Bardzo niepokojące jest to, że niektórzy ludzie w naszym kraju największy strach odczuwają nie przed bandytami, wojną czy klęskami żywiołowymi, ale przed aparatem państwowym, który notabene istnieje po to, żeby zapewniać ludziom bezpieczeństwo i poszanowanie dla własności prywatnej.
Wspominam o tym strachu dlatego, że kilka dni temu w Warszawie odbył się protest rodziców, którzy nie chcą z różnych powodów szczepić pod przymusem swoich dzieci.
Media raczej to przemilczały, za to nie przemilczały wczorajszej parady równości LGBT. Widać komu w Polsce bardziej należy się rozgłos i pochylenie nad problemem. Rodzice, których przekupuje się 500 +, mieszkaniem + i innymi plusami nie są traktowani poważnie. Są traktowani tylko jako pośrednik w walce o produkcje nowych pokoleń podatników.
Dotarła do mnie ostatnio również informacja o tym, że warunkiem przyjęcia do przedszkola, a później szkoły mają być szczepienia dziecka.
Żeby zobrazować to co pojawiło się w mojej głowie po tych informacjach opiszę pokrótce pewną historię, która może przydarzyć się każdemu z Was.
Pewne małżeństwo pracuje i płaci Państwu podatki zależne od efektów swojej pracy, im lepiej pracują tym więcej płacą --> później urzędnik zabiera część pieniędzy i przekazuje je do budżetu Państwa --> później kolejny urzędnik pobiera część tych pieniędzy z budżetu i rozdziela na różne cele i instytucje, w tym przypadku powiedzmy, że na przedszkola (praca tych dwóch urzędników również kosztuje) --> mąż z żoną zachęceni własną miłością lub perspektywą 500+ decydują się na potomstwo --> z obawy o zdrowie swojego dziecka postanawiają, że nie będą go szczepić, podejrzewają u niego jakąś alergię, co się później potwierdza w badaniach --> kiedy dziecko trochę podrośnie chcą posłać je do przedszkola, na które płacili regularnie i pod przymusem miesiąc w miesiąc podatki --> dowiadują się, że nie mogą zapisać dziecka, gdyż jest nie szczepione --> przedszkole donosi sanepidowi, że zgłosiło się niezaszczepione dziecko --> sanepid, który już wcześniej miał rodziców na tapecie zaczyna sypać w nich karami finansowymi za to że nie zaszczepili własnego dziecka --> rodzice nadal nie zamierzają szczepić bo uważają że dziecko należy do nich, a nie do urzędnika państwowego i szukają ratunku gdzie się da, jednak nawet kiedy zgłaszają się do instytucji gdzie urzędnik może odroczyć szczepienie, zderzają się ze ścianą, bo tam nie widzą takich przeciwwskazań o jakich wspominali rodzice i chcą na miejscu szczepić dziecko --> rodzice odmawiają i uciekają wraz z dzieckiem przekonani o tym że ratują mu życie bo szczepionka zawiera składnik na który jest uczulone ich dziecko --> do rodziców co jakiś czas wydzwania pielęgniarka z przychodni grożąc, że jeżeli się nie stawią to zawiadomią sanepid --> rodzice są skołowani i zaczynają wątpić w słuszność swojego postępowania skoro każdy w koło doradza im dać sobie już spokój i zaszczepić dziecko --> po głębokich przemyśleniach i w strachu przed tym że w końcu przyjdzie policja i pod przymusem doprowadzi ich dziecko do punktu szczepień postanawiają sami udać się wraz z dzieckiem do przychodzi w celu zaszczepienia --> dziecko zostało zaszczepione szczepionką, która zawiera składnik je uczulający --> tuż po szczepieniu ich dziecko doznaje wstrząsu anafilaktycznego i umiera poprzez uduszenie.
Teraz nasuwa się pytanie.
Czy Państwo odpowie w jakiś sposób na śmierć tego dziecka czy nie?
Otóż nie, bo w świetle prawa nie zrobili nic złego. Takie były przepisy i urzędnicy, a także służba zdrowia się do nich tylko zastosowali.
Nikt nigdy nie udowodni oficjalnie tego, że dziecko zmarło na skutek zaszczepienia.
A ile jest takich przypadków, które nie są udokumentowane, w których po szczepieniu dziecko cofa się w rozwoju, albo zapada na jakąś chorobę, czego nie da się wytłumaczyć w żaden logiczny sposób nie powiązany ze szczepieniami.
Poza tym bardzo niejasne są okoliczności w jakich zakupowane są szczepionki do naszego kraju. Myślę, że ktoś każdorazowo całkiem nieźle się na tym wzbogaca.
I właśnie dlatego rodzice powinni mieć święte prawo do decydowania o swoim dziecku w każdej płaszczyźnie jego życia. Bo nawet jeżeli coś się stanie to będą pewni, że to właśnie Oni wzięli pełną odpowiedzialność za to co się dzieje z ich dzieckiem.
Najgorsze jest w tym wszystkim to o czym pisałem na początku. Strach, który odczuwali rodzice przez cały czas życia ich dziecka, był spowodowany przez Państwo, które powinno ich chronić.
Tymczasem wszystko wygląda tak, że to Państwo jest właścicielem swoich niewolników (czyli ludzi i ich dzieci). Urzędnik Państwowy wie lepiej co jest dobre na Kowalskiego i jego dzieci. To urzędnik Państwowy chce rozdzielać pieniądze które zarabiają, bo uważa że zrobi to lepiej. I teraz zastanówmy się po co to wszystko? Jaki sens ma cały socjalizm w odniesieniu do rodziny? Płacimy za przedszkole, z którego nie możemy skorzystać. Płacimy za urzędnika, który uważa że wie lepiej czy zaszczepić nasze dziecko czy nie. Płacimy za służbę zdrowia, z której po skorzystaniu chcielibyśmy być zdrowsi i szczęśliwsi, a nie pogrążeni w rozpaczy nad straconym dzieckiem.
Strach przed aparatem państwowym jest rzeczą tak kuriozalną, że przeobraża się w moich oczach w chorobę nie mieszczącą się w ramach rozumowania cywilizowanego człowieka.
Dopóki ludzie nie zaczną zauważać, że stają się niewolnikami swojego błędnego przekonania, że wszystko co Państwowe jest lepsze i bezpieczne to będziemy świadkami naprawdę okropnych wydarzeń, wobec których będziemy kompletnie bezsilni, bo katami będą urzędnicy, których sami sobie wybraliśmy.
Ostatnia sprawa Alfiego Evansa powinna dać ludziom w naszym kraju i nie tylko, dużo do myślenia, ale czy dała? Szczerze mówiąc w to wątpię, bo w dzisiejszych czasach brak jest refleksji nad otaczającym nas światem i brak jest samodzielnego myślenia nieopartego na tezach Pani i Pana z telewizji.
Naprawdę bardzo niepokojące jest to, że niektórzy ludzie w naszym kraju największy strach odczuwają nie przed bandytami, wojną czy klęskami żywiołowymi, ale przed aparatem państwowym...
Inne tematy w dziale Rozmaitości