kashmir kashmir
416
BLOG

Globalne Ocieplenie - Cz.V. Skąd się wziął ten klimat?

kashmir kashmir Polityka Obserwuj notkę 33

Uwaga – będzie wreszcie o klimacie! Cieszymy się – prawda?

Na początek trochę ględzenia o historii Ziemi i jej klimatu. Uprzedzam z góry – nie, nie mam własnych dowodów, wierzę na słowo naukowcom. Dla kogoś, kto wyspecjalizował się w niezrozumieniu moich poprzednich notek, to wyznanie musi być szokujące.

Jak zatem każdy wie, a może i nie, obecny stan klimatu i np. składu atmosfery różni się od tego sprzed kilku miliardów lat dość drastycznie. W szczególności pierwiastkiem, który absolutnie nie ma prawa znajdować się w żadnej szanującej się atmosferze, jest tlen. Tak naprawdę tlenu nie ma. Po prostu – to niemożliwe, żeby był. To wbrew prawom fizyki, chemii, socjologii, ekonomii i zdrowemu rozsądkowi. Jeśli ktoś Wam kiedyś wmówił, że w naszej atmosferze jest jakiś tlen, to kłamał. Bezczelnie i cynicznie.

OK, może poważniej. Na szczęście tlen jednak jest. Ale tlen, który dotarł na Ziemię z kosmosu (a było go bardzo, bardzo dużo, a pozostało procentowo jeszcze więcej, kiedy uciekł hel z większością wodoru), jako wolny gazowy tlen nie przetrwał, bo nie miał prawa. A to dlatego, że tlen jest bardzo aktywny i łatwo łączy się w inne związki. W pierwotnej atmosferze łączył się m.in. z węglem w CO2 (tak tak, ten straszliwy, paskudny), oraz z wodorem w inny straszliwie niebezpieczny związek, zwany DHMO, który do dziś jest zmorą naszej planety.

OK, ale miało być poważniej. DHMO, czyli woda, właśnie tak sobie powstała, a dziś możemy obserwować, że proces był wydajny. Wody bowiem jest na naszej planecie dużo. Mniejsza z tym – ważne, że taka pierwotnie ukształtowana atmosfera zawierała mnóstwo CO2, metanu, sporo amoniaku i innych świństw. Dopiero kiedy co bardziej skomplikowane związki gdzieś głęboko w oceanach wpadły na pomysł, aby założyć interes pod nazwą „życie”, coś się zmieniło. Otóż dalsze pomysły owych związków realizowane były w ten sposób, że w realizacji interesu wytwarzały tlen. Gazowy, niezwykle dla nich toksyczny i groźny, tlen. Z czasem produkowały go tyle, że nie zdążał się zużywać.

Minęło parę miliardów lat i okazało się, że niemożliwe jest możliwe. Mamy ponad 20% gazowego tlenu, którego być nie ma prawa. Nasza atmosfera jest jak ogromny głaz, w 3/4 swojej masy przechylony nad wielką przepaścią, podtrzymywany przed spadkiem na grubej, zielonej linie zwanej „życiem”.

Życie namieszało w składzie atmosfery potwornie. Wyłapało prawie cały CO2 i zastąpiło tlenem. Aby jednak tlen nie rósł w nieskończoność, a CO2 się nie wyczerpał, natura wymyśliła, że stworzy organizmy i procesy, które będą z kolei tlen zużywać, a produkować CO2. I zrobi się takie coś jakby równowaga.

No dobra, może starczy tego stylu „Było sobie życie”. Zmierzałem do tego, że mamy pewien bilans. Tym bilansem jest całkowicie niemal uwarunkowany przez istnienie życia bilans węglowo-tlenowy.

Teraz ważna uwaga – zarówno węgiel, jak i tlen, które uczestniczą w tym życiowo zbilansowanym obiegu, mogę występować w różnej postaci. Oprócz postaci pierwiastkowej, węgiel może tworzyć węglowodory, inne związki organiczne (cukry, białka) no i ten nieszczęsny dwutlenek. Może też wiązać się w związki nieorganiczne wchodzące w skład minerałów. Ważne są tu 2 sprawy:
1. Związany w minerały oraz w niektóre węglowodory czy czystą postać pierwiastkową węgiel może na bardzo długo, a nawet na zawsze, „wypaść” z życiowego obiegu.
2. Dla rozważania bilansu z tlenem trzeba wziąć pod uwagę to, że w części wymienionych postaci węgiel występuje wraz z tlenem. Istotny zatem będzie stosunek jednego do drugiego – i tak w cukrach jest to mniej więcej 1:1, w białkach spora przewaga węgla, w minerałach (zazwyczaj) tlenu, a w CO2 – 2:1 na korzyść tlenu. Wynika z tego, że produkcja CO2 powoduje zmniejszanie się ilości tlenu gazowego, natomiast wiązanie CO2 w węgiel w dowolnie innej postaci (prócz niektórych minerałów) ilość gazowego tlenu zwiększa. Zapamiętajmy tę zależność, jest bardzo ważna w tych rozważaniach.


