Rozmach historii tu opisanych powoduje, że - jak sądzę - nie tylko Poznańczyków i Wielkopolan zainteresuje, a sięgną po książkę i w czytaniu się zatopią wszyscy ci, którzy pociąg swój do historii odnajdują i do pięknych historii, jakich dzisiaj rzadko.
Obiecywałem sobie na początku roku, że będę sięgał częściej do "klamotów", czyli książek grubych. Mam tego trochę w swojej biblioteczce, a ciągle brakowało czasu. Ale słowo się rzekło, pierwszy "klamot" w ręku spoczął. Książka Marka Hendrykowskiego wyprzedziła kilka innych tytułów, które na swą kolej cierpliwie czekają.
Nie pamiętam co mnie ujęło przy przeglądaniu książki Wiwat! Saga wielkopolska: zachęta we wstępie marszałka Marka Woźniaka, który, jak wiadomo, bylejakości nie uznaje; atmosfera 105. rocznicy Powstania Wielkopolskiego, czy fragmenty chciwie pochłaniane już w księgarni? A może i wychwycone nazwy Wolsztyna, Chodzieży i ... Teksasu? A może wszystko razem?
Tak czy inaczej, od dwóch dni zaprzyjaźniam się z olśniewającą książką pisaną z wielkim rozmachem geograficznym, historycznym, osobowym (ileż tu znanych i mniej znanych postaci się pojawia!); z książką o przepięknym języku, który wulgaryzmów unika, a i emocje oddać potrafi!
Prof. Marek Hendrykowski, autor i znawca epoki, stylizuje język swojej opowieści właśnie na taki piękny, czysty, zgrabny i smaczny - że tak to ujmę - rodem z literatury dziewiętnastowiecznej, jak ją sobie wyobrażam, że niestraszna jest liczba stron, a przeszło 900 licząca.
Po to by Powstanie Wielopolskie jako centralne dla tej narracji ująć, trzeba szerszej prezentacji dokonać: i ludzi, i ludu, i obyczajów w Wielkopolsce panujących. Prof. Hendrykowski, skrupulatnie pisze o wszystkim. Gdy do Wolsztyna bohaterowie jadą, widać tę drogę oczyma wyobraźni; gdy spacerują ulicami Poznania, nawet opisanymi nazwami niemieckimi, wiadomo o jaką część miasta chodzi; gdy opisuje targi miejskie, jakbym sam wśród stoisk towarów kolonialnych wyglądał.
Wszystko to dokładnie język ówczesny oddaje, obyczaj ukazuje i przynosi ogrom przyjemności z czytania. Doprawdy, jedna z piękniejszych lektur mi się przytrafiła, i to jako druga w tym roku.
Książka pokazuje jak wielka historia - w latach 1870-1920 wyrażona - w wielkich miastach się dzieje, ale i w mniejszych jednocześnie, gdzie obok Poznania Szamocin, Stogowo czy Konarzewo występują. Pokazuje jak historia wielkimi sprawami się rysuje, a i w losach poszczególnych osób i rodzin się przegląda.
Losy tychże postaci, ich charaktery pokazują też, że bycie patriotą nie oznacza zamykania się na języki, nowinki ze świata i na obce kultury. Przecież w nich inspiracje można odnaleźć i zachętę do pracy krajowej.
Rozmach historii tu opisanych powoduje, że - jak sądzę - nie tylko Poznańczyków i Wielkopolan zainteresuje, a sięgną po książkę i w czytaniu się zatopią wszyscy ci, którzy pociąg swój do historii odnajdują i do pięknych historii, jakich dzisiaj rzadko.
No i cytat, jak dla mnie skrojony:
Czytaj [...] uważnie, z namysłem, z pożytkiem dla siebie. Nie spiesz się, smakuj, delektuj. Po czym poznać mądrą książkę? Po tym, że nas do głębi porusza, poszerza nam rzeczywistość, pozwala pełniej zobaczyć i przeniknąć świat, w którym żyjemy. Pobudza naszą wrażliwość i dostarcza umysłowi nośnych pojęć niezbędnych do odkrywania, odczuwania, przeżywania i refleksji nad sobą i otoczeniem.
Cytat to o mnie i książce jednocześnie...
Marek Hendrykowski, Wiwat! Saga Wielkopolska, Rebis 2023
Inne tematy w dziale Kultura