Bogdan Klich, zapewne w obawie o słupki poparcia, w odpowiedzi na niepokojące ruchy Rosji (organizacja manewrów ofensywnych z Białorusią o kryptonimie Zapad 2009) nie zawahał się zaryzykować i zdradzić element strategii NATO w razie ataku ze strony Federacji Rosyjskiej i jej sojuszników. Klich ujawnił, że NATO dysponuje planem ewentualnościowym dla obrony Polski – czyli, że ewentualny front mógłby zostać otwarty na terenie Polski i to tu, historycznym zwyczajem, miałaby miejsce główna arena walk w nowym europejskim konflikcie.
Należy jednak odnieść tę deklarację do faktycznej kondycji NATO, która w zeszłym dziesięcioleciu pogarszała się z roku na rok. Środek ciężkości sojuszu przesuwa się coraz bardziej na wschód a znaczenie Paktu dewaluowały kolejne euroazjatyckie koncepcje na nowy, odpowiadający duchowi czasu układ. Dzisiejsze NATO nie jest niczym podobnym do silnego, pełnego inicjatywy sojuszu euroatlantyckiego, jakim był Pakt północno-atlantycki czasu zimnej wojny.
Przyszłość NATO w obecnym kształcie nie jest na tyle pewna, by Polacy mogli spać spokojnie, bez względu na deklaracje, które w przyszłości mogą okazać się puste, tak jak obietnice Brytyjczyków i Francuzów okazały się nie mieć pokrycia w rzeczywistości w 1939 roku.
Jeśli Polacy, a razem z nimi Europa Środkowo-Wschodnia rzeczywiście pragną spać spokojnie w sytuacji, gdy za miedzą Rosjanie i Białorusini ćwiczą inwazję na ich terytorium, owe państwa winny skierować NATO spowrotem w kierunku pierwotnego transatlantyckiego kształtu z przewodnictwem Waszyngtonu jako sine qua non takiego układu.
Bez wpływu amerykańskiego w Europie nie mamy co liczyć na to, że Niemcy i inne silne państwa europejskie powstrzymają się przed targowaniem się sprawą polską w relacjach z Rosją. Potwierdzają to analogie ubiegłego wieku z czasów pierwszej oraz drugiej wojny światowej. Oby nie potwierdziła tego praktyka wieku dwudziestego pierwszego.
Komentarze
Pokaż komentarze (19)