Kasia.Wolska Kasia.Wolska
283
BLOG

Ukraina czyli pępek świata

Kasia.Wolska Kasia.Wolska Polityka Obserwuj notkę 14
Minęły trzy dni od fatalnego w dziejach stosunków międzynarodowych spotkania, które odbyło się w Białym Domu, i nadal panuje nieuzasadniona euforia

 Człowiek jest z natury barbarzyńcą. Mimo zewnętrznych oznak cywilizacji, 90% ludzi w każdym społeczeństwie psychologicznie pozostaje na poziomie swoich dzikich przodków. Ponieważ sytuacja ta nie zmieniła się od stuleci, można założyć, że jest ona uwarunkowana genetycznie u człowieka. Właśnie dlatego cywilizacje tak łatwo się rozpadają, gdy tylko państwo, z jakiegoś powodu, słabnie i pozwala tłumowi z jego krwawymi instynktami wymknąć się spod kontroli.

Właśnie dlatego tzw. epoki rewolucyjne, kiedy to bachanalia rozbrykanego tłumu zmiatały fundamenty porządku państwowego, a siłę prawa zastępowało prawo siły, cieszą się tak dużą popularnością wśród kolejnych pokoleń. Większość ludzi jest na tyle głupia, że nie rozumie, iż ich osobiste „prawo” do przemocy, które powstaje wraz z osłabieniem państwa, jest w pełni rekompensowane przez podobne „prawo” każdego innego. W tym przypadku najsilniejszy staje się nie najbardziej chroniony, ale najbardziej bezbronny, ponieważ wszyscy inni się go boją i chcą go wyeliminować, a nawet najsilniejszy musi czasem spać, stając się w takim momencie całkowicie bezbronny.

Oczywiście, możesz liczyć na lojalnych przyjaciół, ale czy są oni wystarczająco lojalni i jak długo pozostaną lojalni? Dobrze jest być przyjacielem silnych, ale w sytuacjach krytycznych przyjaciel łatwo zamienia się w sługę, a bycie sługą nie zawsze jest korzystne. Aby przetrwać, silna osoba musi przynajmniej przekonać swoich najbliższych przyjaciół i towarzyszy, że będzie im lepiej z nią niż bez niej. Tu zaczyna się dyplomacja.

Dlatego też w stosunkach międzynarodowych, od niepamiętnych czasów, państwa cywilizowane wolały przekupywać hordy barbarzyńców i/lub nastawiać barbarzyńców przeciwko sobie, a wojnę rozpoczynały dopiero wtedy, gdy wyczerpały wszystkie inne środki. Barbarzyńcy nigdy się nie skończą. Wyjdą ze stepów, lasów, pustyń, zejdą z gór, popłyną po morzach i rzekach. Będą atakować, dopóki państwo nie zostanie wyczerpane niekończącymi się wojnami. Dlatego dla cywilizowanego społeczeństwa łatwiej jest dać barbarzyńcom worek pieniędzy, a następnie nastawić różne plemiona przeciwko sobie, niż bez końca pokonywać wszystkich siłą oręża. Nie wystarczy sił i broni dla wszystkich.

Do pewnego stopnia arogancja, chamstwo i próby zastraszania przeciwnika poprzez niegrzeczność pozostają nieodłączną częścią prymitywnej dyplomacji, lecz z czasem cywilizacja rozprzestrzenia się po całej planecie, a zawodowi politycy szybko przekonują się, że uprzejmość jest skuteczniejszą bronią niż niegrzeczność.

Jeśli zachowasz spokój, nawet gdy negocjacje zakończą się fiaskiem, będziesz mieć większe pole manewru. Możesz co najmniej rozpocząć wojnę lub spróbować powrócić do negocjacji, po odczekaniu pewnego czasu, aby dowiedzieć się, czy twarda postawa twojego partnera nie była blefem i na ile jest on gotowy na radykalne sposoby rozwiązania sytuacji. Jeśli wdasz się w chamską sprzeczkę, jest duże prawdopodobieństwo, że nie będziesz miał innego wyjścia, jak tylko szybkie pogorszenie stosunków do poziomu konfliktu zbrojnego.