Bilans ten może być oczywiście zaburzony, nawet dość drastycznie, bez wprowadzania bądź wyprowadzania na zewnątrz jakiejś dużej ilości któregoś ze składników. Tak się zapewne nieraz działo – np. obowiązująca teoria o wybiciu dinozaurów mówi, że w wyniku wielkiego „bum” nastąpiła ogromna emisja pyłów do atmosfery, które niemal całkowicie odcięły dopływ światła – warunek zachodzenia fotosyntezy, czyli owego procesu, w wyniku którego rośliny tworzą tlen. Wymarły więc roślinki na lądach, a potem stworzenia, które jadły roślinki, a potem stworzenia, które jadły stworzenia, które jadły roślinki… Kto zatem przetrwał? Przetrwały owady, które żywią się różnymi dziwnymi rzeczami, a zatem i owadożercy.
Wszyscy oni potrzebowali jednak tlenu, którego bez całej fotosyntetyzującej flory musiało znacznie ubyć. W tym, że poziom jego nie spadł do zera, pomógł na pewno czas (w końcu te pyły poopadały i światło wróciło) oraz te organizmy, które umiały sobie radzić bez światła. Zycie bowiem ma blisko 4 miliardów lat, natomiast fotosynteza to wynalazek gdzieś tak sprzed 2 miliardów lat. Czasem warto wracać do starych wypróbowanych technologii.

Mamy więc teoretyczny kataklizm i zaburzenie cyklu – poprzez ograniczenie ilości światła. Taki scenariusz chyba nie jest jednak przedmiotem sporu czy wizją niedalekiej przyszłości liczących się obecnie fatalistycznych teorii. Modne fatalistyczne teorie mówią o zaburzeniach bilansu wynikających z innych przyczyn.

Jakie jeszcze powody mogą sprawić, że cykl zostanie zaburzony? Nasuwa się pomysł, że redukcja „producentów” CO2 na rzecz „fotosynezatorów” (lub odwrotnie). Chyba do tego zmierzają ci, którzy wieszczą kataklizm związany z produkcją CO2. Przyjrzyjmy się zatem problemowi głębiej.

Z jakiegoś powodu dla Ziemi szkodliwe miałoby być, gdyby poziom CO2 przekroczył pewien krytyczny poziom. Pytanie tylko, dlaczego bez wprowadzania węgla z zewnątrz i bez zaburzania ilości światła jakikolwiek poziom miałby być „krytyczny”? Przecież kiedyś tlenu nie było wcale, a CO2 mnóstwo – i życie zmieniło ten stan na pewną równowagę. Jeśli myszy się mnożą, mnożą się też sowy – i odwrotnie. Póki czynnik zewnętrzny nie wybije myszy lub sów, układ ten będzie stabilny.
 
My nie mamy żadnego czynnika zewnętrznego. CO2, który można dodać dziś do bilansu, redukując tlen (wspominałem o tej zależności wyżej), pochodzi z jakiegoś CO2, które roślinki wchłonęły wcześniej. Pomyślmy – kiedyś ten cały węgiel, który jest w ropie czy śląskich kopalniach, był w obiegu! W postaci CO2, albo w postaci organizmów!
Miliony lat temu była taka sama sytuacja, jakby ktoś wyczerpał WSZYSTKIE złoża węgla, ropy, gazu i spalił w elektrowniach! I co? I rosły bujne lasy, hasały dinozaury, latały proto-ptaki… Tylko ekologizaurusy nie miały ewolucyjnych szans na przetrwanie.

W następnej notce założę jednak, że to prawda. Założymy, że z jakiegoś powodu obecny stan, kiedy mnóstwo węgla jest związane w postaci innej niż CO2, jest dla nas korzystny. Że każde zwiększanie ilości CO2 na niekorzyść tlenu jest Złe. Zostaniemy na tę chwilę prawdziwymi, żarliwymi ekologistami.

W nastepnej notce zamienię się zatem w ekologistę, który uważa dokładnie to, co mainstream sądzi o Globalnym Ociepleniu. I postaram się w związku z tym sformułować naprawdę rzetelne postulaty. Takie, których spełnienie naprawdę skutecznie powstrzyma niekorzystne przesuwanie się bilansu tlenowo-węglowego w kierunku CO2.

kashmir
O mnie kashmir

...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (33)

Inne tematy w dziale Polityka