"Zniszczenie przychodzi tylko wtedy, kiedy pomagamy mu przyjść". Indianie nie pozwolili. Niezwykłe świadectwa indiańskich dróg do wolności w listach do Indiańskiej Babci z Polski.
Każde środowisko ma swoje ważne daty przełomowych momentów, swoje święte miejsca i ważne postaci. Nie inaczej jest z polskimi indianistami, którzy sfederowani w PRPI liczą sobie już prawie 50 lat. Jeszcze przed chodzieską inicjatywą organizacji zlotów, wiele osób skupiało się wokół tych, którzy ich inspirowali, kształtowali na indianistycznej drodze. Jedną z nich była Stefania Antoniewicz, nazwana przez Indian i Polaków Indiańską Babcią.
W jej warszawskim mieszkaniu spotykali się ludzie tworzący Ruch i inicjujący wiele działań, również z udziałem Indian, nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. To tu trafiał m.in. James Brenner, indiański student zakochany w pewnej Polce, z inicjatywy którego na język polski została przetłumaczona głośna książka Pochowaj me serce w Wounded Knee, na której wychowało się wiele pokoleń pasjonatów indianerki.
Babcia znana była z tego, że korespondowała z Indianami, przesyłała im – w swoim imieniu i imieniu jej polskich przyjaciół – listy poparcia dla indiańskiej walki o samostanowienie i prawa człowieka. A lata 70. to czas indiańskiej rebelii w USA, czas różnych okupacji, marszów, protestów. Dzięki otrzymywanym od Indian informacjom i gazetom Polacy znali prawdziwe oblicze tego, co tam się działo.
Książeczka o Babci to skromny, ale mocny hołd oddany jej wielkiemu dziełu. To kilkanaście fragmentów indiańskich listów do niej, kilka opowieści jej indianistycznych wnuków i przyjaciół o niej samej i wielkości jej postaci.
Z jej kart wyłania się atmosfera niezwykłego romantyzmu indiańskiej walki o ich prawa, kształtowania się nowej panindiańskiej świadomości tubylców USA – okupacji Wounded Knee 1973, procesów sądowych, odsiadki we więzieniach, początków "sprawy Leonarda Peltiera", budowania społeczności D.Q.University, indiańskiej uczelni – ale i całkiem nieromantycznych, bo trudnych starań o utrzymanie rodzin, zwykłej biedy, ale i nadziei, okraszonej gniewem na niesprawiedliwą rzeczywistość.
Z dzisiejszego punktu widzenia, niesamowicie i wprost niewiarygodnie brzmią emocje Indian zaangażowanych, co tu dużo mówić, w walkę przeciwko federalnemu rządowi USA! Dużo w tej korespondencji o okupacji Wounded Knee, o innych następujących później wydarzeniach w rezerwatach – m.in. o wyborczej rywalizacji w Pine Ridge, między prorządowym Dickiem Wilsonem, a Russellem Meansem, jednym z liderów okupacji i AIM, o Najdłuższym Marszu 1978…
Ileż naiwnej, z dzisiejszego punktu widzenia, naiwności w listach Indian do Babci! Darryl Wilson, Indianin Pit River (z zachodu USA), poeta, pisarz, aktywista indiański, gdy pisał o kłopotach z przeprowadzką i pozyskaniem kawałka ziemi, pisze: Otwarcie deklarujemy, że zaprzeczamy prawu rządu USA do tej ziemi. Wierzymy, że żadna ziemia w Kalifornii nie jest własnością rządu USA. Oni oczywiście twierdzą, że posiadają całą ziemię – chociaż mają tytuł do tej ziemi, ale żadnego traktatu z moim ludem, i my nigdy się nie poddamy!
Inny aktywista, Lee Big Water, Pottawatomi, były członek AIM i uczestnik okupacji Wounded Knee 1973, pisze długi list o spodziewanym zwycięstwie AIM, o zwycięstwie „sprawy indiańskiej”, ale i o eksterminacji Indian przez rząd USA, o sterylizacji indiańskich kobiet. My zwyciężamy, ale rząd nie zostawi naszych kobiet w spokoju… Pisze: Wiemy, że zwyciężymy, końcowy rozdział będzie pisany przez indiańskie Narody w Ameryce, ujrzymy to, i Wielki Duch stanął po naszej stronie, by dowieźć, że zwyciężymy.
Mój Boże, jest nawet wiara w to, że „sprawa Peltiera”, zakończy się na chwilowym zatrzymaniu: Leonard Peltier został przez sąd uwolniony od „Zarzutu Morderstwa”, tutaj w Milwaukee. To jest dobre dla nas; jednak pozostaje w więzieniu z powodu innych zmyślonych zarzutów… (list Michaela Lee Big Water).
Dziś wiemy, że wówczas ani Wounded Knee 1973 nie dało żadnych szybkich rezultatów, a „sprawę Leonarda” znamy dziś jako niekończące się draństwo i niesprawiedliwość amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości.
Przy okazji poznawania atmosfery lat 70. – jednego z najgorętszych dla Indian okresu czasu – odkrywamy potworne różnice między, jakby to dziwnie dla Indian wówczas nie brzmiało, amerykańskim światem wolności (choćby wolności podróżowania), a naszym zamkniętym w stęchłej komunie zaściankiem. Darryl Wilson, gdy był w Genewie na jednej z konferencji praw człowieka, pisze, że … blisko byliśmy Polski, ale nie mogliśmy – z powodu rozkładu zajęć odwiedzić twojego kraju. Nie wiedział, że zajęcia to nic wobec komunistycznej machiny zamknięcia na świat! Jakże naiwnie brzmi nadzieja, którą zawiera w jednym z listów, gdy pisze, że udzielił wypowiedzi (również Radiu Warszawa) mówiąc, że … zbyt długo istnieją Żelazne Pięści, Żelazne Kurtyny, Żelazne myślenie i Żelazne sny, licząc, że zostanie to wyemitowane! Oni wówczas mieli już AIM, a wolnościowy ruch „Solidarności” w Polsce narodził się dopiero siedem lat później.
Wiele w tej książce indiańskiej mistyki, indiańskich idei, które dzisiaj określamy jako „przesłanie dla Ziemi”, wiele wrażliwości i nadziei. Nie chcę odbierać przyjemności z czytania te książki i samodzielnego odkrywania tych wspaniałych myśli, więc poprzestanę na jednej: Zniszczenie przychodzi tylko wtedy, kiedy pomagamy mu przyjść.
Myślę sobie, że to, co pomagało Indianom przetrwać tamten ciężki czas, zasadzało się właśnie w nadziei, nawet tej naiwnej. Czas rewolucji zawsze obfituje w pewnego rodzaju naiwną nadzieję, w piękne hasła zagrzewające do walki. Tak było i wtedy. I to w tej książce widać doskonale. Nie pozwolili nadejść zniszczeniu i swoisty renesans idei tubylczych może być owocem tamtych starań.
Książka wymaga pewnie obszernego komentarza tych, którzy znali Babcię, albo wydania poszerzonego, do czego namawiam, ale już w tej formie jest niezwykłym świadectwem początków tego, co jest częścią naszej indianistycznej tożsamości.
Indiańska Babcia, Stefania Antoniewicz
opr. zbiorowe
Foxes Books 2023
Inne tematy w dziale Kultura