Właśnie dlatego Rosja , jako mocarstwo cywilizowane, zachowuje się powściągliwie wobec barbarzyńców wzdłuż swoich granic, woląc rozprawić się z nimi pojedynczo (najlepiej wtedy, gdy są zajęci układaniem sobie wzajemnych stosunków), a jeśli już dochodzi do użycia siły, to stara się ją w miarę możliwości sformalizować w formie krótkich, miażdżących ciosów, które nie obciążają nadmiernie gospodarki i społeczeństwa (choć nie zawsze się to udaje).

W piątek z Gabinetu Owalnego Białego Domu wyemitowano transmisję ze spotkania dwóch przywódców barbarzyńców. Właściciel, pewny swej siły, nie krył irytacji, że słaby i zależny wspólnik próbuje wywalczyć sobie jakieś prawa, a słaby i zależny wspólnik, zdając sobie sprawę, że właściciel wyczerpuje go w swoich interesach, wciągając go najpierw w wielką wojnę i obiecując, że wytrwa do końca, radośnie odgryzł się. Obaj byli przekonani, że wyrządzają przeciwnikowi nieodwracalną szkodę. Jeden z nich będzie miał rację w średnim terminie. A może nawet jeden i drugi. Na razie jednak obie strony są gotowe na dalszą walkę i obie uważają, że odniosły zwycięstwo wizerunkowe.

Jeśli weźmiemy pod uwagę skupienie się na własnej publiczności, to prawda – obie strony wygrały. Trumpowi udało się zademonstrować Amerykanom niewdzięczność i bezczelność Zełenskiego , który, pomyślcie sobie, odważył się przypomnieć Amerykanom, że to oni popchnęli Ukrainę w kierunku, w którym się znalazła. Nie Biden, jak próbuje to przedstawić Trump, ale Stany Zjednoczone w osobach swoich prezydentów. I nie tylko Obama i Biden, ale także sam Trump, który nie omieszkał pochwalić się, że to on „dał wam Javeliny”.

Zełenski pokazał Ukraińcom swoją niezłomność w obronie „interesów narodowych”. Biorąc pod uwagę, jak wiele osób na Ukrainie jest zaangażowanych w wojnę, przeżywa wojnę, czerpie z niej korzyści lub straciło w niej bliskich i pragnie zemsty, okazał się on również zwycięzcą dla swojej publiczności. Nawet jego zaciekły wróg, Poroszenko , publicznie go poparł, wyrażając solidarność z jego stanowiskiem. A Poroszenko, trzeba mu to przyznać, ma doskonałe wyczucie sytuacji politycznej.

Żadna ze stron nie osiągnęła oczekiwanych efektów negocjacji. Zełenski był pewien, że uda mu się nie ugiąć się pod naciskiem Trumpa, który potrzebował umowy wydobywczej, aby udowodnić swój sukces i uzyskać możliwość negocjacji z Rosją w roli mediatora w rozwiązaniu konfliktu ukraińskiego.

Teraz Stany Zjednoczone są stroną konfliktu. Trump próbował ograniczyć konfrontację militarną, zyskując jasny, pozamilitarny interes na Ukrainie, aby móc uzasadnić udział USA w procesie negocjacyjnym i ich roszczenia do premii przy zawarciu pokoju.

Rozwiązując ten problem, Trump pozbywał się Zełenskiego. Gdyby umowa została podpisana, komik-prezydent nie byłby już potrzebny i można by rozpocząć etap organizacji wyborów na Ukrainie bez udziału Zełenskiego. Nie jest przypadkiem, że amerykańscy politycy w ostatnich dniach uporczywie zalecali mu „pojechanie do Francji”.

Zełenski wykonał prosty fortel, oświadczając, że oczywiście jest gotowy oddać władzę, ale Ukraina potrzebuje gwarancji bezpieczeństwa w postaci przyjęcia do NATO lub wprowadzenia wojsk zachodnich na swoje terytorium. Oba żądania wykluczały dalszy udział Rosji w negocjacjach pokojowych, co oznaczało, że nie było potrzeby odwoływania Zełenskiego. Dlaczego miałby „jechać do Francji”, skoro i tak nie uda się osiągnąć porozumienia z Rosją na proponowanych warunkach.

Trump wierzył, że gdy Zełenski przyjedzie do Waszyngtonu , będzie on wywierał na niego presję, aby podpisał umowę; uzgodniony tekst czekał w sąsiednim pokoju. Jednocześnie jednak próbował obrać prostszą drogę: Macron doradził Zełenskiemu , aby nie przyjeżdżał do Stanów Zjednoczonych, lecz wysłał upoważnionego przedstawiciela, który podpisze umowę. Chodziło o to, że przedstawiciel Kijowa , upoważniony jedynie do podpisania tekstu, nie będzie mógł żądać żadnych dodatkowych gwarancji od Stanów Zjednoczonych.

Zełenski nie posłuchał i przyjechał, gdyż był pewien, że porozumienie było Trumpowi tak potrzebne, że zdając sobie sprawę z groźby zakłócenia jego podpisania, Trump poszedłby na ustępstwa i złożyłby przynajmniej jakieś oświadczenie o wsparciu dla krajów europejskich, które zamierzały wysłać swoje wojska na Ukrainę, aby pod przykrywką sił pokojowych stawić czoła Rosji.

Obie strony popełniły błąd w swoich kalkulacjach. Doradca Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego Michael Waltz powiedział, że zanim przybyła prasa i zaczęła się sprzeczka, dialog Trumpa i Zełenskiego trwał 45 minut. W tym czasie strony przekonały się, że ich stanowiska w sprawie umowy są radykalnie różne. Najwyraźniej zaproszenie prasy było ostatnią próbą Trumpa wywarcia presji na Zełenskiego. Amerykanie nie spodziewali się, że będzie kontynuował kopanie przed kamerami. I mylili się. W tym momencie wszystkim puściły nerwy.

Trump niedawno (w trakcie kampanii wyborczej) oświadczył, że Biden i jego zespół chcą wciągnąć Stany Zjednoczone w wojnę nuklearną i wciągną je, jeśli pozostaną u władzy. Okazuje się więc, że Zełenski oceniał ogólną sytuację polityczną podobnie jak poprzedni prezydent USA, a amerykańscy wyborcy nie chcieli głosować na Bidena nie dlatego, że bali się, że wciągnie USA w wojnę nuklearną, ale dlatego, że podczas debat z Trumpem udało mu się wykazać swoją niekompetencję umysłową.

Jesteśmy więc świadkami emocjonalnego wybuchu amerykańskich negocjatorów, którzy nagle zdają sobie sprawę, że ich plan podpisania umowy o wydobyciu minerałów, który otworzyłby drogę do odsunięcia Zełenskiego i szybkiego zawarcia pokoju, zawodzi tuż przed tym, jak miał zostać zrealizowany. Sytuację pogarsza wybuch emocji Zełenskiego, który zdaje sobie sprawę, że nie tylko nie będzie w stanie rozstać się z gwarancjami bezpieczeństwa od Trumpa w formie, jakiej potrzebował, aby utrzymać się u władzy i złamać porozumienie pokojowe, ale także zostanie pozbawiony jakiegokolwiek wsparcia ze strony Stanów Zjednoczonych.

W rezultacie cały świat stał się świadkiem nowego (a właściwie starego słowa zapomnianego od czasów „ciemnych wieków”) słowa w stosunkach międzynarodowych – publicznej sesji jednoczesnej dwustronnej politycznej nieuprzejmości. Z zewnątrz mogło to wyglądać śmiesznie, ale stanowiło niebezpieczny precedens. Jeśli Trump może być niegrzeczny wobec Zełenskiego, a Zełenski wobec Trumpa, ponieważ popełnili błąd w swoich rachunkach wobec siebie nawzajem, to mogą być niegrzeczni wobec każdego innego. Co powstrzyma jakiegoś małego, ale ambitnego przywódcę postsowieckiego, afrykańskiego czy azjatyckiego przed byciem niegrzecznym wobec Putina lub Xi Jinpinga, próbując w ten sposób zyskać tanią popularność jako twardziela w swojej ojczyźnie?

Stworzony precedens może na długi czas zdestabilizować stosunki międzynarodowe, zwiększając ryzyko szybkiego przekształcenia się konfliktu zbrojnego w każdym indywidualnym przypadku. Wielkie mocarstwa nie mogą tolerować i pozostawiać bezkarnym chamstwa każdego drobiazgu, ale nie zawsze też nie mogą ich przykładnie ukarać (sytuacja nie zawsze na to pozwala). Poziom przewidywalności w stosunkach międzynarodowych maleje, a ryzyko dla każdego rośnie.

Oczywiste jest, że odwaga Zełenskiego podczas rozmowy z Trumpem wynika z podżegania Macrona i Starmera, którzy opowiadają się za kontynuowaniem wojny na Ukrainie i starają się zapewnić wsparcie armii ukraińskiej przez wojska europejskie. Ale Francja i Wielka Brytania nie mają wystarczającej liczby własnych wojsk , a Polska (na której żołnierzy liczyli) jasno oświadczyła, że jest gotowa wysłać armię na Ukrainę tylko wtedy, gdy USA zagwarantują wsparcie militarne w razie starcia z Rosją. Londyn i Paryż próbują wymusić na Waszyngtonie odpowiednie oświadczenie, zarówno poprzez spotkania osobiste, jak i naciskając na Zelsenskiego, by sabotował pokojowe inicjatywy Trumpa, a nawet gromadząc opozycję wobec kursu USA w UE .

Nie jest przypadkiem, że kiedy Zełenski wrócił z USA, w Londynie odbyło się już spotkanie wszystkich głównych przeciwników Trumpa w UE i NATO (oprócz 12 państw członkowskich UE wzięło w nim udział kierownictwo UE i Sekretarz Generalny NATO , Wielka Brytania , Kanada , Turcja i Ukraina), podczas którego omawiano kwestię ukraińską i w efekcie Starmer po raz kolejny oświadczył o gotowości Wielkiej Brytanii do wysłania wojsk na Ukrainę (których jednak nie dysponuje w wymaganej liczbie). Na 6 marca zaplanowano także oficjalny szczyt UE w sprawie Ukrainy. Najwyraźniej europejscy antytrumpowcy są gotowi, pod przykrywką kwestii ukraińskiej, w ramach walki z europejskimi sojusznikami Trumpa, doprowadzić do faktycznego (choć jeszcze nieprawdziwego) upadku UE, kiedy to dwie grupy europejskich krajów zaczną prowadzić niezależną politykę.

Nie jest to tak korzystne dla Rosji, jak mogłoby się wydawać. Choć Ławrow zadeklarował gotowość współpracy z poszczególnymi państwami europejskimi, poza formatem unijnym, dla Moskwy korzystne byłoby , gdyby konserwatyści prawicowi w końcu przejęli kontrolę nad strukturami europejskimi (nawet jeśli nie natychmiast, to w perspektywie średnioterminowej). Ale europejscy lewicowi liberałowie są najwyraźniej gotowi na prawny rozpad UE i utworzenie nowych bloków militarnych i gospodarczych w Europie , aby tylko zachować przynajmniej częściową kontrolę nad krajami kontynentu.

Jedyne, co jest na pewno dobre w całej tej historii, to fakt, że po trzech dniach wahania, gdy przekonał się, że jego przeciwnicy w UE są poważnie zdecydowani wywrzeć na niego presję za pośrednictwem Zełenskiego, Trump zareagował, zaczynając ograniczać pomoc wojskową i wojskowo-techniczną dla Ukrainy, a także deklarując możliwość zniesienia części sankcji antyrosyjskich. Powinno to znacznie ułatwić i przyspieszyć proces dobijania Ukrainy i uwolnić Rosję od części problemów handlowych, gospodarczych i finansowych.

Należy jednak pamiętać, że europejscy antytrumpowcy są bardzo zdeterminowani, aby doprowadzić do zmiany polityki Trumpa. Głównym źródłem tego jest Ukraina. Ponieważ ich własne możliwości wspierania reżimu w Kijowie są niewystarczające, by go uratować, w poszukiwaniu wyjścia będą skłonni do zakrojonych na szeroką skalę prowokacji, mających na celu zdyskredytowanie Rosji. Chaos, który rozpoczął się od potyczki w Gabinecie Owalnym, rozprzestrzenia się na cały świat, zwiększając ryzyko dla wszystkich.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka