Zanim przejdę do analizy i wykreślania strategii, chciałbym krótko zreferować moje poglądy na temat wizji świata.
Otóż jestem kimś w rodzaju kosmopolity, w tym znaczeniu, iż traktuję kwestie związane z kulturą i narodowością jako drugorzędne wobec szeroko pojętej państwowości. W szczególności jestem mało przychylny dość nowej wobec historii cywilizacji (niecałe 200 lat) koncepcji państw narodowych, w której upatruję głównej przyczyny wielu zupełnie niepotrzebnych konfliktów.
Wobec powyższego bardzo nieprzychylnie odnoszę się do wszelkich teorii „odwiecznych antagonizmów” pomiędzy narodami, kulturami czy – w konsekwencji modelu państw narodowych – państwami.
Moja zarówno wizja przyszłości, jak i proponowana strategia i cele, będzie bazować na założeniu odchodzenia od modelu państw narodowych. Uczulam jednak, żeby w odczytywaniu poprzedniego zdania nie doszukiwać się – wysoce błędnie – poparcia dla koncepcji Unii Europejskiej, szczególnie w jej obecnym (a także tym planowanym) kształcie. Uważam bowiem, iż uwolnione od ciężaru spajania administracyjnego tworu, jakim jest państwo, narody i kultury, nie poddane żadnym odgórnym represjom (bo i niby dlaczego?) będą się znacznie lepiej sprawdzać jako fundament państwa/imperium. Obecna UE zdaje się natomiast traktować poczucie przynależności narodowej jako przeszkodę w skutecznej integracji. W związku z tym zabiegi integracyjne UE są niejako odwrotne do moich intencji – bazują na intensywnym (i dość beznadziejnym) tępieniu naturalnych uczuć narodowych na rzecz propagowania zupełnie sztucznej „narodowości europejskiej”.
OK, to teraz czas na przedstawienie analizy i strategii.
1. Punkt startowy.
Europa pogrąża się w rosnącym kryzysie, niewiele lepiej ma się USA. Kryzys nie jest tylko natury ekonomicznej, ale przede wszystkim demograficznej. Składa się na to szereg czynników, których wpływ jest już raczej bardzo ciężki do odkręcenia. Dominuje mentalność charakteryzująca się bardzo daleką redukcją zdolności do refleksji, w konsekwencji niezwykle podatna na propagandę. W połączeniu z powszechnie panującą demokracją rezultatem są rozwiązania prawne i ustrojowe niejednokrotnie absurdalne, sprzeczne z logiką, a w perspektywie czasowej katastrofalne.
Zarządcy UE natomiast wydają się tkwić w przekonaniu braku alternatywy dla modelu państw narodowych, a więc koncepcję integracji opierają na rozmywaniu obecnej rzeczywistej różnorodności w jakąś rozmazaną narodowo-kulturową multi-hybrydę, co jest zabiegiem tyle beznadziejnym, co biegunowo odmiennym od koncepcji, którą wyznaję ja. Jest to bowiem zabieg znany już pod nazwą „komunizmu”, w założeniu którego także jest zwalczanie wszelkiego rodzaju różnorodności i paniczne doszukiwanie się potencjalnej „walki” wszędzie tam, gdzie można zaobserwować choćby najdrobniejsze różnice. UE w typowy dla myśli komunistycznej sposób stara się jak najwięcej zagadnień pozbawić naturalnej regulacji poprzez zdrową, pokojową konkurencję i rywalizację, na rzecz regulacji sztucznej, centralnej, oraz tak samo odgórnej kontroli. Nie służy to ani efektywności systemu, ani jego stabilności, ani wewnętrznej sile, ani w ogóle niczemu. Jedynym efektem jest narastająca grabież bądź to zasobów naturalnych, bądź zasobów z ludzkiej pracy, na potrzeby kosztownej walki ze zjawiskami, które nie dość, że nie są do zwalczenia, to ani logika, ani zdrowy rozsądek nie dają najmniejszych powodów, aby w ogóle walkę z nimi uznać za słuszną.
Obserwujemy w związku z tym rosnącą potęgę mocarstw azjatyckich oraz (czy może raczej: w tym) Rosji, na rzecz słabnącej pozycji dotychczasowych potęg europejskich, zupełną zapaść rozwoju w krajach europejskich, dodatkowo prowadzących „wojnę ekonomiczną” z USA, będącym w kondycji niewiele lepszej.
Wniosek z tego taki, iż dominacja kręgu cywilizacyjnego związanego z Europą i USA ma się ku nieuchronnemu końcowi. Region, w którym znajduje się Polska, w niedalekiej przyszłości dostanie się pod administrację nowej koncepcji ustrojowej.
2. Nakreślenie celów.
Moja koncepcja będzie tu dość mocno odmienna od tej nakreślonej przez blogerów Łażący Łazarz czy Imhotep. Wynika to wprost z moich poglądów. Otóż moja wizja dotyczy rzeczywistości, która będzie obejmować świat mojej osobistej egzystencji, w takim zasięgu, w jakim będzie mnie to dotyczyć w dowolnym stopniu. Można zatem powiedzieć, że proponowana przeze mnie strategia jest wizją możliwie globalną, gdyż nie widzę żadnego powodu, aby strategię ograniczać dla konkretnego kręgu kulturowego, narodowego, czy tym bardziej obszaru w jakichś sztywno narysowanych granicach terytorialnych.
