Trwają prace nad reformą zatrudnienia cudzoziemców – ujawnił dziś wicepremier Jarosław Gowin. Zagraniczni specjaliści nie mogą czekać 200 dni na zgodę, podczas gdy osoba niewykwalifikowana już po siedmiu dniach może w Polsce pracować – precyzował w Polskim Radio24. Mamy więc oficjalne potwierdzenie strategii DOBREJ ZMIANY polityki płac. Bo oczywiście im więcej cudzoziemców, tym mniej pracy dla rodaków. Jedynie przedsiębiorcy mogą się cieszyć, bo da im to kolejną obniżkę kosztów uzysku, a najprostszą umowę zatrudnienia będą mogli nadal łamać z wypłatą pod stołem. Po kretyńskim ukłonie wobec populacji do 26 roku życia, której zniesiono opodatkowanie równając pensję netto z brutto mamy kolejny dowód szczególnej dbałości Zjednoczonej Prawicy o skuteczną realizację obietnicy wyborczej zbliżenia w perspektywie naszych dochodów ze średniounijnymi. Jak wiemy PIS z przystawkami traci regularnie w kolejnych wyborach głosy młodych i średniego pokolenia. Więc skłóciwszy obie grupy społeczne – bo starsi dziś nie tylko zarabiają mniej, ale mają większe problemy ze znalezieniem pracy, teraz kolejny ukłon w ramach covidu ku przedsiębiorcom przyniesie bez wątplienia ten sam wyborczy skutek. Kiedy nie ma się swojej gospodarki tylko jej szczątki, kiedy bank centralny nie kreuje własnej polityki-czytaj kredytowej, bo realnie nadal mamy węzeł na szyi tych obcych, kiedy zamiast ciapatych wpuszczamy nie mniej kłopotliwych Ukraińców, to każda urzędowa podwyżka najniższej krajowej od razu będzie miała skutek w podwyżkach cen towarów, handlu i usług kontrolowanych przez również cudzy kapitał. Oni nadal zarabiają a my przynosimy im swój potencjał za pół darmo na tacy. Polska oraz rząd tkwią więc w niezmiennej reakcji łańcuchowej, na którą brak pomysłu i nie będzie już najprawdopodobniej pomysłu. Nie tylko dlatego, że premier jest z zawodu bankierem. To co się coraz wyraźniej rysuje na rynku pracy nie tylko ma uwarunkowanie w rocznej już pandemii. Sektor publiczny i sektor państwowy na swoich barkach finansują każdą kolejną tarczę wsparcia krajowych przedsiębiorców, przyzwyczajonych do dostatku najtańszej siły roboczej, kombinacji i nierzetelności finansowej na każdym poziomie oraz bezczelności, która poza granicami nie znajduje zrozumienia. Stąd na przykład histeria polskich przewoźników wobec zawsze restrykcyjnych dla nich przepisów UE, bo chronią rynek pracownika. Zaorany nasz kierowca TIR bez amfy nie pojedzie, stąd prosto wytłumaczyć jego drogową ekwilibrystykę. W Plymoth na święta przynajmniej sobie odpoczęli. Na największej wartości jakim jest człowiek oszczędza i zarabia z równie prostym przesłaniem cały sektor państwowy, a niezależni analitycy rynku znając rzeczywistość i tej branży bez ogródek mówią, że cud gospodarczy Polski to niczym nie potwierdzona propaganda. Przytaczane lawinowo od 5 lat statystyki są w ekonomii z zasady podstawą tworzenia swoich racji, a już na pewno tych politycznych. Niekoniecznie jednak odzwierciedla to gospodarka, nawet gdy trąbi się o 11-procentowym wzroście produkcji w ciągu ostatniego roku. Pytanie ile z niej, nawet tej wyeksportowanej znalazło nabywców, bo dopiero wtedy przedsiębiorstwo zarabia. Ile pracownik danej firmy zarabia, ile może kupić bochenków chleba i ile razy wyjedzie w roku na wakacje. GUS ma od lat szcżątkowe dane, bo za śmieszne pieniądze nikt tam się zbytnio nie pochyla. 2800zł brutto, czyli 2050 na rękę, to obowiązująca dziś pensja proponowana oficjalnie. Wystarczy spojrzeć na ogłoszenia PUP. Prawda jest nierzadko jeszcze bardziej brutalna i starcza na najskromniejszy byt polskiego europejczyka. Jest za to atrakcyjna dla cudzoziemca z jeszcze biedniejszego kraju, bo trudno uwierzyć, żeby zapowiedź Gowina dotyczyła chętnych na niższe zarobki. Dalsze poszerzanie furtki dla obcego pracownika tłumaczone brakiem zainteresowania Polaków nisko płatnę pracą jest twierdzeniem szczególnie fałszywym wobec widocznej gołym okiem kulawej gospodarki. Od roku mamy masowe zwolnienia na wszystkich poziomach i wszystkich jej działach, a każdy kolejny pomysł resortu pracy, finansów i powiązanych opiera się na zabraniu tym, co jeszcze coś mają. Żeby ZUS nie umarł, bo tam grupowe zwolnienia będą już sygnałem nieuchronnej zapaści. Z arki spychani są najpierw najsłabsi. Ich chlebodawcy jeszcze tańszych w myśl rządu Morawieckiego za chwilę dostaną. I tak wątpliwy już dotąd rynek pracownika przyjmie twarz na powrót neoliberalną. Twarz Jarosława Gowina z upadłą ale zaszczepioną boginią biznesu z dotacji podatnika, Krystyną Jandą.
Wieloletni dziennikarz śledczy, zawodnik i trener pływania oraz triathlonu / od 1997/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo