Myślałem, że tegoroczne Tour de France podsumuje kolega Bronisław Lemur, a tu kicha. Trzeba samemu brać się do roboty...
Na forach poświęconych kolarstwu ścierały się dwa poglądy: jeden, że TdF 2017 było straszliwą nudą, z drugim, że to najciekawsza edycja Touru w ostatnich latach. Ja przychylam się raczej do drugiej opinii. Co prawda, w klasyfikacji generalnej zwyciężył murowany faworyt, ale jego przewaga nie była aż tak ogromna jak poprzednio. Froome mógł być pewny swego dopiero po przedostatnim etapie – drugiej czasówce. Oczywiście wiadomo było, że z wszystkich kandydatów do wygranej to on najlepiej jeździ na czas i powinien nie tylko utrzymać, ale i powiększyć przewagę, ale przecież zdarzają się różne rzeczy, o czym zresztą w trakcie pierwszej czasówki na swe nieszczęście przekonali się Valverde i Izagirre (też w końcu pretendenci do wysokich miejsc w generalce). No a walka o pozostałe miejsca na podium była naprawdę pasjonująca.
Krytycy TdF 2017 twierdzą, że drużyna Sky zabiła rywalizację, praktycznie przez cały wyścig kontrolując peleton. Nie zgadzam się z tym zarzutem. Od wielu już lat kolarstwo jest sportem bardziej drużynowym niż indywidualnym, dlaczego więc mieć pretensję, że jeden z zespołów potrafił perfekcyjnie realizować taktykę podporządkowaną zwycięstwu swego lidera w generalce? Czy gdyby Sky jechało tak na Kwiatkowskiego, a nie na Froome'a, to też spotkałoby się w naszym kraju z podobna krytyką? Coś mi się wydaje, że nie.
A zatem, w moim odczuciu rywalizacja była ciekawa, i to pomimo tego, że z powodu kraks z wyścigu musiało wycofać się wielu kolarzy mających walczyć o czołowe miejsca w generalce: oprócz wspomnianych już Valverde i Izagirre także Porte, Thomas, Majka i Fuglsang. Całkiem sporo...
Stopniowe ubywanie kolarzy miało jeszcze większy wpływ na klasyfikację punktową. Po kolei odpadali (z różnych przyczyn) pretendenci do zielonej koszulki: Cavendish, Sagan, Démare i Kittel. Na placu boju został tylko Matthews. Cieszy mnie, że to właśnie on wygrał tę klasyfikację, gdyż jest to kolarz bardzo bojowy, swą jazdą przypominający Sagana – choć oczywiście to nie ta sama klasa, co Słowak.
W tym roku Barguil robił za Majkę z lat poprzednich, to znaczy walczył o etapy i klasyfikację górską. Oba cele osiągnął, i to nawet w lepszym stylu niż poprzednio nasz zawodnik, gdyż, po pierwsze, jeden z etapów wygrał atakując z grupy liderów (a nie po odpuszczonej ucieczce), a po drugie, załapał się nawet do pierwszej dziesiątki generalki. Myślę, że w przyszłości kolarz ten może walczyć o zwycięstwo w całym TdF.
Jeśli chodzi o naszych, to trzeba pochylić czoła przed Kwiatkowskim i Bodnarem. Każdy wie za co, więc nie będę się rozpisywał. Majka bardzo szybko wyeliminował się z wyścigu sam, przy okazji załatwiając Thomasa. Poljański totalnie nie rzucał się w oczy, więc, żeby przyciągnąć uwagę, musiał aż zawiesić w internecie fotkę swoich strudzonych giczołów (w czym zresztą naśladował Huzarskiego, który już coś takiego zrobił bodajże dwa lata temu).
To tyle podsumowanka.
Tagi: kolarstwo, Tour de France
Sześć praw kierdela o dyskusjach w internecie
Gdy rozum śpi, budzą się wyzwiska.
Trollem się nie jest; trollem się bywa.
Im mniej argumentów na poparcie jakiejś tezy, tym bardziej jest ona „oczywista”.
Obiektywny tekst to taki, którego wymowa jest zgodna z własnymi poglądami.
Dyskusja jest tym bardziej zawzięta, im mniej istotny jest jej temat.
Trzecie prawo dynamiki Newtona w ujęciu salonowym: każdy sensowny tekst wywołuje bezsensowny krytycyzm, a stopień bezsensowności krytyki jest równy stopniowi sensowności tekstu.
Tymon & Transistors - D.O.B. (feat. Jacek Lachowicz)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Sport