W 1963 roku odbywał się w Warszawie międzynarodowy kongres fizyków. Brał w nim udział Richard Feynman, który zamieszkał w jednym z najelegantszych podówczas hoteli w stolicy, Grand Hotelu, a swoje wrażenia opisał w liście do żony. List ten znalazł się w książce Feynmana A co ciebie obchodzi, co myślą inni? Pozwalam sobie zamieścić tutaj (na prawach cytatu) jego obszerne fragmenty jako ilustrację do dyskusji o realiach życia w PRL-u. (Przekład – Rafał Śmietana, akapitowanie, kursywowanie i kolorowanie – kierdel)
Grand Hotel
Warszawa
Najdroższa Gweneth!
(...)
Jestem teraz w restauracji w Grand Hotelu. Koledzy ostrzegali mnie, że obsługa jest powolna, więc wróciłem po pióro i papier, żeby popracować nad jutrzejszym referatem – ale czy nie lepiej zamiast tego napisać list do ukochanej?
Jaka jest Polska? Najsilniejsze wrażenie – i jednocześnie rzecz najbardziej dla mnie zaskakująca – to fakt, że jest dokładnie taka, jak sobie wyobrażałem (z wyjątkiem jednego szczegółu), nie tylko ze względu na wygląd, lecz także ze względu na ludzi, ich odczucia, to, co mówią i myślą o rządzie, itd. (...) Ten jeden wyjątek dotyczy tego, że zapomniałem, iż podczas wojny Warszawa została doszczętnie zniszczona, i w związku z tym, z paroma wyjątkami (które łatwo poznać po dziurach od kul), wszystkie budynki wybudowano po wojnie. Jest to naprawdę znaczne osiągnięcie – nowych budowli jest bardzo dużo: Warszawa jest dużym, w całości odbudowanym miastem.
Geniusz tutejszych budowniczych polega na tym, że potrafią wznosić stare budynki. Są tu budynki z odpadającymi elewacjami (ściany pokryte zaprawą i plamami starych cegieł), zardzewiałe kraty okienne, rdzawe zacieki na murach itd. Na dodatek architektura jest stara – zdobienia jak z 1927 roku, ale cięższe – nie ma nic ciekawego do oglądania (oprócz jednego budynku).
Pokój hotelowy jest bardzo mały, tandetnie umeblowany, za to bardzo wysoki (15 stóp), ze starymi zaciekami na ścianach i tynkiem prześwitującym w miejscu, gdzie łóżko dotyka ściany. Przypomina mi to stary Grand Hotel w Nowym Jorku – spłowiała bawełniana narzuta na wyleżanym łóżku. Ale armatura łazienkowa (krany itd.) czysta i błyszcząca, co mnie trochę zmyliło: wydaje się, że jest zupełnie nowa w tym starym hotelu. W końcu się dowiedziałem: hotel ma zaledwie trzy lata – zapomniałem o ich wprawie w budowaniu staroci.
(Żadnego zainteresowania ze strony kelnera, więc poddaję się i zagaduję tego, który akurat przechodzi. Rzuca mi zakłopotane spojrzenie i woła innego. W sumie dowiaduję się, że rewir mojego stolika nie jest obsługiwany, i mam usiąść przy innym. Wydaję ze siebie niezadowolone pomruki. Odpowiedź: zostaję posadzony przy innym stoliku, dostaję menu i mam 15 sekund, żeby się zdecydować. Zamawiam Wiener Schnitzel – sznycel po wiedeńsku).
W kwestii podsłuchu: w pokoju hotelowym szukam starych gniazdek (takich jak to w suficie nad natryskiem). Jest ich pięć, wszystkie tuż pod sufitem – 15 stóp. Potrzebowałbym drabiny, więc postanawiam nie sprawdzać. Ale niżej, w kącie obok telefonu znajduję jeszcze jedną podobną kwadratową płytkę. Wysuwam ją trochę (jedna śrubka jest poluzowana). Rzadko kiedy widziałem aż tyle drutów – wygląda jak radio od tyłu. Co to jest? Kto wie! Nie zauważyłem żadnych mikrofonów, końce drutów były zaizolowane, jak nie używane złącza lub wypusty. Może mikrofon jest w izolacji. Nie mam śrubokręta, więc nie mogę zdjąć płytki, żeby badać dalej. Krótko mówiąc, jeżeli w moim pokoju nie ma podsłuchu, to marnuje się strasznie dużo drutu.
Polacy są mili, biedni, przynajmniej przeciętnie (zupa podana!) eleganccy itd. Są tu fajne miejsca, gdzie można potańczyć, niezłe kapele itd., itd. Tak więc Warszawa nie jest tak bardzo przytłaczająca i nudna, jak mawiają o Moskwie. Z drugiej strony, na każdym kroku można spotkać tępe, bezmyślne ograniczenie, charakterystyczne dla urzędów państwowych – wiesz, o czym mówię, kiedyś, gdy poszłaś wznowić zieloną kartę w Urzędzie Imigracyjnym Stanów Zjednoczonych, nie mogłaś rozmienić dwudziestodolarówki.
Przykład: zgubiłem ołówek i chciałem kupić nowy w miejscowym kiosku.
– Długopis kosztuje 1 dolara 10 centów.
– Nie, chcę ołówek, taki drewniany z wkładem.
– Nie ma, są tylko długopisy po 1,10 dolara.
– W porządku, ile to w złotych?
– Nie może pan zapłacić złotówkami, tylko 1,10 dolara. (Dlaczego? A kto to wie?!)
Muszę iść na górę po dolary. Daję 1,25. Kioskarz nie może wydać reszty – musi iść do kasjera hotelowego. Rachunek za długopis wypisują w czterech egzemplarzach: jeden dla kioskarza, jeden dla kasjera i dwa dla mnie. Co mam z nimi zrobić? Z tyłu jest napisane, że powinienem je zatrzymać, żeby uniknąć płacenia amerykańskiego cła wwozowego. A to długopis marki Papermate, wyprodukowany w Ameryce.
(Zabierają talerz po zupie).
Rzeczywisty problem – rząd czy sektor prywatny – rozważa się na zbyt filozoficznym i abstrakcyjnym poziomie. Teoretycznie planowanie może być dobre. Ale nikt dotąd nie zgłębił przyczyny głupoty rządu – i dopóki tak się nie stanie (i nie znajdzie się na nią lekarstwa), wszystkie piękne plany legną w gruzach.
Źle wyobrażałem sobie pałac, w którym odbywa się konferencja. Wyobraziłem sobie starą, ponurą, wielką salę z XVI wieku albo coś koło tego. Znów zapomniałem, że Polska została doszczętnie zniszczona. Pałac jest nowiusieńki: spotykamy się w okrągłej sali o białych ścianach, ze złoconymi zdobieniami na balkonie: na suficie wymalowane jest błękitne niebo z chmurkami.
(Podają drugie danie. Zaczynam jeść, bardzo dobre. Zamawiam deser: ciastka z ananasem, 125 g. Nawiasem mówiąc, menu jest niezwykle precyzyjne: „125 g” to waga – 125 gramów. Można tu znaleźć np. „filet śledziowy – 144 g” itd. Nie widziałem nikogo, kto by z wagą sprawdzał, czy nie oszukują; ja też nie sprawdziłem, czy sznycel waży obiecane 100 gramów).
(...)
Pewnego wieczora poszedłem do domu jednego z polskich profesorów (młody, młoda żona). Siedem jardów kwadratowych powierzchni mieszkalnej na głowę, ale mieli z żoną szczęście: dwadzieścia jeden jardów przypada na pokój, kuchnię i łazienkę. Był trochę stremowany z powodu swoich gości (mnie, profesora Wheelera, jego żony i jeszcze jednej osoby) i prawie przepraszał, że ma tak małe mieszkanie. (Proszę o rachunek. Przez cały ten czas kelner obsługuje dwa czy trzy stoliki, w tym mój). Ale jego żona była zupełnie na luzie i całowała syjamskiego kota imieniem Bubuś, tak jak ty Kiwiego. Dostarczyła nam świetnej rozrywki – przed jedzeniem stół trzeba było przynieść z kuchni, a do tego celu należało najpierw zdjąć z zawiasów drzwi do łazienki. (W całej restauracji są teraz cztery zajęte stoliki i czterech kelnerów). Świetnie gotuje i wszystkim nam bardzo smakowało.
Aha, wspomniałem, że w Warszawie warto zobaczyć jeden budynek. Jest to największa budowla w Polsce: Pałac Kultury i Nauki, dar Związku Sowieckiego. Zaprojektowali go rosyjscy architekci. Kochanie, jest niesamowity! Nie mam pojęcia, jak go opisać. To najbardziej zwariowana potworność na ziemi!
(Pojawia się rachunek, przyniesiony przez innego kelnera. Czekam na resztę).
To już chyba koniec listu. Mam nadzieję, że nie będę musiał zbyt długo czekać na resztę. Nie zamówiłem kawy, bo trwałoby to wieki. Mimo wszystko zobacz, jaki długi list potrafię napisać przy niedzielnym obiedzie w Grand Hotelu.
(Dostałem resztę, troszkę źle wyliczona – o 0,55 złotego = 15 centów – ale macham ręką).
Na razie.
Richard
Sześć praw kierdela o dyskusjach w internecie
Gdy rozum śpi, budzą się wyzwiska.
Trollem się nie jest; trollem się bywa.
Im mniej argumentów na poparcie jakiejś tezy, tym bardziej jest ona „oczywista”.
Obiektywny tekst to taki, którego wymowa jest zgodna z własnymi poglądami.
Dyskusja jest tym bardziej zawzięta, im mniej istotny jest jej temat.
Trzecie prawo dynamiki Newtona w ujęciu salonowym: każdy sensowny tekst wywołuje bezsensowny krytycyzm, a stopień bezsensowności krytyki jest równy stopniowi sensowności tekstu.
Tymon & Transistors - D.O.B. (feat. Jacek Lachowicz)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura