Trudno dziś sobie wyobrazić Polskę bez Sierpnia’ 80 i jego efektów, bez „Solidarności” i pokojowych zmian ustroju w 1989 r. I nie myślę tu o wprowadzeniu stanu wojennego wcześniej niż został wprowadzony, czyli w grudniu 1980 r. – a takie plany przecież były. Nie myślę tu o odwecie komuny po przegranych wyborach w 1989 r.
Myślę tu o takim przebiegu strajków w 1980 r., które poszłyby w całkiem inną stronę niż poszły. Przecież strajki w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r. były dwa – „mały” w dniach 14-16 sierpnia i „duży” od 16 do 31 sierpnia.
„Mały” zakończył się na spełnieniu przez dyrekcję Stoczni żądań strajkujących: przywróceniem Anny Walentynowicz i Lecha Wałęsy, zgodą na umieszczenie przy Stoczni tablicy upamiętniającej pomordowanych w grudniu 1970 r. oraz podwyżką pensji stoczniowców.
Sierpnia’ 80 nie byłoby gdyby nie dzielne kobiety – Anna Ossowska, Alina Pieńkowska, Anna Walentynowicz i Henryka Krzywonos uświadomiły komitetowi „małego strajku”, że jeśli to się zakończy w tej chwili, to inne zakłady – strajkujące w geście solidarności ze Stocznią Gdańską – zostaną spacyfikowane, a strajkujący poddani szykanom.
Porozumień Sierpniowych by nie było, gdyby na przełomie obu strajków do Stoczni Gdańskiej, w której było raptem kilkuset robotników, wtargnęła milicja, która miała na to zgodę. Nie weszli. Na szczęście…
Nie byłoby Sierpnia’ 80 gdyby nie Lech Wałęsa – gdyby nie zdążył na strajk w pierwszym dniu, gdyby nie podjął decyzji o rozpoczęciu „dużego” strajku solidarnościowego i gdyby nie jego niezłomna postawa w trakcie całego strajku. I cokolwiek o nim dziś sądzimy, to właśnie jego wcześniejsze zaangażowanie w działalność w Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża i autorytet jakim darzyli go robotnicy pozwoliły na podpisanie Porozumień Sierpniowych i finalnie na powstanie NSZZ „Solidarność”.
Tych „gdyby” jest znacznie więcej. Strajku mogło nie być, mógł potoczyć się całkowicie inaczej. Zakończył się jak się zakończył. To efekt determinacji opozycji, robotników, wielu przemyśleń, strategii, doświadczeń, ale również zwykłego przypadku.
Podejrzewam, że tak się kształtuje każda większa historia – poza wielkimi dokonaniami odnotowywane są te mniejsze „zbiegi okoliczności”. Na zbiegi okoliczności się nie zwraca uwagi, a pamięta się o wielkich momentach i wielkich nazwiskach.
Inne tematy w dziale Kultura