Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
505
BLOG

Wielki powrót Shakin' Stevensa

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Kultura Obserwuj notkę 0

Koncert Shakin’ Stevensa w poznańskiej Arenie okazał się triumfalnym powrotem wielkiej gwiazdy rock’n’rolla do Polski. Koncert Stevensa w Poznaniu jest początkiem wielkiego polskiego tournée. W Poznaniu był 16 lutego, w listopadzie będzie we Wrocławiu, Warszawie i Gdańsku.

 
Poznański koncert to wielkie wydarzenie. Do samego końca (czyli do początku koncertu) nie spodziewałem się tak dużego zainteresowania. Pierwszym sygnałem, że będzie gorąco były korki na drogach dojazdowych do miejsca koncertu; drugim potężne kolejki przed każdym z wejść do Areny. No i zatkało mnie na widok pełnej hali – ok. 5 tysięcy uczestników wydarzenia w zestawieniu z około półtoratysięczną publiką na odbywającym się w tym samym miejscu tydzień wcześniej festiwalu Rock In Arena robiło niesamowite wrażenie.
 
Wizerunek Shakin’ Stevensa – bardzo krzywdząco – jest sprowadzany do białych butów, jeansowego wdzianka i „lukrowanego” naśladownictwa Elvisa Presley’a. Fakt, udział w musicalu na cześć Elvisa otworzył mu drzwi do samodzielnej kariery muzycznej, ale nie był nigdy tłem jego muzykowania. Przygodę ze śpiewaniem rozpoczął w wieku 14 lat, kiedy naśladował Elvisa na przedstawieniu szkolnym, ale swoją karierę budował już na swoim wizerunku. Wśród wielu jego zespołów – jak np. The Olympics, The Velvets, Bandits czy The Sunsets, ten ostatni grał z nim najdłużej i jako Shakin’ Stevens and The Sunsets pracował na jego rock’n’rollową karierę.
 
Pierwszy wielki hit pojawił się w 1981r. i była to piosenka – śpiewana zresztą teraz w Poznaniu – „Marie, Marie”. Potem najbardziej znane „Cry Just A Litlle Bit” i inne. Najbardziej chyba hitowa płyta „The Bop Won’t Stop” stała się początkiem światowej kariery Shaky’ego. To był rok 1983. Gdyby dziś krótko określić styl muzyczny Shakin’a to byłaby to mieszanka rock’n’rolla, rockabilly, z domieszką bluesa i rock’n’country. Taki też program przedstawił podczas koncertu w Poznaniu.
 
Starzy fani – a było takich bez liku (wspomnę jedną – Wielkopolankę, Anetę Kleiber, dla której poznański koncert był 150 koncertem Stevensa, na którym była!) – z łatwością rozpoznawali piosenki śpiewane na koncercie i płyty, z których pochodzą. Podczas dwugodzinnego występu (łącznie z dwoma bisami) można było wysłuchać klasyków Shakin’a: „Marie, Marie”, „Cry Just A Little Bit”, „Oh Julie”, „Green Door” czy „You Drive Me Crazy”, ale też kawałki z innych płyt, w tym ostatniej wydanej „Now Listen”. Poznański repertuar składał się z rytmicznych rock’n’rollowych utworów wzbogacanych piosenkami z płyty, nad którą obecnie pracuje. To spora niespodzianka – wiedzieć, że Shaky nie tylko wraca trasą koncertową do tej części Europy (po zachodniej koncertuje regularnie), ale że z czasem będziemy też mogli słuchać jego nowych wykonań.
 
Żywiołowy koncert, grany na żywo pokazał, że przeszło 60-letni dziś Shakin’ Stevens nie rusza się tak dynamicznie, jak kiedyś, ale głos ma znakomity, brzmiący czysto i wspaniale, nawet w tak fatalnej do dobrego nagłośnienia sali jak poznańska Arena.
 
Obecny band Shakin’ Stevensa to dziesięciu muzyków – trzech gitarzystów, perkusista, klawiszowiec, dwójka grających na instrumentach dętych i trzy urocze panie z chórku. Każdy z nich miał mnóstwo zajęcia i każdy z nich ten koncert wzbogacił – na tym zresztą zawsze polegała wartość Shakinowego grania – wielość dźwięków towarzyszących.
 
Koncert porwał wszystkich – starych i młodych. Jedni przyjechali, bo jego muzykę znają bardzo dobrze, inni obecność na tym koncercie traktowali jako podróż sentymentalną; inni, by sobie przypomnieć dobrego rock’n’rolla z lat 80.; jeszcze inni, by popatrzeć na wykonawcę, o którym często w domu się wspominało.
 
Dwie godziny strzeliły jak bicza. Ostatni utwór – drugi bis – grany dłużej niż oryginał był „rozmową” między Stevensem a publiką, w stronę której Shaky wyciągał mikrofon, zachęcając, nie pierwszy raz, do wspólnego śpiewania. Uczestnicy koncertu może nie mieli zbyt wielu okazji do śpiewania, bo znane utwory Shakin’owe standardy stanowiły mniejszość, ale bawili się znakomicie. Atmosfera koncertu, głośne bisy i wielka wrzawa za każdym jego wejściem na scenę pokazały, że muzyka lat 80. to nie zawsze tandetne pop-granie, ale ciekawy repertuar ciekawego wykonawcy.
 
Zmienił się kraj i miasto, w którym Shakin’ Stevens występował dwukrotnie – w Poznaniu można było go zobaczyć w 1985 i 1987 roku. Zapewne dla wielu szokiem była opowieść konferansjera, który przypomniał, że w latach 80. koncert w Arenie … powodował wyłączenia prądu w okolicznych dzielnicach. Obecnie zdziwienie wzbudza fakt, że do Poznania przyleciał w lutym, a w reszcie polskich miast wystąpi dopiero w listopadzie. Choć może to działanie świadome? Poznański koncert znakomicie pobudził apetyt i smacznie zachęcił do udziału w Stevensowym tournee w Warszawie, Wrocławiu i Gdańsku. Keep rockin’!
 
 
 
 
 
 
 
Shakin' Stevens wzbudził aplauz w Poznaniu
Shakin' Stevens
 
 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura