kierdel kierdel
79
BLOG

Nędza polskich skoków narciarskich

kierdel kierdel Rozmaitości Obserwuj notkę 5

Schmitt (20); Małysz (18); Ahonen (16); Janda (24); Morgenstern (16); Schlierenzauer (16) – oto lista zdobywców Pucharu Świata w skokach narciarskich w ostatniej dekadzie. W nawiasach podano wiek zawodnika, w którym po raz pierwszy tryumfował w pojedynczych zawodach z tego cyklu. Z zestawienia widać, że w skokach narciarskich klasę światową osiąga się w bardzo młodym wieku. Z wyjątkiem Jakuba Jandy, który sukcesy odnosił właściwie tylko w trakcie jednego sezonu, wszyscy uczynili to mając nie więcej niż 20 lat. Inne największe gwiazdy XXI wieku – Hannawald i Ammann – też zaczęły wygrywać bardzo młodo: ten pierwszy gdy miał 19, ten drugi – 20 lat. No i to samo dotyczy skoczków, którzy swego czasu dominowali w tej konkurencji we wcześniejszych latach: Nykänen (18 lat), Weissflog (18), Goldberger (20), Peterka (16).

Co z tego wynika? Ano to, że z wielką dozą prawdopodobieństwa można przewidzieć, iż zawodnicy, którzy przekroczyli już dwudziestkę, a nic do tej pory nie wygrali, prawdziwymi gwiazdami skoków nie będą. Dotyczy to m.in. Kamila Stocha, Łukasza Rutkowskiego (obaj mający obecnie po 22 lata), Stefana Huli (23 lata), a tym bardziej Marcina Bachledy (27 lat). Pewne szanse mają jeszcze nasi juniorzy: osiemnastolatki Krzysztof Miętus i Maciej Kot oraz paru innych, ale powinni już zacząć odnosić znaczące sukcesy. Znaczące, czyli coś więcej niż okazjonalne zakwalifikowanie się do pierwszej trzydziestki lub nawet piętnastki Pucharu Świata... Na razie mogą tylko o tym pomarzyć.
 
Dlaczego o tym piszę? Skoki narciarskie to dla większości świata sport niszowy. Popularne są jedynie w Austrii i trochę w Niemczech oraz Norwegii. Nawet w Finlandii, która zawsze ma wielu dobrych zawodników, na zawody przychodzi zwykle bardzo niewielu kibiców. Tylko w Polsce skoki narciarskie mają dziś status sportu narodowego. 40-milionowy kraj, w którym są spore góry, a zima trwa ładnych parę miesięcy, powinien być w stanie wychować zawodników odnoszących zwycięstwa w dyscyplinie, którą na świecie mało kto się interesuje, a która w Polsce jest jedną z najpopularniejszych.
 
Małyszomania zaczęła się w 2001 roku, czyli już 9 lat temu. To naprawdę kawał czasu. Jak pokazałem wyżej, wybitnym skoczkiem zostaje się wcześnie, a więc aby takiego wychować, nie potrzeba dziesięcioleci. 9 lat powinno spokojnie wystarczyć. A mimo to, w kraju, w którym prawie każdy chłopak z miejscowości podgórskich chciałby zostać drugim Małyszem, nie udało się wyszkolić żadnego innego skoczka, który w zawodach Pucharu Świata choćby raz stanął na podium – nie mówiąc już o zwycięstwie!...
 
Dlaczego tak się dzieje? Narzucająca się odpowiedź to: złe szkolenie, brak odpowiedniej infrastruktury i kiepska organizacja. Sprawa chyba jest jednak bardziej skomplikowana. Małych skoczni (takich dla początkujących) mamy całkiem sporo. Od lat organizuje się różne zawody dla dzieci i młodzików z cyklu Lotos Cup pod hasłem „Szukamy następców Małysza”. Na Mistrzostwach Polski seniorów startuje zwykle ponad 60 zawodników – to naprawdę duża liczba w przypadku tak elitarnego sportu. Niestety, ilość zupełnie nie przechodzi w jakość.
 
Nie znam odpowiedzi na pytanie postawione w poprzednim akapicie. Może nasi trenerzy są mało kompetentni? Może motywacja młodych skoczków jest zbyt słaba? A może coś jeszcze innego? Trzeba coś zmienić, aby Polacy zaczęli wreszcie wygrywać.
 
Zbliżają się Igrzyska Olimpijskie. Oczywiście życzę Małyszowi medalu; z drugiej strony boje się jednak, że gdy Adam go zdobędzie, nasi działacze od narciarstwa wpadną w takie samouwielbienie – no bo skoro jest medal, to jest super! – że szansa na poprawę sytuacji zostanie pogrzebana na wiele lat. A gdyby jeszcze Stoch albo Rutkowski, dzięki jakiemuś szczęśliwemu podmuchowi wiatru, załapał się do pierwszej dziesiątki, to Tajner et consortes staliby się osobami absolutnie nie do ruszenia ze swoich stołków. Polski Związek Narciarski zacząłby do złudzenia przypominać nasz niesławny PZPN, nieprawdaż?
 
Prawdaż, niestety...
kierdel
O mnie kierdel

Sześć praw kierdela o dyskusjach w internecie: 1. Gdy rozum śpi, budzą się wyzwiska. 2. Trollem się nie jest; trollem się bywa. 3. Im mniej argumentów na poparcie jakiejś tezy, tym bardziej jest ona „oczywista”. 4. Obiektywny tekst to taki, którego wymowa jest zgodna z własnymi poglądami. 5. Dyskusja jest tym bardziej zawzięta, im mniej istotny jest jej temat. 6. Trzecie prawo dynamiki Newtona w ujęciu internetowym: każdy sensowny tekst wywołuje bezsensowny krytycyzm, a stopień bezsensowności krytyki jest równy stopniowi sensowności tekstu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Rozmaitości