W czasach, gdy świat coraz częściej zamyka się w swoich strachach, nienawiściach, fobiach, fochach, gniewie, wrzaskach i niesprawiedliwości, ja coraz większą buduję ścianę pełną drzwi.
Dzień w dzień, tydzień w tydzień uciekam przez nie do innego świata; wybiegam przez nie w przyszłość, czasami wracam do przeszłości; biegnę ku marzeniom o lepszym świecie, bardziej radosnym. Wylatuję daleko stąd, czasami kręcę się bardzo blisko, ciekawy ludzi przyjmuję zaproszenia do ich domów, ich miast i ich umysłów. Wchodzę w ich świat z należnym im szacunkiem i czym większą okazuję im uwagę, z tym z większą otwartością zapraszają mnie do swojego świata. I czuję się tam bardzo dobrze…
Jasne, za tymi moimi drzwiami też spotykam niesprawiedliwość, gniew i rozczarowanie; tam też człowiek dybie na człowieka, nienawidzi go, czasami upadla i atakuje. Ale z każdej takiej historii wypływa taka oto nauka: że skoro takie historie pokazały się na kartach książki, to znaczy ktoś je zauważył i jest szansa na to, że kto inny na tę niesprawiedliwość zareaguje i ją zakończy. Wiele razy dramaty kończą się błyskiem promyka nadziei, że (mimo wszystko) będzie lepiej.
I nawet jeśli spotykam za drzwiami kogoś kto ma inny ogląd na świat niż ja, to zawsze można z nim porozmawiać spokojnie. I spokojnie przemyśleć to, co on do mnie mówi, przemyśleć, co ja mógłbym mu powiedzieć, gdybym spotkał go w realnym życiu i gdyby zechciał mnie spokojnie wysłuchać… Gdyby zechciał…
Wracam czasami do naszego świata, by sprawdzić czy stał się lepszy i zawsze ponownie uciekam za drzwi. Ale wracam, przepełniony nadzieją, że może kiedyś będzie lepiej, bo wiem, że naszego świata nie można pozostawić na pastwę losu i głupich, podłych ludzi.
Inne tematy w dziale Kultura