Pewnie wielu słyszało a nawet śpiewało tą nieprzemijającą nutę. Taka właśnie mentalność skutkuje tym, że 84% zobowiązanych do tego rodziców nie płaci alimentów. Średnie zadłużenie wynosić ma 40 tys zł na jednego dłużnika. Skrzywdzone są najczęściej nie tylko kobiety ale przede wszystkim ich dzieci. Jakie to uczucie wychowywać się ze świadomością, że dla (najczęściej) taty nie istniejesz? I jakie emocje, jakie podejście do państwa, do mężczyzn ma towarzyszyć tym kobietom? Do tego dodajmy relacje w pracy, niskie zarobki a często i konieczność wyręczania przez matki służb na utrzymanie których idą podatki: dziecko trzeba nauczyć, wyleczyć, itp. te, które zaciskają zęby i pozostają w związkach, często wcale nie mają lepiej.
Nie chcę teraz wchodzić w powody tego stanu rzeczy ani twierdzić, że mężczyźni nie są też ofiarami. Czy bardziej winne temu wojny i całe pokolenia wychowywane bez ojców, żyjące z wiecznie pijanymi ojcami, czy może mężczyźni tacy byli masowo rozpieszczani przez matki i wyrośli na ludzi nieodpowiedzialnych. W jakim stopniu nakładało się to na medialną demoralizację. Kto i dlaczego na nią pozwalał? Samo zadłużenie alimentacyjne pozostaje zapewne w jakimś związku do kolonialnego charakteru naszej gospodarki, w której żyje się na styk. Nie czuję się tu aż tak kompetentny by to wszystko analizować.
WIdzę jedno: ogromne rozmijanie się deklarowanych i postulowanych wartości jakie rzekomo skutecznie wpoili narodowi jego instytucjonalni wychowawcy ze skrzeczącą rzeczywistością. Można od niej odwracać uwagę straszakiem wojny kulturowej czy agresji politycznej, ale król jest nagi. Wchodząc do UE, księża zacierali ręce, że będzie okazja re-chrystianizacji Europy. Przez kogo? Przez naród niekochany, wykorzystywany, pełen nerwic i nienawiści?
Nie chce mi się więcej pisać. Trzeba się obudzić, zacząć się rozglądać i myśleć a nie ulegać propagandzie i własnemu chciejstwu. Polska jest krajem misyjnym.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo