KKisiel KKisiel
1202
BLOG

Darwinizm społeczny niekompatybilny z liberalizmem

KKisiel KKisiel Kultura Obserwuj notkę 15

Od początku mojego zainteresowania kapitalizmem jako ustrojem budującym społeczeństwo, a nie go rozwalającym jak socjalizm (a wiedzę te wyniosłem z umiłowania do historii Polski), jako nastolatek poszukiwałem zwolenników wolnego rynku, którzy mogliby wskazać edukacyjną ścieżkę. Jedyna droga wiodła przez medialny szum i to z niego wyłowiłem Janusza Korwin-Mikke (co apropo zadaje kłam temu, jakoby przeszkoda w dostępie do mediów była niemożliwością zdobycia przez niego więcej niż 3% poparcia) i jako zainteresowanego polską historią od razu odepchnął mnie prezentowany przez obecnego prezesa WiP ideo-gradientu zwanego darwinizmem społecznym.

Zdefiniujmy najpierw darwinizm społeczny – jest to myśl społeczna, wedle której wszelkie interakcje społeczne między bytami (jak jednostki, grupy, narody) mają charakter ewolucyjny – słabsi odpadają, lepiej przystosowani przetrwają. W ujęciu (ponoć liberała) Herberta Spencera jest to pogląd mówiący, że w społeczeństwie obowiązuje darwinowski determinizm umożliwiający maksymalne wykorzystanie ludzkiego potencjału. W wyniku konkurencji wyłaniają się ludzie najlepiej lokujący dostępne zasoby – najlepsi przedsiębiorcy, naukowcy z najbardziej wartościowymi odkryciami, najbardziej poczytni pisarze. Próba ingerencji w ten swoisty mechanizm promuje jedynie nieefektywność, gdyż lepsze jednostki są zmuszane utrzymywać gorsze. Wobec tego faktu państwo powinno albo ograniczyć się do roli arbitra i „nocnego stróża”, albo wedle koncepcji libertarian, zniknąć całkowicie.

Definicja ogólna pozostawia sporo do życzenia, gdyż stoi to w małym konflikcie np. z symbiozą czy altruizmem wewnątrz szczepu zaobserwowanym m.in. u wilków i quasi-społecznych człekokształtnych. Na szczęście dla zwolenników darwinizmu społecznego jest to konflikt jedynie częściowy, gdyż i założenia można zinterpretować w ten sposób, że altruizm i symbioza pozwalają na lepsze dostosowanie się i lepsze korzyści, a dzięki temu profity w walce z tymi, co nie dostosowują się i nie odnoszą korzyści z symbiozy i altruizmu. Nie odpowiada to do końca koncepcji „walki”, ale jak już napisałem, to kwestia interpretacji.

Przejdźmy do „liberalnej” części definicji Herberta Spencera. Problem polega głównie na tym, że gospodarka czysto-wolnorynkowa (państwo wyłącznie jako „nocny stróż”) nie została zbyt wiele razy wypróbowana, a tam, gdzie miało to miejsce, sytuacja rozwinęła się w dwóch wariantach, których wspólnym mianownikiem jest fakt, że znajdujące się w wyniku wcześniejszego zgromadzenia kapitału, a dzięki temu osiągnięciu lepszej pozycji podmioty nie pozwalają dojść do głosu podmiotów mogącym efektywniej wykorzystać zdobyte surowce. Pierwszy wariant można nazwać niemieckim. Chociaż niemieckie koncerny i składowe karteli działające jeszcze przed reżymem hitlerowskim, zostały w wyniku II wojny światowej zrujnowane, przynajmniej pod względem infrastruktury w Niemczech, to ze zdumiewającą odpornością przeżyły lata kapitalizmu Erharda i istnieją do dzisiaj, rozgoszczone na pozycjach po części wyoutsourcingowanego establishmentu. Najwyraźniej tzw. „pierwotna akumulacja kapitału” ma jednak jakieś znaczenie. Drugi wariant jest „globalny, kompleksowy i będący dobrym materiałem na książkę. Otóż, firmy zdobywające w wyniku pierwotnej akumulacji kapitału zdobywają jednocześnie narzędzia nacisku, w tym także na państwo. Przekupstwa, obietnica miejsca pracy, stypendia, łapówki, groźby outsourcingu i sprzedaży krajom niekorzystnym z punktu widzenia interesu narodowego. Wiadomo, że jeśli państwo nie ugnie się przed tym, to taki koncern, zajmujący się przez dekadę podobnymi podchodami, w końcu trafi szlag. Tylko że realia są dla liberałów brutalne – w rzadko którym państwie władza i jej organy oparły się tej pokusy. Praktycznie nie ma państwa, w których nie doszłoby do interakcji na linii wielki biznes – państwo. A to oznacza, że darwinizm społeczny w tak zmienionym środowisku naturalnym będzie promował beton, a na nim wyrośnie jedynie trawa i mech, o ile nie pokryje się je kolejną warstwą cementu.

To przy okazji ważny polityczny problem liberałów – o ile na początku tzw. średni przedsiębiorcy mogą być zachwyceni wizją liberalizacji gospodarki, tak po zdobyciu uprzywilejowanych z racji marki, renomy i przewagi kapitału pozycji mogą być i będą zainteresowani zamknięciem branży w których działają na aspiratorów. Konkluzja: Darwinizm społeczny jest mechanizmem budującym, ale może być też mechanizmem dotkliwie niszczącym.

Może darwinizm społeczny działa w wypadku jednostek – tego nie da się potwierdzić, gdyż ani jednoznacznie ocenić.

Na pewno jednak darwinizm społeczny nie działa w wypadku bytów ekonomicznych i politycznych. W tych pierwszych ponieważ w bytach działają także jednostki nieefektywne i nawet ich eliminacja (wielce wątpliwa) nie powoduje wzrostu wartości, gdyż w nieustannym korowodzie przez społeczną sieć awansów i degradacji przesuwają się zarówno lepsze, jak i gorsze jednostki. Jest to słynne Prawo Murphy’ego mówiące, że pracownicy awansują aż do momentu, gdy wykazana przez nich niekompetencja uniemożliwi im dalszy awans. Rezultatem jest poważne obostrzenie, że na każdym miejscu społecznej drabinki pracują ludzie niekompetentni, poza paroma szefami. W takim wypadku darwinizm społeczny budowałby piramidę – hierarchię od góry do dołu, tymczasem nowoczesne społeczeństwo nie przypomina tępej hierarchii, tylko mozaikę z mniejszymi i większymi elementami, z mniejszą i większą siłą oddziaływania na inne elementy.

Darwinizm społeczny kompletnie nie ma pokrycia w ujęciu „makrohistorycznym” (wymyślone ad hoc, ale teraz pasuje). Weźmy taki kraj od Odry do Bugu, od Tatr po Bałtyk. Wedle darwinizmu społecznego powinniśmy być bowiem przodującą intelektualnie nacją na świecie. Janusz Korwin-Mikke napisał: „Problemem cywilizacyjnym Murzynów może być to, że nie mieli oni jak Biali Epoki Lodowcowej, która przetrzebiła populację selekcjonujących najinteligentniejszych/najsilniejszych osobników”. Epoka Lodowcowa = duża trudność. Zatem trudność = katalizator selekcji. Wiele trudności – zaostrzona selekcja.

To nie ma w wypadu Polski pokrycia. Zabory, powstania, I wojna światowa, sanacja, II wojna światowa, PRL, aż wreszcie wykręcony i wypaczony do granic możliwości pseudokapitalizm nie pozostawiły Polakom ani chociaż trochę zadowalającej spuścizny intelektualnej, politycznej ani materialnej. Polska nauka, poza kilkoma wybitnymi jednostkami, praktycznie nie istnieje. Politycznie Polska nie zostawiła ani zbyt znanych ideologów politycznych, jak Irlandia Burke, Anglia Hobbesa czy Francja De Tocqueville’a, ani wybitnych w skali światowej polityków-praktyków. Za takiego uważa się bezpodstawnie Józefa Piłsudskiego, który kompletnie pomylił się w ocenie siły Rosji Czerwonej, która awansowała do Imperium Zła będącego zagrożeniem dla całego świata. Ta myśl polityczna nie rozwinęła się ani nie ujawniła w III RP. Wyłonił się zatem silny fanatyzm (II RP), oportunizm (PRL) i wreszcie tumiwisizm (III RP). A przecież selekcja polityczna powinna wyłonić jednostki wręcz wybitne. I wreszcie ostatnia kategoria – poziom materialny. W III RP pierwotna akumulacja kapitału wystarczyły, by wraz z masowym kapitałem zagranicznym zabetonować olbrzymią część polskiego sektora prywatnego. Nawet na emigracji nie pojawiło się zbyt wielu Polaków – milionerów.

