Spektakl obrazoburczy, choć nie tak postmodernistyczno szyderczy, jak się spodziewałem. Dużo cytatów, mniej lub bardziej dosłownych, z "Dziadów", "Wesela", a także z transparentów 'obrońców krzyża' z Krakowskiego Przedmieścia. Konstrukcja całości mocno awangardowa, gra aktorska jak dla mnie trochę przesadnie egzaltowana. Choć spektakl zdecydowanie ma na celu głównie napiętnowanie spiskowego szaleństwa i obłudnej, pseudopatriotycznej i sekiarskiej motywacji uczestników post-smoleńskich szopek (pod krzyżem, w "niezależnej prasie" czy w Antosiowym zespole), wiele scen jest przejmujących, poruszających.
Kulminacją, a także puentą spektaklu jest naprawdę rewelacyjna pieśń, w której ładunek ponurego patosu w melodii i tekście udało się autorowi wyciągnąć jakieś trzy poziomy ponad "Rotę" - pieśń, która doskonale obnaża głupotę prób wpasowania katastrofy w narrację narodowej martyrologii, bohaterskiej śmierci ku chwale Ojczyzny. Tekst, skonstruowany na modłę patriotycznej elegii, kończy się słowami: "...czy wzlecieć nam przyjdzie czy spaść, giniemy za Polskę, giniemy za Polskę, z okrzykiem: kurwa mać!".
Przed spektaklem, pod teatrem, spodziewany tłumek wzmożonych protestujących. Niemniej jednak zaskakująco lichy. Oczywiście fotki nie omieszkałem cyknąć.
Inne tematy w dziale Kultura