Awantura w Warszawie wywołała równie mocną awanturę w mediach społecznościowych. Facebook i mu podobne rozgrzały się do czerwoności, gdzie zwolennicy jednej i drugiej strony sporu kulturowego - bo chyba o takim w tym wypadku można mówić - zarzucili się najgorszymi obelgami.
Gdy tak spoglądam na polskie spory ideowe i polityczne od pewnego czasu aż mi się wierzyć nie chce, że są udziałem narodu, z którego 40 lat temu narodziła się "Solidarność" i dała początek pokojowej rewolucji.
Aż mi się wierzyć nie chce, że z tego doświadczenia pokojowej rewolucji dzisiaj już prawie nic nie zostało. Że nienawiść trawiąca dziś Polskę stała się wyznacznikiem emocji, wokół których ludzie skupiają swą uwagę i energię.
Ktoś musi mieć w tym podziale swój interes, musi tym ktoś sterować, musi dbać o to, by te emocje nigdy nie wygasły. To nie (tylko) polityka i politycy, to dziś znacznie więcej osób i środowisk.
Podziały polityczne to nie tylko stronnictwa i partie, to nie tylko media i instytucje, to również rodziny, które w spokoju nie mogą siadać do świątecznego stołu albo przestały już dawno się odwiedzać w trakcie wakacji, wiedząc, że każde takie spotkanie skończy się awanturą i kolejną obietnicą "nigdy już tu nie przyjadę".
Wielu Polaków zatraciło zdolność stawania ponad podziałami, nie angażowania się w kłótnie, wiedząc, że wpływu na politykę nie mają i jednocześnie uważając, że są sprawy i wartości niewarte obrzucania politycznym błotem.
40 lat temu zaczęła się pokojowa rewolucja "Solidarności", która skupiła wokół swych wartości ok. 10 milionów Polaków. Mimo sporów i poważnych różnic poglądowych trzymali się razem. Przyszedł stan wojenny i próba wymazania poczucia wolności. Nie udała się, a więcej - wiosną 1988 r. objawiła się z nową energią doprowadzając do wielkich zmian.
10 milionów zjednoczonych ludzi. Zjednoczonych wokół jednego sztandaru. Co dziś z tego zostało?
Inne tematy w dziale Kultura