Sympatyczny nastolatek wyciąga rękę jak gdyby próbował włożyć mi palec w oko, ale nie może przebić okularów. Siedzę w kinie oglądając trójwymiarowy dokument o najnowszej sensacji popu w Ameryce: "Justin Bieber. Never Say Never". Nakręcony w formacie 3D występ 16-latka w Madison Square Garden stanowi rdzeń filmu. A może jest zwieńczeniem kariery. To najważniejsze dla popu miejsce świata. Gdy się jest główną atrakcją koncertu w tak młodym wieku, na takiej estradzie, co więcej czeka piosenkarza? Dojrzałość, niestety, a to oznacza szybki koniec.
Uniknął szybkiego końca Michael Jackson, który zaczął występować już jako kilkulatek, ale miał wielki talent. Justin posiada więcej chłopięcego wdzięku, niż talentu. Ma płytki głos. Raczej naśladuje czarnych chłopców ze swojego zespołu w tle, aniżeli tańczy. Brakuje mu ich zmysłowego poczucia rytmu, które sprawia, że tamci osiągają granice możliwości ciała, kiedy widać, że dalej już posunąć się nie można. Jest zwykłym białaskiem biorącym przykład z rozerotyzowanych Murzynów nawet tym, że na estradzie czasem łapie się za krocze, jakby było za co.
Na razie Bieber się podoba. Najbardziej białym dziewczynkom i nastolatkom poczynając od takich, które noszą druciane nakładki prostujące zęby i czują dopiero pierwszy zew hormonalny do dziewcząt o zębach wyprostowanych i nieźle już "zewem" hormonalnym poruszonych. Podoba się też starszym dziewczynom i kobietom, a także matkom i babciom. Chyba każda nie bardzo rozgarnięta chciałby tak miłego mamisynka i słodkiego wnuczka. Wprawdzie nie ma czasu się uczyć, ale za to śpiewa, tańczy i zarabia. W ubiegłym roku 100 milionów dolarów.
Myliłby się jednak, kto uważa, że chodzi o pieniądze. Matka Biebera imieniem Mallette wyznała Vanity Fair w lutowym numerze ze zdjęciem syna na okładce, że spotkała się z Bogiem. Zrozumiała wtedy - Dżizas! - że została posłana na ziemię z Justinem, aby światu nieść światło i natchnienie. Nie ufa więc ludziom show-biznesu, bo nie chce, żeby jej syn został divą. Co to, to nie!
Diva pierwszej wielkości już jest - Lady Gaga. Ta chyba została posłana światu przez diabła, skoro igra z najtwardszą perwersją dla rozrywki młodzieży i szerokiej publiczności. Konserwatywna stacja FOX TV sądzi, że Gaga jest trucizną dla nastolatków, którzy ją oglądają. Na rozdaniu nagród Grammy w ubiegłym roku przyszła w sukni uszytej z mięsa. Nie był to dziwaczny kaprys divy ale aluzja sado-masochistyczna dla domyślnych: obdzierania ze skóry partnerki seksualnej aż pojawi się tkanka mięsna dla wzajemnej rozkoszy. Jest zdjęcie ze spotkania na szczycie, za kulisami Grammy, naszego ulubionego chłopczyka Amerykanek z Wielką Wszetecznicą. Justin podaje jej rękę z miną bardzo niepewną. Jeszcze nie wie, do czego mogą być zdolni mężczyzna i kobieta w szale namiętności.
Bieber jest bowiem symbolem seksu dla dziewczynek. Czyli takiego seksu, którego wcale nie muszą się obawiać: buziaczki, przytulanki, tęsknotki. Wyraźniej widać, o co chodzi, gdy razem z Justinem występuje na estradzie Usher, jego mentor Murzyn. Dwa razy starszy od Justina gwiazdor rythm & bluesa posiada zmysłowy, męski głos a porusza się i tańczy jak czarna pantera. Seks z Usherem to nie to samo, co seks z Justinem, o nie! To nie byłaby czuła zabawka dla panienek ale poważne p...lenie. Jednak panienki nie są jeszcze gotowe na badanie granicy człowieczeństwa. Za zwierzęcy jęk orgazmu im wystarcza pisk na widok idola. Reszta przyjdzie z wiekiem.
