. Mnie uczono, że dla ratownika to największa zniewaga, bo stanowisko z krzyżem wodniaków jest świętością. Czasy widać się zmieniły. Honor tonie. Na razie w Krakowie.
Wieloletni dziennikarz śledczy, zawodnik i trener pływania oraz triathlonu / od 1997/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo