Czy można pisać o historii, której nie było, a która jednak się wydarzyła? W tytule książki "Babki od histy" mieści się pewien paradoks - opowieść o wydarzeniach historycznych, o których "każdy wie", choć nie nie tak, jak powinien.
O Autorce wielu pisało tak przekonująco, że kupiłem Historię, której nie było i zacząłem regularnie obserwować Facebookowy profil Babka od histy. To nikt inny, jak Agnieszka Jankowiak-Maik, nauczycielka, współczesna emancypantka i społeczniczka zaangażowana w zmiany w edukacji publicznej.
Jej książka, wokół której zrobiło się głośno praktycznie od samego początku, nie jest podręcznikiem historii, ale opowieścią o historii. I to nie całej, a po najbardziej znanych momentach, które finalnie... nie są znane.
Okazuje się, że powszechna znajomość "faktów historycznych" jest oparta na popularnych legendach, informacjach źle odczytanych w archiwach i równie źle powielanych przez kolejne pokolenia. I nie jest to prostackie odzieranie historii z mitów narodowych, ale eleganckie i intrygujące zaproszenie do uważnego wczytywania się w teksty historyczne, szukania wielu źródeł i własnych poszukiwań literackich.
Oczywiście znajdą się tacy, którzy Babkę od histy odsądzą od czci i wiary za krytykę Kościoła zaangażowanego w średniowieczne intrygi, za umniejszanie jednej legendy kosztem innej, ale inteligentny czytelnik na pewno zainteresuje się np. lepiej niż gdzie indziej nakreśloną postacią Bony, która nie była tak demoniczna, jak niesie wieść gminna, czy Św. Jadwigi, która nie tylko była żoną Władysława Jagiełły, ale przede wszystkim bardzo świadomą i inteligentną osobowością tamtych czasów. Nie było np. Chrztu Polski, ale był chrzest dworu Mieszka I, który przyniósł wymierne korzyści dla rodzącego się państwa polskiego. Nie było słynnego przemówienia Churchila adresowanego specjalne do polskich lotników, co nie zmienia faktu, że brytyjski premier Polaków walczących o Anglię bardzo cenił.
Rzecz w tym, na ile chcemy trwać przy pewnych - co tu dużo mówić - komfortowych stereotypach, a na ile poznawać historię taką, jaka była naprawdę. Stereotypy są wygodne, bo pamiętamy je od dawien dawna, a z nowościami musimy dopiero zapoznawać się i próbować dopiero zapamiętywać.
Mam wrażenie, że Autorka napisała swoją książkę w takim stylu nie po to, by została naruszona "polska duma narodowa", cokolwiek dziś znaczy, ale by oddać faktyczne zasługi męstwa i inteligencji Polaków w dziejach. Jeśli pisze na przykład - rzecz dla wielu niewyobrażalna! - że nie było żadnego "cud nad Wisłą", a zwycięstwo nad Rosjanami w 1920 r. było efektem znakomicie opracowanej taktyki i przygotowanej polskiej armii, to to nie znaczy, że opluwa polskie tradycje narodowe, ale to, że oddaje cześć polskiej armii i jej dowództwu.
Nie spodoba się ta książka tym, którzy "wiedzą lepiej", ale zaintryguje tych, którzy doceniają fakty i postaci wyciągnięte z cienia Historii, pisanej świadomie z wielkiej litery. Dużo tu nie tylko o tych, co walczyli, ale i tych, którzy pracowali w ciszy gabinetów, którzy uczyli i uczyli się. No i kobiety! Pisząc o nich co chwila Autorka bardzo świadomie przypomina ich znaczącą rolę w wielu momentach skomplikowanej polskiej historii.
Bo historia to piękna część edukacji, choć przez wielu nielubiana. Więc może czas na tak atrakcyjną formę nie eksponującą tylko i wyłącznie daty, ale łączącą daty z procesami i ich konsekwencjami.
Na razie takie wydawnictwa to perełki.
Agnieszka Jankowiak-Maik, Historia, której nie było, Wydawnictwo Otwarte, 2022.
Inne tematy w dziale Kultura