Stanisław Łubieński, przyrodnik, kulturoznawca, opowiadacz zwykłych historii niezwykłym językiem, publicysta, pisarz, człowiek zapewne jeszcze wielu innych talentów, podczas swego wystąpienia na Festiwalu Literacki Sopot 2020 mówił o tym, ile krzywdy ludzie wyrządzają zwierzętom przy nieświadomej akceptacji innych ludzi.
Ci ostatni próbują karmić ptaki nasionami kupionymi przy wejściu, podziwiają z bliska (gdy usiądą im na głowie lub ramionach) lub – o zgrozo! – głaskać… Stanisław Łubieński użył określenia, że ludzie traktują je jak kolorowe roboty, a tymczasem to żywe stworzenia czujące tak samo stres jak my.
Uświadomiłem sobie wówczas jak często ludzie nieświadomie krzywdzą zwierzęta kierując się jak najbardziej naturalnym odruchem pomocy, instynktem opieki nad mniejszym i słabszym.
Nie podejrzewam, że wszyscy ludzie odwiedzający „papugarnie” to psychopatyczne potwory. Idą tam kierowani ciekawością i pewną podświadomą sympatią do ptaków. Taką samą sympatią do ptaków i instynktem opieki nad mniejszym kierują się ci ludzie, którzy widząc podlotka lub pisklę wypadłe z gniazda, biorą je do domu i karmią lub dzwonią do „ptasiego azylu”. Tak samo robiłem będąc nastolatkiem.
Albo zimowe dokarmianie – mało kto jeszcze wie, że dokarmianie chlebem, który rozmaka, pleśnieje ptakom szkodzi. One od jedzenia chleba po prosu umierają.
Tylko to trzeba wiedzieć. By tym ptakom realnie pomóc, trzeba wiedzieć w jaki sposób i w jaki sposób im nie szkodzić. Z tego punktu widzenia nie ma różnicy między odwiedzającymi „papugarnie”, a tymi, co biorą podlotki na „domowe wychowanie” albo dokarmiają. Jedni, drudzy i trzeci są przekonani, że robią jak najlepiej – w pierwszym przypadku wzbudzają zainteresowanie ptakami u swoich dzieci, w drugim i trzecim – że realnie pomagają.
Problem jest z tymi, którzy „przemysł papugowy” organizują – oni wiedzą, że realnie ptakom szkodzą i wykorzystując naiwność i dobroć ludzką wciągają w ten proceder innych.
Innym problemem, który ma jednak inny kontekst ideowy i polityczny, to polowania na ptaki. Przyrodnicy, duża część opinii publicznej – i niektórzy myśliwi – podnoszą głośno, że nie ma żadnego ekonomicznego, przyrodniczego sensu utrzymywania polowań na ptaki, wiele osób udowadnia szkodliwość tych polowań (min. niecelne strzały raniące ptaki, które potem umierają w męczarniach, użycie ołowianej amunicji szkodzącej ekosystemom jeziornym, odstrzały gatunków zagrożonych, kiepski stan wiedzy myśliwych mających kłopoty z rozpoznawaniem poszczególnych gatunków), ale silne międzypartyjne lobby myśliwych ten szkodliwy proceder utrzymuje. I skutecznie, jeszcze, odwołując się do „tradycji łowów”, próby jakichkolwiek zmian blokuje. Mam tylko nadzieję, że zdenerwowanie prezesa Jarosława Kaczyńskiego na działanie lobby futerkowego „pójdzie” dalej i dobierze się do skóry także myśliwym.
Każda zmiana jest efektem zwiększonej świadomości ekologicznej przeciętnych obywateli, którzy nie wchodząc w szczegóły, „na czuja” wiedzą co jest dobra, a co złe. Skoro udaje się z cyrkami, uda się z „papugarniami”, a następnie z polowaniami na ptaki… A przy okazji nauczymy ludzi dobrze dokarmiać…
Komentarze
Pokaż komentarze (8)