Tymczasem Polacy przeszli przez masę trudności – wojny, powstania, konfiskaty, podziemie, emigracje, niedobór ekonomiczny, piekielne systemy podatkowe (zarówno w II RP, jak i III RP były jednymi z najgorszych na świecie) – to wszystko powinno sprawić w myśl darwinowsko społecznej zasady „co nas nie zabije, to nas wzmocni” podziałać dodatnio na dobór naturalny naszej nacji. Tymczasem z wojen i powstań nie wracają najlepsi. Wracają w większości żołnierze „dalszych rzutów”, inwalidzi, którzy w parę dni po wybuchu zbrojnego konfliktu stracili kończynę i byli niezdolni do walki, tchórze i złodziejaszki oportuniści i kolaboranci, którym poszczęściło się być oszczędzonym przez kolejnych nowych panów. Tymczasem do zrywów pierwsi garną właśnie jednostki które a) chcą bronić swojego uczciwie zdobytego stanu posiadania (bo ci od złych nie-hipokryci będą kolaborować), b) leżą na sercu wartości polityczne (patriotyzm), c) intelektualnie (bo nie chcą żyć w niewoli krępującej intelekt). Na trudnościach historycznych giną już na pierwszych barykadach, bo kule wystrzeliwane seriami z CKM-ów mają za nic zarówno byczych osiłków, jaki i żylastych chłopców. W zbombardowanej do cna Warszawie mogli co prawda uchować się ci, co umieli unikać bomb, ale jak taka cecha ma pomóc np. w późniejszym życiu gospodarczym? Co najwyżej przeszkodzić, bo szukanie kryjówki jest w gospodarce czynnością szkodliwą lub oznaką zrezygnowania.

I to jest sedno. Lata trudności wykształciły w Polakach pewnego rodzaju spryt zwany cwaniactwem, podwójną moralność i niemożność zlokalizowania źródeł swoich problemów (m.in. z braku prawdziwych elit). Oddziałuje to szczególnie silnie na kobiety, które mają za nic idee (z punktu widzenia biologii jest to oczywiste – pokarm musi być, nieważne skąd!) i to one są najbardziej narażone na demoralizację. Z jednej strony oportunizm i konformizm, z drugiej strony brak skrupułów i kult cwaniactwa. Lepiej więc dla Janusza Korwin-Mikkego, aby darwinizm społeczny okazał się mrzonką, bo jak tu ledwie naszkicowałem, byłby on dla bytów zbiorowych mechanizmem niesamowicie szkodliwym.

Być może zastąpienie powyższych dziejowych trudności Polaków jedną trudnością w postaci niepewnego jutra w kapitalistycznym porządku zmieniłaby charakter i tor przemian społeczno darwinowskiej selekcji. Ale jak, skoro zakładając mobilność horyzontalną i wertykalną jednostek w społecznej drabinie, to korowód słabych jednostek i tak amortyzuje zyski wynikające ze stosowania się do „szkoły postępu”.

Kamil Kisiel

PS I jak z darwinizm społecznym i teorią „walki” jest do pogodzenia teorią przewagi komparatywnej Ricarda?

KKisiel
O mnie KKisiel

siedzącym na beczce prochu ładunkiem wybuchowym. wyrzutem sumienia skrzywionego świata. obrońcą patrymonium europejskiej cywilizacji. zagorzały przeciwnik Unii Europejskiej i zwolennik Europejskiego Obszaru Wolnego Rynku, który może funkcjonować bez jednego dodatkowego urzędu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (15)

Inne tematy w dziale Kultura