"Rany podskórne". Fot. K.Mączkowski
"Rany podskórne". Fot. K.Mączkowski
Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
210
BLOG

Poezja indiańska, czyli kroczenie między mistycyzmem a realnością

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Wiersze Obserwuj temat Obserwuj notkę 0
Miałem okazję czytać wiersze mistyczne, uduchowione, z jednej strony pokazujące dramat i biedę rezerwatów i dzielnic dużych miast, realiów znaczonych alkoholem i narkotykami, a z drugiej zawierające marzenia o życiu w lepszej rzeczywistości.

Chyba każdy z nas miał w swym życiu jakiś poetycki epizod – albo sam coś napisał, albo zachwycił się wierszem kogoś innego. Nie pamiętam już kiedy zachwyciła mnie twórczość K.I. Gałczyńskiego z „Kroniką Olsztyńską” na czele; czytając Pana Samochodzika i złotą rękawicę zachwyciła mnie poezja mieszkańców Warmii i Mazur, prostych ludzi, może nawet szerzej nieznanych. Do katalogu najnowszych poetyckich zachwytów zaliczam twórczość Grabaża (Pidżama Porno i Strachy Na Lachy) oraz Krystyny Miłobędzkiej. Sam kiedyś tworzyłem, ale to może dziś pomińmy.

Jest też szczególny rodzaj poezji, którą przyswajałem w trakcie odkrywania bogactwa kultur indiańskich – poezję tubylczych poetów i pieśniarzy. Pierwszy mój kontakt z poezją indiańską, tłumaczoną na język polski, to lata 80. minionego wieku. Była to poezja rewolucyjna, nawiązująca do atmosfery indiańskiej rebelii lat 60., 70., i 80., okupacji Alcatraz, Wounded Knee, karawan i marszy na rzecz praw obywatelskich, społecznych i religijnych organizowanych wówczas przez Indian w całej Ameryce. A jednocześnie tęsknoty za dawnymi czasami, których wielu młodych poetów nie znało z autopsji, a jedynie z opowieści swoich rodziców i dziadków.

Miałem okazję czytać wiersze mistyczne, uduchowione, z jednej strony pokazujące dramat i biedę rezerwatów i dzielnic dużych miast, realiów znaczonych alkoholem i narkotykami, a z drugiej zawierające marzenia o życiu w lepszej rzeczywistości.
Zainspirowany niedawnym zaproszeniem grona przyjaciół na spotkanie poświęcone poezji indiańskiej znalazłem z swojej bibliotece antologię Rany podskórne. 15 poetów tubylczej Ameryki wydaną w 1998 r. (!).

We wstępie Maurice Kenny pisze: Nie, nie ma indiańskiej poezji, ale jest indiańska wrażliwość w brzmieniu ciszy, szacunku dla chmury, jastrzębia, jałowca podczas wędrówki przez czas; w prawie i przywileju milczenia, w milczeniu góry, wizji, w rzece torującej sobie drogę do kwitnącej łąki morza… Nie zgadzam się z nią o tyle, że właśnie to, ta wrażliwość, to jest właśnie indiańska poezja. Nie przydarzyłaby się żadnej innej społeczności na świecie.

A zgadzam się całkowicie z Karlem Kroeberem, który we wstępie pisze: Określanie indiańskiej duchowej świadomości mianem „mistycznej” to przysłanianie jej znaczenie trochę abstrakcyjnym terminem. Indiańska duchowość to  realistyczne spotkanie ze światem w jego prawdziwym kształcie.  […] W indiańskiej poezji zatem najbardziej powszechne rzeczy, miejsca i chwile – przy „szarym jak deszcz świetle południa” w wierszu Wendy Rose, ale też bezbarwne przejawy współczesnego życia w mieście, jak stara łyżka Ortiza, przyczepa dłużycy Bruchaca, obskurny bar w Albuquerque Harjo  mogą promieniować uświęcającym blaskiem. Wydarzenia i rzeczy nie są przedmiotem kultu, ani fetyszem, ale dostrzega się ich duchowe wymiary i je pielęgnuje.

Rany podskórne nie są dziś jedynym tomikiem indiańskiej poezji przetłumaczonej na język polski, ale pozostają jednym z najważniejszych. Mam tu swoje ulubione frazy, które przeczytane kilkadziesiąt lat temu, nawet jeśli niedokładnie zapamiętane, to pozostały w sercu do dziś.

Elizabeth Cook-Lynn (Crow Creek Sioux) pyta:
Czy aby dobrze zrozumieć
twoje oczy muszą widzieć to, co moje?

Może nie, ale bez tego spojrzenie na poezję świata byłoby znacznie uboższe…




Rany podskórne. 15 poetów tubylczej Ameryki,
Wybór, opracowanie i wstęp: Maurice Kenny.
Przedmowa: Karl Kroeber.
Przekład: Marek Maciołek.
Wyd. Tipi,
Wielichowo 1998

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura