Rzadko obecnie poruszam się samochodem. Jeżdżę, gdy muszę. Ale za każdym razem zdarzyło mi się zaobserwować jak ”miejskie ptaki” – zwłaszcza kawki, i gołębie – zrywają się z miejskich trawników położonych przy jezdniach lub z zielonych pasów rozdzielających pasy drogi i z ledwością uchodzą z życiem przed najeżdżającym samochodem.
Zdarzyło mi się kilka razy hamować, by mi się delikwent nie rozbił o maskę. Nigdy dotąd nie obserwowałem tego zjawiska tak często. Jakby przybrały na wadze albo oduczyły się latać.
Podejrzewam, że to efekt tego, że miejskie zwierzęta po prostu odzwyczaiły się od widoku ludzi i gęstego ruchu w czasie ostrej kwarantanny. Przypomnę, że jeszcze niedawno można było w środku dnia stanąć na zwykle mocno ruchliwym skrzyżowaniu nie widząc przez kilka minut żadnego najeżdżającego samochodu.
W tym czasie można było zaobserwować zwiększoną liczbę ptaków żerujących w miejskich parkach i skwerach, więcej niż zwykle wiewiórek przebiegających ulice i chodniki, a zdjęcia większych ssaków spacerujących po ulicach dużych miast nie wzbudzały żadnego zdziwienia. Po prostu w miejsca, skąd „wycofali się” ludzie zajrzały zwierzęta.
Pół żartem, pół serio, wyobrażam sobie konsternację wśród zwierząt, które zorientowały się, że ludzie, którzy byli „zawsze” nagle zniknęli. Wyobraziłem sobie nawet dialog pary gołębi grzywaczy siedzących na gnieździe:
- Cześć kochanie, nie wiesz, co się stało z ludźmi? Tak nagle zniknęli...
- Nie bardzo. Może jaja wysiadują?
- Ludzie? Jaja? Nieee ...
- No to sprawdzę...
...
- Już wiem. Zamienili się w kaczki.
- W kaczki?
- Tak. Wszyscy mają dzioby.
Miejmy więc świadomość tego, że i dla zwierząt to nowy czas i nowe doświadczenie. I pomóżmy im te ponowne z nami spotkania przeżyć. Na przykład nie szarżując po mieście.
Inne tematy w dziale Rozmaitości