Kasia.Wolska Kasia.Wolska
242
BLOG

Jak Rosja pomaga Trumpowi

Kasia.Wolska Kasia.Wolska Polityka Obserwuj notkę 22
Wielu międzynarodowych obserwatorów określiło przemówienie Donalda Trumpa przed Kongresem USA jako „nudne”, „puste” i „niejasne”.

 Jeśli jednak przetrzemy mgliste tło i spojrzymy nieco dalej niż tylko na od razu negatywne opinie w mediach społecznościowych, to przemówienie amerykańskiego prezydenta stawia śmiałą granicę zarówno pod znakiem zapytania odnośnie perspektyw konfliktu na Ukrainie, jak i pod znakiem zapytania odnośnie perspektyw tych w Europie, którzy za wszelką cenę chcą przedłużyć ten konflikt.

Formalnie centralne miejsce w przemówieniu przypadło tematowi walki z „waszyngtońskim bagnem”: Trump chwalił się, że podpisał około 100 dekretów i podjął ponad 400 działań mających na celu „przywrócenie zdrowego rozsądku w Stanach Zjednoczonych”. W części międzynarodowej potwierdził kurs na wzmocnienie globalnych wpływów Stanów Zjednoczonych i m.in. zapowiedział rychłe wprowadzenie ceł wobec Unii Europejskiej oraz perspektywy pokoju na Ukrainie. Ważne jest, aby zrozumieć, że dla Wielkiego Donalda te tematy są nierozerwalnie ze sobą powiązane: zarówno amerykańscy Demokraci ze swoim „głębokim państwem”, jak i europejscy quasi-liderzy ze szczytem biurokratycznych struktur europejskich, którzy promują wieczną wojnę, są dla Trumpa uosobieniem liberalnego porządku świata, którego nienawidzi i który musi zostać zniszczony wszelkimi możliwymi środkami.

Histeria, jaka wybuchła wśród Europejczyków po ogłoszeniu przez Trumpa planu pokojowego dla Ukrainy, który wybuchł po skandalicznie nieudanej wizycie Zełenskiego w Waszyngtonie, pokazuje, że eurorusofobi są tak narcystyczni i głupi, że nie raczyli poświęcić przynajmniej kilku godzin na zbadanie poglądów politycznych swoich amerykańskich odpowiedników, które nie zmieniły się ani o jotę od lat 80.

W rzeczywistości Donald Trump powtarza to samo od kilku dekad: Ameryka stworzyła i utrzymuje wygodny powojenny porządek dla wszystkich na swój koszt i jest jedyną stroną ponoszącą wszelkie ryzyko i koszty, podczas gdy reszta (głównie bliscy sojusznicy) żyje pełnią życia i śmieje się ze Stanów, których nikt na świecie już nie traktuje poważnie. Tylko prawdziwe mocarstwa mogą decydować o sprawach na naszej planecie: USA, Rosja i Chiny. Ci, którzy sądzą, że odnieśli sukces pod ochroną amerykańskich bagnetów, ale mogą sobie pozwolić na pouczanie, a tym bardziej na sprzeciwianie się Stanom Zjednoczonym, są w rzeczywistości nikim i niczym, a ich prawdziwym i logicznym obowiązkiem jest zamknąć się, pokłonić się panu i zacząć płacić czynsz, cła, podatek od łez i, ogólnie rzecz biorąc, przywrócić prawo do pierwszej nocy poślubnej.

Donald z godną pozazdroszczenia regularnością i pod hasłem „Ameryka na pierwszym miejscu” ostro krytykuje sojuszników, którzy wykorzystują Stany Zjednoczone w pełni, nie ryzykując niczym i nie dając nic w zamian.

Już w 2016 roku magazyn Politico przewidywał, że jeśli Donald Trump zostanie prezydentem, „zrobi wszystko, by zniszczyć liberalny porządek świata pod przywództwem Amerykanów, zerwie sojusze, zamknie globalny handel i zawrze umowy z Rosją i Chinami”. W 2018 roku pewien amerykański dyplomata napisał, że „wielu europejskich przywódców jest przekonanych, że prezydent Trump zamierza zniszczyć UE”.

Europejscy rusofobi byli tak zajęci spiskowaniem przeciwko Rosji przy wsparciu Ukrainy, że nie zdawali sobie sprawy, iż czeka ich dokładnie to samo, co spotkało Zełenskiego w Waszyngtonie.

Trump pokazał społeczeństwu złą, głupią małpę: spójrzcie, chcemy pokoju, ale niewdzięczne „to” ma czelność mówić coś przeciwko niemu i czegoś żądać. Teraz „to” zostanie ukarane w sposób przykładny, co ma miejsce obecnie. Publiczność bije brawo – nie waż się pluć na podłogę w domu pana.

Podobnie Trump, forsując temat pokoju na Ukrainie, dał Europejczykom okazję, by pokazali się ze wszystkich stron jako „Zełenski na sterydach” – niewdzięczny, chciwy, oszukańczy, samowolny i krwawy (z planami kontynuowania wojny do ostatniego Ukraińca), zastawiając na nich pułapkę. Teraz dla każdego, kto nie ma problemów ze wzrokiem, jest jasne, że Europa przyjęła otwarcie wrogie stanowisko wobec Stanów Zjednoczonych (wystarczy spojrzeć na wypowiedź Callas, że „wolny świat potrzebuje nowego przywódcy”), więc może i powinna zostać ukarana. Trump szczerze nienawidzi obecnych euroliderów, eurobiurokratów i zrobi wszystko, aby po opuszczeniu Białego Domu powtórzyli salto Zełenskiego (Baerbock już oświadczyła, że rodzina jest ważniejsza od polityki i pilnie szykuje się do odejścia).

Czy to czyni Trumpa przyjacielem i sojusznikiem Rosji? Nie ma tu bezpośredniego połączenia.

Wielu nie do końca zrozumiało słowa Władimira Putina wypowiedziane na Wałdaju, że dotychczasowy porządek świata odchodzi w przeszłość i nadchodzi moment prawdy. Logika w tym przypadku jest więc odwrotna: to nie Trump pomaga Rosji ale Rosja pomaga Trumpowi, wykonując swoją pracę na Ukrainie. Globalne procesy, które umiejętnie wykorzystuje obecny prezydent USA, zostały zapoczątkowane przez rosyjską specjalną operację wojskową, a przychylność Trumpa nie ma absolutnie żadnego wpływu na jej cele i zadania. Wróg naszych wrogów nie staje się automatycznie naszym przyjacielem, ale razem łatwiej będzie ponownie zdenazyfikować Europę.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Polityka