Nie jestem ekonomistą i poniższe refleksje nie są analizą ekonomiczną, ale wyrazem wzrastającego gniewu zwykłego użytkownika dróg. I mam wrażenie, że ze swoimi nerwami nie jestem sam.
Z coraz większym zdumieniem obserwuję rosnące ceny paliw i zastanawiam się gdzie jest granica ludzkiej wytrzymałości na te gierki koncernów paliwowych. Jaki poziom ceny złamie ludzką cierpliwość?
Nie było w ostatnim czasie żadnych nadzwyczajnych okoliczności, które tłumaczyłyby skokowe wzrosty ceny paliw, ale mimo wszystko z dnia na dzień ceny z poziomu 4.50, 4,80 podskoczyły do poziomu 5.10, 5.15, 5.20 i wyżej. Kilkadziesiąt groszy jednej nocy!
Każdy uważny słuchacz radia, czytacz gazet i oglądacz serwisów informacyjnych w telewizjach od kilku tygodni był urabiany, że „ceny paliw nieubłaganie będą rosnąć”, a obecnie jesteśmy straszeni, że poziom ceny paliwa może osiągnąć poziom „nawet 6 zł”. Wszystko po to, byśmy zapewne cieszyli się, że kosztuje „tylko” 5.14.
Zastanawiam się kto i dlaczego robi nas w ch… Jak długo koncerny naftowe będą nas wrabiały w galopujące ceny paliw? I dlaczego to robią? Nafciarze doskonale wiedzą, że na transporcie kołowym opiera się znaczna część handlu i gospodarki i bez względu na to, ile paliwo kosztować będzie, to i tak będzie tankowane. I że nie należy spodziewać się żadnych akcji bojkotu. Choć może to potrząsnęłoby koncernami.
Koncerny bawią się ludzką wrażliwością i cierpliwością – i nie tyko potrafią jednej nocy podrożyć paliwo o 30 i więcej groszy, ale także potrafią kształtować ceny w ramach jednego koncernu tak, że jednego dnia paliwo na stacjach na południu Poznania będzie tańsze od paliwa na stacjach w północnej części miasta o 20 i więcej groszy, by na drugi dzień relacje cenowe zmieniły się diametralnie. I tak kilka razy w tygodniu. I zawsze znajdą wyjaśnienie dla tej swojej zabawy w kotka i myszkę.
Ceny rosną, gniew też. Kto i kiedy przerwie tę nić udawania, że nic się nie dzieje?
Inne tematy w dziale Gospodarka