Fajnokatolicyzm, tik tok i neokatechumenat - moja polemika z audycją opublikowaną na kanale Radykalny Pasywista.
Pan Ludwik Pęzioł w swym podcaście „Radykalny Pasywista”, wraz z zaproszonym gościem, panem Jakubem Dudkiem, rozmawiali o problemie tzw. fajnokatolicyzmu (LINK TUTAJ). Materiał jest wartościowy, serdecznie zachęcam każdego Czytelnika do wysłuchania tej audycji i zaznaczam, że ze zdecydowaną większością obserwacji i wniosków obu Panów po prostu się zgadzam… Niemniej jednak, jako „Człowiek Przekorny” znalazłem kilka elementów o które gotów jestem kruszyć kopie.
1. Czy Bóg jest fajny?
Może nasz krzyk o łaskę nieba
Zanadto cię do ziemi zbliża
Lecz, Wszechwiedzący, spójrz jak trzeba
Nam do pomocy twego krzyża
Kazimierz Wierzyński, Panie zastępów
Żeby odpowiedzieć na tytułowe pytanie należy zrozumieć, że nie żyjemy już w Europie Karolingów czy Burbonów, Stuartów ani Habsburgów. Żyjemy w Dżungli, w której banany i kokosy nie rosną jedynie z uwagi na nieprzyjazny klimat i niech nie zmylą nas londyńskie drapacze chmur ani zabytkowe uliczki starego Paryża. Wśród tych architektonicznych osiągnięć człowieka żyją ludzie prości, z dyplomami lecz bez wykształcenia, którym bardziej od pióra i kałamarza pasuje łuk z zatrutymi strzałami, w końcu w morderczych praktykach (np. wobec nienarodzonych czy chorych) dzikością serc przewyższają ostatnie istniejące plemiona kanibali. Katoliccy księża są więc na Starym Kontynencie misjonarzami. Daremnym jest mamienie umysłu wyobrażeniami o dzikich plemionach zasłuchanych w słowa traktatów filozoficznych, dopytujących o detale teorii poznania. Spełniając zalecenie Chrystusa „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody” (Mt 28, 19) księża w XXI wieku muszą dopasować metody do zdolności percepcyjnych niechętnych słuchaczy. Mogliby grzmieć „verum est id, quod est ” lecz bezskuteczne popisywanie się erudycją, za co autor składa w tym miejscu samokrytykę, jest grzechem pychy, a lepszą metodą nauki absolutnych podstaw jest wskazanie człowiekowi dzikiemu palcem na kokos i trafne odnotowanie, że ten po prostu jest. Bóg tajemnice królestwa objawił prostaczkom, ale czynił to cierpliwie, prowadząc ludzkość za rękę, krok po kroku przez tysiąclecia. Także i dziś nie jesteśmy w stanie pojąć Boga, ani zrozumieć Jego Tajemnic, a do wszelkich opisów używamy olbrzymich uproszczeń, o tyle nam miłych, że funkcjonujących na granicy naszych własnych zdolności intelektualnych, które arbitralnie uznaliśmy za wysokie. Na te limity spoglądamy więc z dumą, ryzykując odmówienia „nieukom w Piśmie” prawa do stopniowego wzrastania w Bogu. Wracając do pytania postawionego na samym początku w pełni rozumiem zastrzeżenia do kolokwialnego słowa „fajny” w kontekście Wszechmocnego Stwórcy, ale jeśli dzięki niemu, nie naruszając żadnych prawd wiary i trzymając się ściśle ortodoksji katolickiej, uda się choć jedną owcę zaprowadzić do owczarni, niech Pan Bóg raczy wynagrodzić misjonarzowi który tego dokona. Raz jeszcze zaznaczam, że warunkiem takiego działania jest ścisłe i rygorystyczne trzymanie się ortodoksji katolickiej. Należy też rozważyć, czy na gruncie psychologii nie występuje tu efekt przeciwny do zamierzonego. Na trywializację wiele osób reaguje brakiem zainteresowania.
2. Tik tok, tik tok
Czas upływa, choćbyśmy chcieli nie zatrzymamy go, a gdybyśmy chcieli działalibyśmy wbrew temu, który czas stworzył. Nie wszystko, w miarę upływającego czasu jest dobre. Ze złem należy walczyć, grzechu należy nienawidzić, ale do grzesznika trzeba się schylić. Grzesznicy niezwykle rzadko chcą jednak leżeć u stopni świątyni, zwykle, zupełnie złośliwie, pokładają się w rynsztokach. I tak zgrabnie przechodzimy do tematu tik-toka. Zgadzam się z Szanownymi Autorami podcastu, że uzależnienie od mediów społecznościowych jest olbrzymim problemem, co do tego nikt chyba wątpliwości mieć nie może. Ale zagrożeniem było też, dawniejszymi czasy, pogrążenie się w książkach. Owszem, nie był to tak destrukcyjny nałóg, nie tak trudny do przezwyciężenia, ale jednak nałóg. Każda ucieczka od rzeczywistości stwarza ryzyko wyrobienia szkodliwego mechanizmu unikania problemów, tworzenia fałszywych alternatyw dla realnego świata. Wówczas jednak rozwiązaniem nie była likwidacja maszyn drukarskich, a dziś rozwiązaniem nie jest całkowite odseparowanie się od tego fragmentu świata, znajdującego się za ekranami naszych telefonów czy komputerów. Są to narzędzia, a z narzędzi można korzystać we właściwy sposób i czynić z nich dobry użytek. Tak, nie nawraca się nierządnic przesiadując w domach publicznych, co jak najbardziej słusznie zauważył Pan Dudek, ale powody takiego postępowania są dwa: domy publiczne stwarzają duchowe zagrożenie dla samego nawracającego; przesiadywanie w takich przybytkach daje zły przykład postronnym. Kalkulując ryzyko można jednak dojść do wniosku, że dom publiczny i tik tok posiadają pewne znaczące różnice, choćby ze względu na swoje przeznaczenie. Tik Tok jest raczej dzielnicą, owszem - portową, z licznymi czerwonymi latarniami, w której założyć można jednak katolicką parafię. To jak parafia będzie działała zależy od samego proboszcza. Jeden, wybacz mu Boże, dopuści się profanacji, a drugi godnie sprawował będzie Najświętszą Ofiarę, nawet w rycie tzw. trydenckim – daj Panie Boże. Patrzmy na misjonarzy przychylniejszym okiem.(ciąg dalszy na drugiej stronie ->)
Wyrażam podziw dla internetowych kaznodziejów, księży obecnych w mediach społecznościowych, którzy efektywnie krzewią wiarę. Jest w takim działaniu ryzyko, rzecz to oczywista, łatwo „rozmiękczyć” doktrynę, nietrudno nawet popaść w herezję. Ryzyko dotyczy nawet i tego, że młodzi ludzie niekoniecznie lubią być traktowani jak dzieci. Tysięczny raz słysząc truizmy łatwo zniechęcić się do religii. Pamięcią sięgam do szkolnych czasów, gdy na katechezach wolałem prowadzić czasem i niełatwe dyskusje z księdzem, niż rozniecać w sobie słomiany, emocjonalny ogień religijnych uniesień. Moje doświadczenia są więc dość podobne do tych, które stały się udziałem Pana Ludwika. Nie pociągało mnie „zbijanie żółwia” z księdzem, w którym wolałem raczej widzieć autorytet niż kolegę. Wielu rzeczy księżom też po prostu nie godzi się czynić, choćby z szacunku do „Pracodawcy”. Módlmy się, by Duch Święty czuwał nad kapłanami, także i tymi z tik toka, i dnia każdego prowadził ich w posłudze; módlmy się, byśmy my sami, gdziekolwiek znajdujemy się na drodze życia, czynili postępy zmierzając ku Wieczności.
Autor, tj. chcąc nie chcąc ja - tyle że w trzeciej osobie, ostrzega, że nie jest w tej sprawie obiektywny, samemu prowadząc konto na tik-tok.
Pewien człowiek bardzo krytykował zachodni konsumpcjonizm, ale często widywano go pijącego coca-colę. Zagadnięty o tak jawną hipokryzję odpowiedział: Owszem, piję, ale z obrzydzeniem.
3. A źródło wciąż bije.
W Szczecinie znany wszystkim jest termin „cofki”, oznacza on górną warstwę wody popychaną wiatrem w kierunku przeciwnym do nurtu rzeki. Tak też i ja, podążając za chronologią podcastu cofam się teraz do źródeł, a czynię to wszystko, z uwagi na formę, powierzchownie. Pan Ludwik Pęzioł w nagraniu odpowiedział także na mój komentarz, w którym to źródeł fajnokatolicyzmu dopatrywałem się w religijności emocjonalnej oraz wspólnotach charyzmatycznych. Nie zgodził się. Sam źródła widzi znacznie, znacznie głębiej, w demokracji liberalnej i kapitalizmie. I ja się zgadzam! Demokracja liberalna wytworzyła błędną hierarchię wartości, odebrała autorytety i sprowadziła człowieka na manowce myśli, czego skutkiem jest właśnie uproszczona, strywializowana duchowość. Zły pieniądz wypiera dobry.
Było sobie trzech mnichów, którzy na swej drodze spotkali diabła. Diabeł jął kusić ich wizją zmiany przeszłości, dopytywał co mnisi chcieliby w niej poprawić? Pierwszy odpowiedział, że nie dopuściłby do sytuacji w Rajskim Ogrodzie, zapobiegłby temu, aby Ewa dała się skusić wężowi. Drugi go przelicytował, chciał przekonać Lucyfera, by ten nie buntował się przeciw Bogu – tym samym grzech pierworodny także by nie zaistniał. A trzeci…
Myślę, że my z Panem Ludwikiem zupełnie niepotrzebnie zaczęliśmy się licytować. Możemy, jak sądzę, zgodzić się, że namówienie Lucyfera do posłuszeństwa wszystkim nam by posłużyło, tym bardziej, że właśnie o posłuszeństwo rozbija się sprawa w mojej optyce na tę sytuację. Tak dochodzimy do wspólnot charyzmatycznych i neokatechumenatu, co do oceny których znów się z Panami Mówcami nie zgadzam. Jako dziecko uczęszczałem do Szkoły Katolickiej, w której niemały procent dzieci pochodził z rodzin deklarujących przynależność właśnie do neokatechumenatu. Był to czas gdy na Tronie Piotrowym zasiadał Benedykt XVI, który z niezwykłą wręcz łagodnością i życzliwością odnosił się do Drogi Neokatechumenalnej, nie mogąc jednak pozwolić na szerzenie się rozmaitych nadużyć przedsięwziął niezbędne kroki w sprawie neokatechumenalnych celebracji liturgicznych. Decyzja i nakazy papieża zostały przekazane liderom wspólnoty w liście Kard. Franciszka Arinze, ówczesnego prefekta Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Daleko mi do ultramontanizmu, ale równie daleko neokatechumenatowi do posłuszeństwa i to nie tyle wobec Głowy Kościoła Katolickiego, ale przede wszystkim wobec wielowiekowej nauki i tradycji Kościoła. Decyzja papieża została, przynajmniej w znanych mi i jednak dość licznych kręgach, absolutnie zignorowana. Co do kręgów „nieznanych” (Drogę Neokatechumenalną spowija mgła tajemnicy), krąży wiele opinii. Są i tacy, którzy twierdzą że Neokatechumenat przyjął papieskie napomnienie i do wszystkich wymogów się dostosował. Są jednak i filmy, dostępne w internecie, które wykazują coś zupełnie przeciwnego. Zapewne ani świadectwa, ani filmy nie oddają pełnego obrazu sytuacji, która zwyczajnie różnić może się w zależności od konkretnego miejsca i konkretnych ludzi. Pozwolę sobie jednak przytoczyć opinię bp. Atanazego Schneidera:
„(Droga Neokatechumenalna) To bardzo złożone i smutne zjawisko. Mówiąc otwarcie: jest to koń trojański w Kościele. Znam ich bardzo dobrze, ponieważ byłem u nich delegatem biskupim przez kilka lat w Kazachstanie, w Karagandzie. Również uczestniczyłem w ich Mszach i spotkaniach i czytałem pisma Kiko, ich założyciela, więc znam ich dobrze. Jeśli mówić otwarcie bez dyplomacji, muszę stwierdzić: Neokatechumenat to protestancko-żydowska wspólnota wewnątrz Kościoła, jedynie z katolicką dekoracją. Najbardziej niebezpieczny aspekt dotyczy Eucharystii, ponieważ jest ona sercem Kościoła. Kiedy serce jest w złym stanie, całe ciało jest w złym stanie. Dla Neokatechumenatu, Eucharystia jest jedynie braterską ucztą. To protestanckie, typowo luterańskie podejście.”
Czy da się wzrastać w duchowości w ramach takich wspólnot? Skoro da się na tik-toku… może da się i w neokatechumenacie. Nie miejmy jednak specjalnych wątpliwości, że nie jest to bliskie ani przyjazne tradycji katolickiej.
Trzeci mnich, z historyjki przytoczonej kilka zdań wcześniej, podczas dywagacji o przeszłości uparcie milczał. Pytany przez zdumionych współbraci odpowiedział w końcu, że Szatan czyni wszystko, by uwięzić nas w przeszłości, na którą i tak nikt nie ma już wpływu. Przyszłość jest za to w rękach Opatrzności, a tylko w teraźniejszości możemy realizować Bożą wolę. Starajmy się. Niestety, teraźniejszość to także media społecznościowe i konieczność ewangelizacji prostymi środkami.
Jestem Katolikiem, Polakiem, monarchistą, wolnościowcem i... wegetarianinem. Fotografuję, retuszuję, rysuję i projektuję.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo