Do rozwlekłej i ciągnącej się już któryś tydzień dyskusji, porozstrzeliwanej po wielu blogach (smootnyclown zdobył się na pewne uporządkowanie i wykonał stale aktualizowaną listę), dołączył kolejny dyskutant, znany z lewicowych poglądów i zapału w tępieniu 'ciemnogrodu'. Galopujący ów bloger zwykł siebie i swoje wpisy uważać za celne, lekko satyryczne ataki na poglądy szeroko rozumianej prawicy, tym bardziej groteskowo na tym tle zazwyczaj wygląda efekt jego twórczości, gdyż ‘celność’ to ostatnia cecha, o jakiej można mówić przeczytawszy coś ze słownych ataków tegoż blogera.
Nie inaczej jest i tym razem – cała notka to jeden wielki petitio principii, gdzie polemikę z poglądami szeroko rozumianymi jako „wolnościowe” wywodzi on z niczym nieuzasadnionego aksjomatu, że jeżeli sposób organizacji ludzi będzie wyprowadzony z innych przesłanek, niż ma to miejsce w obecnym ustroju, to organizacji żadnej nie będzie. Taką linię ‘polemiki’ prezentuje zresztą ogromna większość dyskutantów, którzy poglądy wolnościowców usiłują storpedować.
Może to skłaniać do smutnego wniosku, że spora w końcu rzesza ludzi ma poważny problem ze zorganizowaniem własnego życia i dokonuje projekcji tegoż problemu na innych. Nie stanowiłoby to nawet problemu, gdyby nie dwie sprawy:
1. Owi polemiści implicite uznają jednak, że KTOŚ się na organizowaniu życia zna, a tym kimś jest jednak jakiś CZŁOWIEK, gdyż pogląd, iż władza jest dana od Boga, raczej się w ich argumentacji nie pojawia; dziwi bardzo, że uznają jakiegoś człowieka za kompetentnego do organizowania życia sobie, im oraz wszystkim innym, natomiast odgórnie zakładają, że takim człowiekiem na pewno nie jest ich dyskutant.
2. Owi polemiści uznają za niezbędne, aby system odgórnego organizowania życia innym ludziom opierał się na niedomówieniach, przekłamaniach, mętnych definicjach – krótko mówiąc na kłamstwie.
Wracając do naszego konkretnego galopującego polemisty – w swojej notce ucieka się do „zabawy w Kasandrę” i prognozuje, jak widzi on funkcjonowanie obszaru, na którym obowiązują zasady, do których odwołują się wolnościowcy. Dla każdego jako tako radzącego sobie z myśleniem człowieka, który jednocześnie wie, jak owe zasady wolnosciowców są sformułowane, wizja naszego samozwańczego wieszcza jawi się po prostu jako czysty absurd:
Tak więc oczywa wyobraźni widzę, iż najpierw odwiedzi je polska młodzież, aby „pozażywać" erotycznej wolności, czyli róbta co chceta, miłość, seks i rock&roll. Potem zawita brygada kibicowskich nabojek, by wreszcie w spokoju robić pomeczowe ustawki. Faszystowskie państwo polskie nie pozwala tym ludziom realizować własnych aspiracji przy użyciu kijów bejsbolowych, noży i tasaków. Tuż za nimi zjawi się gangsterka i założy całkiem legalny (bo to gangsterka stanowić będzie prawo) biznes z amfetaminą, by zaopatrywać cały europejski półwysep.
Ten tekst jest tak pełen bzdur i niczym niepodpartych chciejstw, że aż ciężko się do niego odnieść. Przychodzi mi do głowy tylko propozycja zastanowienia się nad bardziej konkretną alternatywą (bo, zgodnie z definicją wolnościowej idei, konkretnych, nawet drastycznie się od siebie różniących sposobów organizacji tego terytorium, może być nieskończenie wiele).
Otóż i moja przykładowa wizja:
Wykupuję całą działkę. Kupuję też trochę ciężkiego sprzętu wojskowego, lekkiej broni i zatrudniam silną grupę najemników o szerokich barach i groźnym spojrzeniu.
Spisuję na karteczce parę spraw:
- stosunków pomiędzy dwoma lub więcej podmiotami nie regulują żadne akty prawne prócz dobrowolnie podpisywanych między nimi umów.
- niniejszy akt jest jedynym nadrzędnym aktem i nigdy nie wolno wprowadzać doń żadnych poprawek ani nowych aktów uzupełniających.
- nie wolno bić, gwałcić, stosować przemocy wobec nikogo, kto nie łamie prawa
- własność jest święta
- nie wolno nikogo nakłaniać lub siłą zmuszać do działań, których ten nie chce wykonać, ani odebrać mu żadnej własności
- nie wolno wypowiadać publicznie słowa "społeczny" w dowolnej jego odmianie i dowolnym języku.
- każde złamanie prawa karane jest śmiercią. Majątek ukaranego, jeżeli nie został zapisany w testamencie lub ukarany nie posiadał dzieci, jest równo dzielony przez wszystkich, których obowiązuje niniejszy akt.
- każdy człowiek ma prawo sam egzekwować prawo, jeżeli jest w stanie udowodnić, że ktoś dopuścił się jego złamania lub miał taki zamiar wobec niego.
- każdy, kogo obowiązuje niniejszy akt, ma obowiązek odprowadzać rocznie na rzecz utrzymania porządku i egzekucji prawa 150g złota próby 996.
- niniejszy akt obowiązuje każdego, czyj podpis widnieje poniżej, a także wszelkich nabywców lub spadkobierców terytorium (całego bądź części) będącego w posiadaniu sygnatariusza, oraz wszelkie osoby, które przebywają na terytorium będącym w posiadaniu sygnatariusza aktu.
(prawa są sporządzone na szybko, być może wymagają drobnych modyfikacji – raczej celem uzupełnienia lub rozjaśnienia zapisu, pryncypia pozostają niezmienne)
Każdemu, kto zechce kupić ode mnie działkę ziemi, podaję do podpisu powyższy akt. Inaczej nie sprzedam.
Po jakimś czasie powstanie jakaśtam społeczność. Gdzie w niej jest miejsce dla kiboli, frywolnej młodzieży czy świadków Jehowy? Ktoś ich musi najpierw wpuścić na swój teren, albo musi ich być stać na kupno działki. Muszą też chcieć przestrzegać moich praw - choć prostych, to przecież potwornie wręcz represyjnych. Muszą też z czegoś żyć, ergo - pracować, coś wytwarzać.
Produkty lewackiego świata, o których pisze galopująca Kasandra (czyli różnego rodzaju darmozjady i przyzwyczajeni do bezkarności drobni bandyci), małe raczej mają szanse sobie poużywać na takim terenie, gdzie każda kradzież grozi śmiercią, a wszelkie nastawanie na czyjąś własność lub osobę grozi natychmiastowym odstrzałem głowy. Gdzie wiedzą, że jak sami się nie dorobią, to zwyczajnie zdechną z głodu, ewentualnie pozostanie im żebranie, które – w przeciwieństwie do państw sąsiednich – niekoniecznie musi skutkować otrzymaniem jakichkolwiek środków do życia.
Mam raczej dziwne wrażenie, że ten teren zechcieliby zasiedlać przede wszystkim ludzie pracowici, ambitni, o głęboko zakorzenionych zasadach etycznych.
Może to ‘utopia’, może tak zorganizowane społeczeństwo uległoby szybko degeneracji albo zewnętrznej inwazji. Myślę, że można się pokusić o rzetelne analizy i modele, które wykażą, że z dużym prawdopodobieństwem tak się właśnie stanie. Ba – sam przygotowuję taką własną analizę, co do której póki co intuicja mi podpowiada, że właśnie coś w tym stylu się z niej wykluje.
Wizja galopującego lewicowca nie ma jednak nic wspólnego z jakąkolwiek, nie tylko rzetelną, analizą. Jest to raczej czysty manifest wypranego doszczętnie umysłu, który w ramach reakcji obronnej przyjął absurdy rzeczywistości jako tejże fundamenty, a samodzielne myślenie uważa za groźną herezję wobec jedynej ideologii, która jest w stanie zapewnić jako takie funkcjonowanie świata. Stąd brak prawa narzuconego siłą uznaje za bezprawie, a nienaruszalność własności za paraliż jakiejkolwiek kodyfikacji i egzekucji prawa.
Dyskusja wolnościowców z mentalnymi niewolnikami zaczyna zatem coraz bardziej przybierać obraz dyskusji zwolenników myślenia ze zwolennikami kłócenia się za wszelką cenę. Po jednej stronie są argumenty i pytania, po drugiej obwarowane nieuzasadnionymi aksjomatami słomiane kukły. Nieliczni, którzy mają jakiekolwiek logiczne argumenty przeciwko wolnościowcom – jak Artur M. Nicpoń – giną w tłumie. Dla postronnego obserwatora, który ma cokolwiek głowie poukładane, z tej dyskusji musi wyłaniać się obraz, w którym wolnościowcy reprezentują jedyną grupę, która zachowała zdolność myślenia, a reszta to automaty wklejające odgórnie przygotowane sekwencje zdań na odpowiednio pojawiające się słowa kluczowe. Innymi słowy – salon24-owi oponenci wolnościowców wykonują dla reżimu (tego istniejącego i dowolnego innego) krecią robotę.
Mimo wszystko wiele wskazuje na to, że ostatecznie stanę po stronie oponentów. Jeśli jednak tak właśnie ma się stać, muszę wpierw przeczekać tę lawinę. Nie chcę dawać bowiem nikomu żadnych przesłanek do tego, aby ktokolwiek utożsamiał mnie z obecnym tłumem oponentów. Obawiam się, że moje skromne poczucie godności mogłoby tego po prostu nie przetrwać. Zwyczajnie – załamałbym się.
Inne tematy w dziale Polityka