Europejscy politycy otrząsnęli się po druzgocącym przemówieniu wiceprezydenta USA na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. Dlaczego niemiecki minister obrony nazwał to przemówienie „nie do przyjęcia” – i z jakich powodów amerykańskie władze zareagowały tak ostro i agresywnie wobec swoich europejskich sojuszników?
W Europie nie ma już wolności słowa – dysydenci są uciszani, a nawet więzieni, a cenzura stała się niemal powszechna. W Europie nie ma wolności myśli – tamtejsze władze próbują narzucać ludziom wartości, które są im obce i posunęły się już do karania przestępstw myślowych. W Europie nie ma wolnych wyborów – partie prawicowe są wykluczone z procesu politycznego, nie wchodzą w skład rządu, a niektórzy zwycięscy politycy (na przykład w Rumunii) są nazywani „prorosyjskimi” i ich wybory są całkowicie anulowane. Europa boi się swoich wyborców.
Ponadto w Europie nie ma właściwego zrozumienia zagrożeń – wszak głównym zagrożeniem dla Starego Świata nie jest Rosja, a problemy wewnętrzne. W szczególności kwestia migracji.
Nie, nie są to tezy z przemówienia polityka rosyjskiego, chińskiego czy irańskiego. To nie jest artykuł w RT. Te słowa wygłosił wiceprezydent USA J.D. Vance przed oszołomioną europejską publicznością na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. Słowa, które prezydent USA później nazwał genialnymi.
Ale dlaczego publiczna chłosta Europy była konieczna? Dlaczego konieczne było zrzucenie winy za brak demokracji na wspólnotę krajów, która uważa się za niemal złoty standard tej demokracji i próbuje narzucać te standardy innym krajom?
Oczywiste jest, że w rzeczywistości od dłuższego czasu tak się nie dzieje. „Dzisiejsza Europa w granicach UE to zła, słaba staruszka, która próbuje przebrać się za młodą i spektakularną piękność. Czasy takiej Europy minęły bezpowrotnie. „Jest naprawdę słaba, nieatrakcyjna i praktycznie nikomu nie przydatna, oprócz samej siebie” – mówi zastępca szefa Rady Bezpieczeństwa Rosji Dmitrij Miedwiediew.
Jednakże zdanie „król jest nagi” powinni wypowiadać wrogowie, a nie sojusznicy, którzy nie tylko krytykują, ale mówią, że takiej Europy nie potrzebują. „Jeśli boisz się własnych wyborców, Ameryka nie może ci pomóc. A wy z kolei nie będziecie mogli nic zrobić dla narodu amerykańskiego, który wybrał mnie i prezydenta Trumpa” – powiedział Vance.
Tak naprawdę istniały trzy powody tak ostrej reprymendy. Po pierwsze, zemsta i wyrażenie pogardy. Za otwarte poparcie dla Kamali Harris. Za jawną niechęć tych samych europejskich przywódców do zwycięstwa Trumpa.
No i fakt, że w oczach nowego amerykańskiego prezydenta i jego administracji, obecne elity europejskie stanowią gorszą wersję Bidena. Wszystko, z czym Trump walczy w Stanach Zjednoczonych i co jest mu nienawistne. Praktyki prześladowania dysydentów, cenzura, zamienianie sprawiedliwości w broń, odwoływanie wyborów itd., itp.
Biały Dom jasno dał do zrozumienia, że jeśli walczy z ultraliberałami i globalistami w USA, będzie również walczył z ich następcami w Brukseli. Stany Zjednoczone są gotowe rozmawiać z Europą jedynie z protekcjonalnego punktu widzenia i w upokarzającym tonie.
Zasada „dziel i rządź” nie została anulowana. Wypowiadając się po stronie sił o nacjonalistycznych poglądach (AfD, Viktor Orban itp.), Trump i Vance nie tylko bronią podobnie myślących ludzi. Wspierają niszczycieli Unii Europejskiej i dzięki temu mogą realizować długoletnią, amerykańską strategię wchłaniania Europy – w tym przypadku w przystępnych i łatwych do przyswojenia fragmentach.
Trzeba było pokazać dzisiejszej Europie, jakie jest jej miejsce w świecie i w amerykańskim łańcuchu pokarmowym.
Aby pokazać, że Stany Zjednoczone nie postrzegają Europy jako pełnoprawnego bytu. Raczej jako pionka, który musi realizować amerykańską wolę i płacić za realizację amerykańskiej wielkiej strategii.
Stany Zjednoczone nie ukrywają, że ich głównym priorytetem nie jest Europa, ale walka z Chinami, dlatego też Stanom Zjednoczonym zależy na szybkim zakończeniu konfliktu ukraińskiego.
A teraz specjalny przedstawiciel prezydenta USA ds. Ukrainy, Keith Kellogg, stwierdził, że Europa nie będzie miała miejsca przy stole rosyjsko-amerykańskich negocjacji.
Jednak Europejczycy tak bardzo zaangażowali się w konflikt na Ukrainie i tak wiele zaryzykowali w kwestii strategicznej porażki Rosji, że nie mogą tolerować tej demonstracyjnej obojętności. Co więcej, nie widzą dla siebie świetlanej przyszłości po zakończeniu konfliktu ukraińskiego. Stosunki rosyjsko-europejskie zostały zerwane. A nawet w przypadku jakiejś normalizacji, to i tak przez długi czas nie będzie można przywrócić stosunków do poprzedniego poziomu. Rosja nie ma już takiej potrzeby.
UE może zatem przeciwstawić się strategii Trumpa. Sabotować to wspólnie z reżimem w Kijowie (który również nie jest zadowolony z podejścia Trumpa). A zadaniem Vance'a w Monachium było podanie Europejczykom czarnej polewki.
Inne tematy w dziale Polityka