kashmir kashmir
80
BLOG

Blamaż prezydenta i schizofrenia Polaków

kashmir kashmir Polityka Obserwuj notkę 14

Jutro, zgodnie z oficjalną zapowiedzią, prezydent Lech Kaczyński podpisze Traktat Lizboński.

Nie - samo to nie jest jeszcze blamażem. Blamażem jest cała niefortunna rozgrywka wokół negocjacji i ratyfikacji Traktatu, jaką Lech (a może Jarosław?) Kaczyński postanowił podjąć dwa lata temu. Schizofreniczna rozgrywka człowieka, który Traktat osobiście negocjował i uchwalenie którego nazwał wielkim sukcesem, aby później stać się, w iście magiczny sposób, 'duchowym idolem' anty-unijnej części elektoratu PiS.

Gdy bowiem dobrze się zastanowić - czym Lech Kaczyński zasłużył sobie na admirację ze strony przeciwników Traktatu Lizbońskiego? Odwlekaniem ratyfikacji? Tak by mogło być jedynie wtedy, gdyby jego postawa miała jakikolwiek, choćby najmniejszy, wpływ na dalsze losy Traktatu. Jakie zaś mogła mieć, jeżeli bez żenady, wielokrotnie i oficjalnie, zapowiadał on, iż złożenie podpisu uzależnia od wyniku II referendum w Irlandii?

Lech Kaczyński przyjął tym samym na siebie rolę bezwolnego urządzenia, które w terminologii elektronicznej nazywa się "przekaźnikiem".

Gdyby Irlandczycy ponownie odrzucili Traktat (a UE nie wymyśliłaby kolejnego arcysprytnego powodu, żeby zapytać Irlandczyków po raz trzeci), podpis polskiego prezydenta, czy jego brak, nie miałby najmniejszego znaczenia. Gdy Irlandczycy TL przyjęli - polski prezydent, zgodnie z obietnicą, przestaje być dla Traktatu przeszkodą.

Jedyną możliwością na to, że Lech Kaczyński może zagrozić wejściu TL w życie, mogło być to, iż w duchu knuje on sekretne plany złamania słowa i finalnego postąpienia wbrew wszelkim swoim dotychczasowym działaniom i deklaracjom. Że chytrze okłamuje on cały świat, usypia czujność, by w kluczowym momencie odegrać swoistego Wallenroda. Że na końcu podniesie przyłbicę i zakrzyknie: "Kłamałem! Oszukałem was! Nie podpiszę ratyfikacji, choćby końmi mnie rwano!". *)

Czy na to właśnie liczyli zapatrzeni w prezydenta z miłością i nadzieją sprzyjający PiS-owi przeciwnicy Traktatu? Czy uważali swojego idola za przebiegłego kłamcę, który całą swoją godność i reputację poświęca dla lisiej gry pozorów i usypiania czujności?

Czy może jednak zachodzi ta druga możliwość - tej części przeciwników TL, która za rzecznika swoich anty-unijnych poglądów uważała urzędującego prezydenta, zabrakło logiki i elementarnego zdrowego rozsądku? Umiejętności konstatacji prostego i oczywistego faktu, że postawa ich idola nie zagraża - i nigdy nie zagrażała - wejściu w życie Traktatu, w najmniejszym choćby stopniu?

Blamażem Lecha Kaczyńskiego jest rozgrywka, która od początku skazana była na ów blamaż. Blamażem jego jest fakt, że przetłumaczona na proste wnioski jego postawa oznacza nic więcej, jak to, że prezydent całkowicie uzależnił bardzo kluczową decyzję dla Polski od decyzji podjętej w referendum przez obywateli zupełnie obcego państwa.

Blamażem dla anty-unijnego elektoratu Lecha Kaczyńskiego jest jego (elektoratu) schizofrenia. Fakt, iż mając na samym czele swych haseł słowo: "patriotyzm" murem stał (stoi?) za człowiekiem, który otwarcie i oficjalnie głosił postawę skrajnie anty-patriotyczną, choćby tylko w wymiarze symbolicznym.

Największym zaś blamażem jest to, że to Lecha Kaczyńskiego gremialnie, zgodnie i niewzruszenie uważał tenże elektorat za realną barierę dla uchwalenia Traktatu Lizbońskiego. Bez najmniejszych nawet ku temu podstaw. Bez oparcia w najprostszym logicznym wnioskowaniu z zarówno deklaracji, jak i czynów urzędującego prezydenta.

Nie, nie oskarżam Lecha Kaczyńskiego o zdradę - on bardzo dobrze wie o schizofrenii swojego elektoratu. On po prostu najlepiej jak potrafi, w warunkach demokracji, w oparciu o tę wiedzę, rozgrywa opinię publiczną. Magicznym sposobem, będąc nikim więcej, jak jeszcze jednym trybikiem w radośnie rozpędzonej ku Wielkiej Socjalistycznej Europejskiej Przyszłości maszynie, pozyskuje sympatię tych, którzy temu pędowi są przeciwni.

Rozpędzone widmo socjalizmu, które ostatecznie spełnia marzenie Karola Marksa, inkarnując się w ciało konstytuującej się Unii Europejskiej, opanowując nieuchronnie całą Europę, ma swoich przeciwników w każdym kraju. W każdym z nich jest to grupa co najmniej kilkunastoprocentowa.

Polska jednak nie ma swojego Heidera, Le Pena czy Klausa. Tylko w Polsce większość poglądów wobec nowego europejskiego ładu krytycznych reprezentowana jest przez środowisko polityczne głęboko pro-unijne.

Tylko w Polsce większość tej anty-unijnej grupy opanowana jest przez schizofrenię.


*) Ten akapit, przyznaję, jest trochę naciągany i trochę 'propagandowy'. Lech Kaczyński tak naprawdę mógłby znaleźć jakieś śladowo rozsądne preteksty, aby podpisanie TL nadal przeciagać, albo i nie podpisać go wcale. Np. fakt, iż ratyfikowany przez Parlament TL nie jest już tym samym Traktatem, który ląduje w kancelarii Prezydenta po irlandzkim drugim referendum.

No ale nie zrobił tego i można było być pewnym, że nie zrobi. Od początku dość klarowne bowiem jest, że blokować wynegocjowanego przez samego siebie i rząd swojego brata Traktatu  blokować nie zamierza, tylko odgrywa szopki na potrzeby radiomaryjnego elektoratu.

kashmir
O mnie kashmir

...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka