Niektórzy moi znajomi dziwią się, dlaczego tak bardzo lubię snooker. Przecież to taka statyczna gra, dobra jedynie jako zabawa w pubie jako dodatek do popijania piwa...
Ci, co tak twierdzą, z pewnością nie zastanawiali się głębiej nad wszelkimi niuansami tej najszlachetniejszej odmiany bilarda. A jest ich bardzo wiele. Oczywiście, mówię o rozgrywkach na profesjonalnym poziomie, a nie o rekreacyjnym wbijaniu (a częściej – pudłowaniu) kulek.
Snooker jest ciekawy, bo każda rozgrywka jest inna od pozostałych. W każdym frejmie bile układają się inaczej na stole i trzeba podjąć decyzje, jak je rozgrywać. Często minimalny błąd decyduje o zwycięstwie lub przegranej. I nie musi to być błąd techniczny (czyli niezbyt precyzyjne uderzenie); może być jedynie taktyczny (czyli tylko pomyłka w ocenie sytuacji i niewłaściwy wybór bili do dalszej gry).
Właśnie takie coś przydarzyło się w ostatnią niedzielę w Londynie. Rozgrywany tam jest teraz prestiżowy turniej Masters. W pierwszej rundzie (w której gra się do wygrania sześciu frejmów) spotkali się Australijczyk Neil Robertson z Chińczykiem Ding Junhui. W pewnym momencie Ding prowadził 5:4 i był przy stole, wbijając z łatwością bilę po bili i uzyskując znaczną przewagę punktową. W końcu doszło do sytuacji, która w uproszczeniu wyglądała tak:
Jedyną, bardzo malutką nadzieją dla Robertsona była grupa sklejonych czerwonych. Oczywiście, tylko wtedy, jeżeli jej rozbicie przez Dinga (konieczne do dalszej gry) poszłoby źle. Wiadomo, że skutki takiego rozbicia trudno przewidzieć.
Któryś ze sprawozdawców, komentujących dla Eurosportu to spotkanie, zauważył że bezpieczniej dla Dinga byłoby najpierw rozbijać sklejone czerwone, zostawiając sobie na potem samotną bilę nad prawą dolną łuzą. Jeżeli rozbicie się nie uda, dalszą grę można będzie kontynuować zaczynając właśnie od niej, a dopiero potem wychodzić na pozostałe czerwone.
Ding zagrał jednak inaczej. Zaczął od wbicia samotnej czerwonej, a potem, wbijając niebieską, rozbił grupkę na środku stołu. No i, jak można się domyślić, rozbicie nie było szczęśliwe... Żadna z czerwonych nie była do wbicia.
Dingowi nie pozostało nic innego, jak zagrać odstawną – wyszła nawet całkiem nieźle, ale Robertson miał po niej jedną czerwoną do wbicia, choć z wielkim ryzykiem. Neil podjął jednak to ryzyko, które tym razem się opłaciło. Wbił czerwoną, po czym „wyczyścił stół” z pozostałych, doprowadzając stan meczu do remisu. Ostatniego frejma też wygrał, tak więc Ding przegrał całe spotkanie 5:6.
A gdyby Ding zdecydował się na wcześniejsze rozbicie w dziesiątym frejmie, prawie na pewno wygrałby 6:4... O wyniku zadecydował więc minimalny błąd taktyczny. I jak tu mówić, że snooker jest nudny?
Sześć praw kierdela o dyskusjach w internecie
Gdy rozum śpi, budzą się wyzwiska.
Trollem się nie jest; trollem się bywa.
Im mniej argumentów na poparcie jakiejś tezy, tym bardziej jest ona „oczywista”.
Obiektywny tekst to taki, którego wymowa jest zgodna z własnymi poglądami.
Dyskusja jest tym bardziej zawzięta, im mniej istotny jest jej temat.
Trzecie prawo dynamiki Newtona w ujęciu salonowym: każdy sensowny tekst wywołuje bezsensowny krytycyzm, a stopień bezsensowności krytyki jest równy stopniowi sensowności tekstu.
Tymon & Transistors - D.O.B. (feat. Jacek Lachowicz)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Sport