Zatem jako cel mogę określić dostanie się możliwie szerokiego obszaru będącego w zakresie interakcji z moją osobą pod panowanie ustroju, który zapewni mi tzw. normalność, czyli przede wszystkim swobodę realizacji swoich osobistych celów.
3. Realizacja celów.
Dróg może być kilka i szczegółowy ich opis byłby daleko idącym political-fiction, dlatego ograniczę się do ogólników.
Pierwszą sprawą jest zmiana systemu sprawowania władzy, gdyż w stosunku do demokracji nie mam żadnych nadziei i jestem temu systemowi wysoce niechętny. W moim przekonaniu demokracja paraliżuje kompletne jakąkolwiek stabilność ustrojową nawet we względnie krótkim okresie. Osobiście więc skłaniam się ku dowolnemu innemu systemowi, nie wyłączając republikańskiego, aczkolwiek każdy alternatywny uważam tak za obiecujący, jak i drugorzędny w stosunku do sprawy fundamentalnej – czyli ustroju.
Odnosząc się do obecnej sytuacji, nie wierzę również w jakąkolwiek reformę ustrojową UE i w związku z tym odseparowanie się od tego tworu uważam za wysoce pożądane. Tutaj koncepcja budowy alternatywy na wzór Łazarzowy jest jak najbardziej opcją. Niemniej jednak nie widzę żadnego szczególnego powodu dla uprzywilejowania akurat narodu polskiego w inicjatywie do powstania takowej. Nawet wydaje mi się, iż z różnych względów jest on mniej predestynowany do takiej roli. Jest to jednak luźna obserwacja, gdyż, jak podkreślam, źródło inicjatywy jest dla mnie kompletnie bez znaczenia.
Alternatywa jest jeszcze jedna, choć niejednemu pewnie taka możliwość objawi się jako najgorszy koszmar, a moja sugestia skaże mnie na dożywotnią banicję do ponurej kategorii „zdrajców”. Chodzi mianowicie o aneksję przez inne mocarstwo. Anchsluss, zabór czy jakkolwiek to zwał.
Otóż prawda jest taka, iż nie mam nic przeciwko temu, aby znaleźć się nagle w Chinach, Turcji, Rosji czy dowolnej Albanii. W momencie, kiedy ustrój panujący na terytorium, które zamieszkuję, będzie mi odpowiadał oraz jawił się jako stabilny, jest mi kompletnie obojętne, jak będzie się nazywała najwyższa jednostka administracyjna, jakiej barwy flaga będzie wisiała nad siedzibą rządu i w jaki kształt będzie miał obrazek na urzędowych pieczątkach. Zresztą, jako że twór zwany „państwem” będzie ponadnarodowy i ponadkulturowy, nic nie stanie na przeszkodzie, aby flagi, pieczątki itp. pozostały różne w różnych regionach, jeśli taka będzie wola lokalnej społeczności, nie mówiąc już o zagadnieniach bardziej istotnych i nie tylko symbolicznych.
4. Implikacje.
Te są proste i jednoznaczne. Silne, wielonarodowe, wolnorynkowe, niewpieprzające się poszczególnym obywatelom w prywatne sprawy mocarstwo będzie mogło zbudować silną armię i zabezpieczyć się na ewentualność zagrożenia ze strony sąsiadującego molochu, który właśnie dojdzie do odkrywczego wniosku, że ścieżka „postępu” tamże realizowana dostarczyła już ostatecznych dowodów, iż jest ścieżką ślepą, zakończoną niebosiężną i twardą ścianą brutalnej rzeczywistości, wobec czego należy szybciutko poza granicami wyjałowionego kraju znaleźć środki na ratowanie egzystencji resztek wycieńczonego społeczeństwa.
Ponadto stałaby się wreszcie realna odpowiednio duża kumulacja kapitału w pojedynczych prywatnych rękach, która jest warunkiem do realizacji nowego poziomu wyzwań dla ludzkiej cywilizacji, koniecznego do uczynienia naszego gatunku naprawdę wyjątkowym i zapewnienia mu wiecznego trwania – czyli kolonizacji innych światów. Dotychczasowe próby były/są bowiem podejmowane przy udziale kumulacji kapitału poprzez państwa, co doprowadziło do realizacji ślepej ścieżki, nieefektywnej i skazanej na porażkę, z której teraz trzeba się mozolnie wycofywać.
---
Nie mam jednak żadnego pomysłu na utrzymanie naprawdę długotrwałej stabilności takiego modelu, w przypadku gdy prawdą jest, że obserwowany obecnie upadek cywilizacji to nieunikniona konsekwencja przekroczenia poziomu życia powyżej pewnej granicy, gdy degeneracja nabiera tendencji wzrostowej.
Inne tematy w dziale Polityka