Tytułową wyższość spróbuję panu Lisickiemu i zwolennikom jego poglądów zobrazować za pomocą starego, klasycznego już przykładu.
Gramy w grę zwaną brydżem, założenia nieistotne. Po krótkiej licytacji dochodzimy do kontraktu 6 pik co oznacza ze wolno nam ddać tylko jedną lewę z trzynastu. Wróg z lewej atakuje Q karo (przeciwnicy wistują naturalnie, z KQxx Królem, z QJxx Damą) i wykrywa się stolik:
AJ754 KQ1032
K832 AQJ5
A2 95
Q10 A4
Bijemy w stole Asem (od prawego zachęcająca 8) i filozoficznie stwierdzamy że wobec lustrzanych rozkładów kontrakt nie należy, delikatnie pisząc, do nadwyżkowych. W dodatku gramy przeciw parze brydżowych wyjadaczy więc prawdopodobieństwo wypuszczenia gry szacujemy realistycznie na równe zero. Póki co ściągamy 2x atu (podzieliły się 2:1) cztery razy kiery (dzieliły się 3:2) i odchodzimy karową 9 ze świadomością że jest to ostatnia lewa którą możemy oddać wrogom. Lewę bierze wróg z lewej na dziesiątkę po czym bez namyslu wychodzi w treflową dwójeczkę. Oto sytuacja na placu boju:
J75 - - Q10
trefl 2
Q32 - - A4
Widać jak na dłoni że właśnie ważą się losy kontraktu. Gdy trafimy spod jakiej figury wyszedł przeciwnik -wygramy grę. Gdy poszedł spod Waleta wygrywa postawienie ze stołu dziesiątki, gdy wyszedł spod Króla- trzeba wstawić Damę. Jedynie gdy był posiadaczem obu figur treflowych (lub nie ma żadnej) nasze zagranie jest bez znaczenia.
Rachunek prawdopodobieństwa wskazuje że zarówno K jak i J u wroga z lewej są jednakowo prawdopodobne, możemy więc pozornie zdać się na los i uzależnić swoją decyzje od rzutu monetą. Czy aby na pewno?
Otóż opisaną sytuację uzna za losową jedynie ciężki frajer. Przecież jest jasne i oczywiste że treflowego Króla ma na STO PROCENT zawodnik z prawej, zatem jedyną szansą rozgrywającego jest położenie ze stołu DZIESIĄTKI w nadziei że ten z lewej ma treflowego Waleta. A dlaczego treflowy K MUSI być u gracza z prawej tego nie zamierzam tłumaczyć, Czytelnicy którzy jeszcze tego nie wydedukowali samodzielnie niech potraktują powyższy problem jako pożyteczne ćwiczenie myślowe.
A gdy już rozwiążą zagadkę to niech sie zastanowią się dlaczego sowieci natychmiast po katastrofie smoleńskiej położyli swoją ciężka łapę na "czarnych skrzynkach" a pierwsze kopie ich zapisów udostępnili poszkodowanym dopiero po uplywie wielu tygodni. Przecież do ich odczytania i skopiowania wystarczały godziny, najwyżej dni! Jaka więc mogła byc przyczyna tego, że je przetrzymywano niemal przez DWA MIESIĄCE w tajemnicy przed całym światem? Odpowiedź, podobnie jak lokalizacja treflowego Króla w omówionym wyżej rozdaniu, jest prosta, oczywista i jednoznaczna. Aby ją znaleźć trzeba tylko pozbyć się przesądów i uprzedzeń oraz odrobinę ruszyć głową.
Nie mam złudzeń że przekonam w ten sposób szerokie grono zwolenników "przypadkowości" albowiem, jak powiada klasyk, "nauczyc liczyć da się prawie wszystkich, nauczyc mysleć- tylko niektórych". Moze więc przynajmniej u tych "niektorych" uda mi się zasiać ziarenko wątpliwosci?
Inne tematy w dziale Rozmaitości