Rozważania na ten temat prezentuje brytyjski The Guardian przedrukowany w onetowskim artykule. Autor częściowo odwołuje się do rankingu "The Times" (nieprzytoczonego w artykule).
Prześledźmy typy i komentarze autora, niejakiego Michaela White'a.
Początek nienajgorszy - Abraham Lincoln i George Washington. Dalej jednak jest już gorzej:
"W ścisłej czołówce umieściłbym także człowieka, który w wyjątkowych okolicznościach naruszył zasadę dwóch czteroletnich kadencji: Franklina D. Roosevelta (1933-45). Moim zdaniem był on największym politykiem XX wieku i przywódcą, który uporał się zarówno z wielkim kryzysem, jak i z wojną światową bez uciekania się do dyktatury czy barbarzyństwa.'
Już sama końcowa uwaga jak dla mnie jest mocno dyskusyjna - czy samozwańcze złamanie zasady max. dwóch kadencji i mocno wątpliwa uczciwość liczenia głosów podczas wyboru FDR na III kadencję rzeczywiście można z czystym sumieniem nazwać "nieuciekaniem się do dyktatury czy barbarzyństwa"? Nie jestem znawcą historii USA, ale wydaje mi się, że w całej tejże władze tego kraju nigdy nie zbliżyły się do dyktatury tak bardzo, jak właśnie u schyłku rządów F.D. Roosevelta.
Wcześniej jest jednak ciekawiej - "uporał się z wielkim kryzysem i wojną światową".
"Uporanie z kryzysem" przemilczę, gdyż jest wystarczająco zabawne, a lepsi ode mnie wielokrotnie już obalili powszechne przekonanie o ekonomicznym geniuszu Keynesa i Rooseveltowskiego "niu dilu". Poza tym autor pisze do The Guardian, więc czegóż można się spodziewać po dziennikarzu lewicowego medium?
Nad "uporaniem z wojną światową" jednak chwilę się zatrzymam.
Pogląd, iż postawa Rossevelta w II Wojnie Światowej była znakomita i godna najwyższego uwielbienia, zrozumiałbym jeszcze u Amerykanina. Może nawet bardziej u Rosjanina. Ale kiedy pisze coś takiego Brytyjczyk...
To Roosevelt zmarginalizował pozycję Churchila w Teheranie i Jałcie, forsując działania korzystne dla ZSRR, w szczególności desant w Normandii zamiast Bałkanów, który ze strategicznego punktu widzenia był pod każdym względem mniej korzystny i prawdopodobnie wydłużył wojnę o wiele niepotrzebnych miesięcy, a jej skutki powiększył o tysiące dodatkowych ofiar, w dużej mierze Brytyjczyków. Którego tak naprawdę jedynym celem było umożliwienie swobodnego podporządkowania sobie Europy Wschodniej przez ZSRR.
W wyniku polityki wojennej Roosevelta najbardziej ucierpiały takie kraje jak Polska czy Wielka Brytania właśnie. Zdumieniem i przygnębieniem napawa mnie zatem, kiedy Brytyjczyk hołubi takiego człowieka. Wielka Brytania jako kraj okazała się podczas II WŚ największym bohaterem, nigdy nie poddając się Niemcom i stawiając im opór samotnie, w czasach ich największej potęgi, przez kilkanaście miesięcy. Ten właśnie kraj Roosevelt sprowadził do roli drugorzędnego zwycięzcy, pozwalając chwałę i profity zgarnąć Stalinowi.
Roosevelt zrobił wszystko co mógł, żeby uczynić powojenne ZSRR światową potęgą. Ciężko określić, czy z panicznego strachu przed Stalinem, czy poprzez cyniczny i wyrachowany plan dwubiegunowego podziału świata z USA po jednej stronie, jako jedynego obrońcy świata przed "Imperium Zła". Można jednak z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że to Roosevelt zaserwował światu zimną wojnę, a sporej części Europy komunizm.
W dalszej części zestawienia nie jest aż tak źle. The Times na 4. i 5. miejscu umieszcza Thomasa Jeffersona i Theodore'a Roosevelta, co autor aprobuje. Ronald Reagan plasuje się na 8. pozycji i autorowi też najwyraźniej ta pozycja nie przeszkadza. Cóż, powiem tylko - mogło być gorzej. Na uwagę zasługuje może jeszcze kilka uwag autora:
Równie fatalnie poszło Bushowi na polu amerykańskiej gospodarki. Jego doradcami byli ideolodzy, którzy zredukowali niewłaściwe podatki dla niewłaściwych ludzi (zwykle dla tych bogatych) (...)
No tak. Dalej:
Co gorsza, gospodarczy boom na glinianych nogach rychło zamienił się w dramatyczny kryzys. Prawicowi teoretycy wolnego rynku zostali zmuszeni do nacjonalizacji banków.
Wprawdzie nie jest to wprost napisane, ale sens wydaje się jednoznaczny. George W. Bush jest odpowiedzialny za "glinianie nogi" boomu, zaś za kryzys i kłopoty banków "prawicowi teoretycy wolnego rynku".
Czyżby pan White konsultował artykuł z Łukaszem Foltynem?
Na szczęście Clintonowi tez się trochę dostaje - 23. pozycja, co prawda określona przez autora jako "nędzna" (środek stawki dla Clintona to raczej sukces), aczkolwiek sam Clinton uznany został za "rozczarowanie".
Podobnie obecność poza 10-tką JFK autor traktuje z zaskakującą wyrozumiałością.
---
Pozostaje poczekać kilka(naście/dziesiąt) lat i zobaczyć, jak potraktowany zostanie przez rankingi Obama. I czy umieszczanie go zbyt daleko nie zostanie poczytane czasami jako rasizm.
Inne tematy w dziale Polityka