Lady Gaga nie byłaby taka twórcza i fascynująca, gdyby nie przeszła przez piekło narkomanii i groźnego seksu. Poniewierała się po nocnych klubach nowojorskich szukając mocnych wrażeń. To cena i źródło jej bogatej wyobraźni obok wszechstronnego wykształcenia ogólnego i muzycznego. A czy Justinowi uda się utrzymać na szczycie popu? Może tak, ale pod warunkiem, że pójdzie śladem Lady Gaga w zło i upadek, aby rozpoznać głębię ludzkiego doświadczenia i zrobić z tego potem rozrywkę dla młodzieży. Czekają go narkotyki, depresje, dziwki damskie i męskie bez żadnej pewności sukcesu w popkulturze – albo koniec kariery. Matka Biebera będzie musiała mieć jeszcze jedno spotkanie zaświatowe, ale raczej nie z Bogiem, aby pojąć, w jakim celu została z synem posłana na ziemię.
A ja już się domyślam, po co są rozerotyzowane gwiazdy popu w najrozmaitszych wersjach dla każdego wieku i seksualnego upodobania: Od słodkiej niewinności Justina, przez dojrzałość Ushera po perwersje Gagi. Oczywiście są dla naszej rozrywki i przyjemności, ale przecież nie tylko. Jest to przykład celu życia podany do naśladowania dla szerokiej publiczności. Matka Biebera może miała spotkanie na najwyższym szczeblu, za to ja miałem pośmiertny kontakt z Herbertem Marcuse, filozofem społecznym. Powiedział mi tak:
Niech pan nie wierzy, że to wyzwolenie, gdy wszystko wolno w seksie. Chodzi o to, żeby trzoda ludzka była zadowolona z życia nie zastanawiając się, kto nad nią panuje, kto pogania nią i dokąd. Inaczej niżeli w społeczeństwach przeszłości, współczesny kapitalizm od nikogo nie wymaga już ascetyzmu. Przeciwnie, wolność seksualna stała się wartością rynkową – mówi mi uczony - Seks przeniknął miejsca pracy, życie publiczne i oczywiście reklamę. Przyzwolenie na wszystko w nowoczesnym społeczeństwie jest narzędziem kontroli nad masami. Sprawia przyjemność. Jest zabawne. Odwraca uwagę mężczyzn i kobiet od tego, że życie powinno i może być bogatsze. Proste uwolnienie energii seksualnej daje im natychmiastowe zadowolenie, ale bez głębszej satysfakcji, jaką przynosi twórcza praca i ludzka wspólnota.
Orgazm uwalnia nas od potrzeby skierowania energii seksualnej na inne cele. „Sublimacja – dosłownie notuję, gdy Marcuse przeciąga kościstą dłonią po swej kształtnej czaszce – wymaga wyższego stopnia autonomii i zdolności pojmowania.” Za to przy braku sublimacji popędu seksualnego samodzielne kierowanie własnym życiem i rozumienie świata wydaje się nam zbędne. Dostęp do seksu bez ograniczeń sprawia, że życie staje się znośne. W taki sposób rozerotyzowane gwiazdy pop-kultury chronią panujący porządek kapitalistyczny.
Pożegnałem uczonego i zerkam w telewizor. Ten spisek płci z kapitałem nie udałby się bez pomocy mediów. Dostarczają przekazu pozornej wolności do każdego domu niczym usypiający eter. Media w kapitalizmie to siła demoniczna. Rewolucję przetworzą w rozrywkę. Telewizja przerobi na zabawę nawet wezwanie do buntu przeciwko samej telewizji pozbawiając tym samym znaczenia. 13 lutego rozdawano nagrody Grammy transmitowane przez sieć CBS. W kategorii albumu rocka - nagrodę dostał brytyjski zespół Muse za „Resistance” czyli „ruch oporu”. Było to wezwanie do rewolucji przeciwko mass-mediom. Na estradzie płomienie pochłaniały świat, waliły się fasady banków, bójka wykonawców udawała rozruchy uliczne. A to wszystko promowało buntowniczą płytę, dopóki walki o wyzwolenie świadomości nie przerwały reklamy kapitalistycznych sponsorów programu.
PS. tekst ukazał się pierwotnie w Tygodniku Solidarność w cyklu "kapitalizm dla każdego"
W TVP Kultura występuję w talk show o ideach "Tanie Dranie: Kłopotowski/Moroz komentują świat. Poniedziałki ok. 22.00
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura