Gdy parę lat temu Indianie z rezerwatu Standing Rock w Dakocie Północnej bronili swoich terenów traktatowych przed rurociągiem Dakota Access, zagrażającemu zasobom wodnym na terenie rezerwatu i terenach rolnych należących do białych farmerów położonych poniżej, wydawało się, że odwołują się do idei już dawno znanych.
Hasło „Woda to życie” wyrażane po lakocku to „Mni Wiconi” i brzmi egzotycznie, ale samo stwierdzenie wydaje się „stare jak świat”, bo przecież wiadomo, że bez wody nie ma życia, nie ma żadnych procesów biologicznych, a i bardzo wielu procesów produkcyjnych.
Ale, można zapytać, co z tego, że niby o tym wszystkim wiemy, skoro wody nie szanujemy? Wydaje się nam, że woda „będzie zawsze”, że za każdym razem, gdy odkręcimy kran ona stamtąd poleci.
Casus Sandomierza, który w 2019 r. wprowadził czasowe wyłączenia wody z powodu suszy, był na tyle krótki i lokalny, że nie stał się żadnym ostrzeżeniem. Pojawiające się coraz liczniejsze artykuły na różnych portalach internetowych, pisane w tonach alarmistycznych, nie budzą wątpliwości: z wodą, albo raczej z jej brakiem, będzie coraz gorzej.
Ale ludzie – zwłaszcza w Europie, Polsce – przyzwyczajeni do tego, że woda „jest zawsze” nie bardzo doceniają skalę zagrożenia. Również z tego powodu, że bardzo często w roli winowajcy ustawia się wyłącznie zmiany klimatu, a więc coś, co jest „poza nami”. A w powszechnej świadomości nie mamy na to wpływu, więc „oddajemy” ten problem walkowerem. Tymczasem duży wpływ na ubożejące zasoby wodne mają bezmyślne decyzje polityków, tych „małych” samorządowych i tych „dużych” sejmowych.
Miejskie „wyspy ciepła” nie powstały z powodu zmian klimatycznych – one to zjawisko spotęgowały – ale z powodu fatalnej polityki urbanizacyjnej miast uparcie zwiększającej odsetek powierzchni nieprzepuszczalnych, monotonnie betonowanych bez żadnych drzew.
Spadek poziomu wód w rzekach i jeziorach, spadek poziomu wód podziemnych w różnych częściach Polski, „stepowienie” już nie tylko Wielkopolski, ale i innych regionów kraju to przecież efekt m.in. bezmyślnych inwestycji górnictwa węgla brunatnego. To, że niejedna polska rzeka znikła z polskiego krajobrazu, jest efektem fatalnych melioracji jednostronnych, które doprowadziły do odwodnienia znacznych obszarów i zaburzeń w zlewniach mniejszych rzek.
Lokalne powodzie w miastach nie są efektem zmian klimatu, ale zasypywania koryt rzecznych przy gęsto zabudowanych działkach budowlanych. Jeśli mamy do czynienia ze złą jakością wód w rzekach i jeziorach, to wiemy, że cały czas zrzuca się nieoczyszczone ścieki z terenów szybko urbanizowanych bez zabezpieczeń sanitarnych. Jeśli bowiem różnica między poziomem skanalizowania a zwodociągowania wielu gmin wynosi niekiedy nawet 60 procent, to wiadomo, że duża część tych ścieków trafia po prostu do gruntu i do rzek.
Wszystkie te problemy nie biorą się znikąd. Za każdym z nich stoi człowiek i jego złe decyzje, brak decyzji, bądź jego zachłanność. Obok tych, którzy wody nie szanują z bezmyślności stoją ci, którzy zasoby wody dewastują bardzo świadomie w imię swoich brudnych prywatnych interesików.
Nie szanujemy wody z powodu bezmyślności, z powodu chciwości, ale i braku wyobraźni. Informacje o tym, że w niektórych państwach Bliskiego Wschodu litr wody jest droższy od litra benzyny kwitujemy szyderstwem; wiadomości, że w niektórych państwach Afryki wodę zdobywa się idąc kilometrami do podstawionych cystern traktujemy jak bajki naiwnych ekologów.
Nie szanujemy wody, bo dla wielu samorządowców obłudnie deklarujących troskę o zasobność gminnych budżetów, ważniejsze są inwestycje deweloperskie trwale dewastujące nie tylko przestrzeń, ale i zasoby wodne. Politycy bałamucąc naiwnych marzeniami o „skoku cywilizacyjnym” na miarę Gierka, planują wielkie inwestycje hydrotechniczne, tamy, drogi wodne pogłębiające i tak kiepski stan zasobów wodnych w Polsce.
A wszyscy oni pogardliwie odnoszą się do głosów nawołujących do rezygnacji z wielu szkodliwych inwestycji lub przynajmniej wdrożenia poważnych korekt wielu z nich.
Zdewastowanych zasobów wodnych nie da się łatwo odtworzyć. Wiedzą o tym Niemcy odtwarzający zlewnie rzek. Dlaczego my nie chcemy brać nauki z tych dobrych przykładów?
Zacząłem od Indian, więc ich wątkiem zakończę. Zaraza koronawirusa pokazała dobitnie, że dostęp do czystej, bieżącej wody jest jednym z elementów sukcesu w pokonywaniu tej pandemii. Wiele indiańskich rezerwatów w USA – taki III świat w najbogatszym państwie świata – nie ma dostępu do czystej wody, więc ich walka z koronawirusem jest znacznie trudniejsza niż w innych częściach Stanów i całego świata. Wiedząc o takich sprawach planujmy swoją przyszłość bardziej rozważnie i świadomie bez nabierania się na wiele pustych i fałszywych obietnic, pamiętając, że Mni Wiconi.
Inne tematy w dziale Rozmaitości