To nie status ekonomiczny decyduje o tym, kto jak mocno dewastuje środowisko, a egoizm. Z tego powodu działalność na rzecz ochrony środowiska to w wielu wypadkach walka z ludzkim egoizmem, ale również pokazywanie sensu pomocy innym. I pomaganie.
Parę tygodni temu pisałem, że nie wszyscy będą ekologiami i ze nie wszyscy będą w życiu zajmować się prawami ochrony środowiska, ale każdy może środowisku – nawet w małej skali – pomóc. Pisałem o tym, iż mówi się, że środowisko najczęściej niszczą ludzie biedni, których nie stać na dobrej jakości węgiel opałowy lub gazowy piec.
Ale to nie status ekonomiczny decyduje o tym, kto jak mocno dewastuje środowisko, a egoizm. Z tego powodu działalność na rzecz ochrony środowiska to w wielu wypadkach walka z ludzkim egoizmem, ale również pokazywanie sensu pomocy innym. I pomaganie.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: mamy osiedle kilkunastu domków jednorodzinnych. Każdy z nich jest podłączony do miejskiego cieplika albo ma fotowoltaikę i pompy ciepła lub przynajmniej piec gazowy.
Wszyscy z wyjątkiem jednego. Ten jedyny, położony pośrodku osiedla, ma zwykły piec węglowy, w którym pali się czasami odpadami. I od czasu do czasu nad osiedlem płyną kłęby ciemnego duszącego, mdło-słodkawego dymu. Pali jeden, cierpią wszyscy.
I ci wszyscy narzekają, że „Stasiu, Zdzisiu lub inny Marian” to łotr, który truje siebie i okolicę. Wszyscy oni lamentują i złorzeczą, informują lokalną telewizję i tygodniki o tym, jak bardzo są oburzeni i jak bardzo protestują przeciwko truciu powietrza na ich osiedlu.
Ale żaden z nich nie zainteresował się dlaczego ów „Stasiu, Zdzisiu lub inny Marian” tak robi – czy jest egoistą, który ma cztery samochody i co roku lata na wakacje do Hiszpanii, ale nie chce mu się instalować ekologicznego źródła ciepła, czy może jest biednym sąsiadem, który mieszka w domku jednorodzinnym, jak inni, ale starym, bo nie stać go ani na remont, ani na nowy piec.
Specjalnie przejaskrawiam ten przypadek, by pokazać ideę solidarności ekologicznej w małej skali; by zastanowić się czy aby lepszym rozwiązaniem nie byłoby zaproponowanie biedniejszemu sąsiadowi pomocy finansowej, jakieś akcji zbiórki publicznej i wspólnej wymiany pieca, a w konsekwencji do poprawy powietrza na osiedlu?
To nic innego, jak inwestowanie w poprawę jakości powietrza na swoim osiedlu! Przecież to się opłaca! Wszystkim! „Stasiowi, Zdzisiowi czy innemu Marianowi” i każdemu jego sąsiadowi…
Nim ktokolwiek z Szanownych Gości Zielonego Pokoju się żachnie, że to nic innego jak „wyręczanie leni i nierobów”, przypomnę, że taki gest solidarności ekologicznej wykonały wobec Polski państwa, którym byliśmy winni pieniądze, które pożyczał jeszcze Gierek i inni aparatczycy PRL-u.
Oto Polska, już jako nowa RP, podczas przełomu lat 80. i 90. XX w. stanęła przed perspektywą oddania tych długów – i to niemałych kwot – Stanom Zjednoczonym, Niemcom, Szwecji, Norwegii, Szwajcarii, Francji i Włochom.
Wszystkie te państwa podjęły jednak decyzję, że zamiast oddawać te, należne im, pieniądze, Polska powinna zainwestować w ekologię.
I część tego długu została przeznaczona m.in. na ograniczanie transgranicznego transportu dwutlenku siarki i tlenków azotu oraz eliminację niskich źródeł ich emisji, ograniczanie dopływu zanieczyszczeń do wód powierzchniowych (i dalej Bałtyku), inwestycje ochrony klimatu, ochronę różnorodności biologicznej czy racjonalizację gospodarki odpadami i rekultywację zanieczyszczonych gleb.
Po prostu państwa – donatorzy zrezygnowały z części kwot długu, które Polska zainwestowała w poprawę stanu środowiska, a z którego oni wszyscy – łącznie z odległymi USA – po prostu skorzystały. To tacy właśnie sąsiedzi, którzy pomogli temu biedniejszemu polskiemu „Stasiowi, Zdzisiowi czy innemu Marianowi”. A mogli protestować i złorzeczyć, prawda?
Taka jest właśnie idea solidarności ekologicznej, wspólnego działania i wspólnej pomocy tym wszystkim, którzy bez naszej, państwa czy samorządu pomocy nie dadzą sobie rady. A efekt takiej pomocy jest ogromny.
Inne tematy w dziale Rozmaitości