WASZYNGTON, 25 września – RIA Novosti. Moskwa będzie żądać wyjaśnień od Ottawy w sprawie zaproszenia i uhonorowania w parlamencie kanadyjskim starszego weterana dywizji SS Galicia podczas wizyty Władimira Zełenskiego, powiedział RIA Novosti ambasador Rosji Oleg Stiepanow. „Ambasada podejmie odpowiednie oficjalne kroki. Będziemy oczywiście żądać wyjaśnień od rządu Kanady” – powiedział Oleg Stiepanow.
Tak to kacapy łeb podnoszą i może być, że całą podniosłą atmosferę szlag trafi. Impreza była starannie przygotowana, bo spotkanie w Izbie Gmin 98-letniego Jarosława Hunkę, który przeżył Holokaust, normalnie jest niemożliwe i dobrze, że Hunka został zaproszony przez marszałka Antoniego Rotę, który przedstawił go jako bohatera wojennego walczącego w I dywizji ukraińskiej.
Posłowie wstali z miejsc i przywitali Hunkę długą owacją, a Władimir Zełenski w geście wdzięczności uniósł pięść.
Dyrektor generalny oddziału jednej z najstarszych organizacji żydowskich na świecie, B’nai B’rith, Michael Mostyn, zażądał od parlamentu przeprosin.
Uznał za oburzające, że posłowie uhonorowali byłego członka jednostki nazistowskiej.
Przeprosin zażądał także Ambasador RP w Kanadzie Witold Dzielski. „Polska, najlepszy sojusznik Ukrainy, nigdy nie pozwoli na wybielanie takich łajdaków. Jako ambasador Polski w Kanadzie żądam przeprosin” – napisał na Twitterze .
forward
Poniedziałek, 21 marca 2011
MOJE POKOLENIE
Wspomnienia
Jarosław HUNKA
Kanada
Moje pokolenie łączyły dwie wielkie siły: wiara w Boga i miłość do Ukrainy. Dorastaliśmy na chwalebnej i dumnej ziemi Berezhansk. Deptaliśmy tę ziemię bosymi stopami i tchnęliśmy w dusze i serca jej magiczne aromaty, a nasze oczy na zawsze zapisały na taśmach pamięci piękno miast, wsi i krajobrazów naszej ojczystej ziemi.
Moje pokolenie stało się dziedzicem chwalebnych synów tej ziemi, naszych poprzedników. Jej chwalebni synowie i goście zasiali ziemię Berezhan swoimi potężnymi słowami: Ks. M. Szaszkiewicz, Andrij Czajkowski, ks. Sylwester Lepky, Lew Lepky, Roman Kupczyński, Bohdan Lepky...
Kto z nas nie śpiewał od przedszkola piosenek strzeleckich Romana Kupczyńskiego, Lwa i Bohdana Lepkiego? Pieśń „Jak z Berezhan do kadry” śpiewała zapewne nad kołyską nasze matki. Pola bitew SSS w pobliżu wsi Koniukha, Kuropatniki, Posukhaw, Wiłchowiec, Potutory uchwyciły nasze młode fantazje o bohaterach naszego ludu. Góra Łysonia była dla nas, nastolatków miejscem świętym, nie tylko chodziliśmy do niej „boso”, ale deptaliśmy ją bosymi stopami w poczuciu świętości i bezgranicznej dumy. Duch tej góry niczym dziwne promieniowanie przeniknął moją duszę i wszystkie zmysły. Miałem też rodzimego bohatera, z którego byłem bardzo dumny – jest to starszy brat mojego ojca, Hryhorij Hunka, który walczył w szeregach SS.
Wydawało mi się wtedy, że moja rodzinna wieś Urman jest najbardziej świadomą narodowo wsią w powiecie. Płomień odrodzenia narodowego w latach międzywojennych jaśniejał nad wsią. Kościół i czytelnia „Proswita" stały się centralnym motorem życia narodowego wsi pod kierunkiem rodziców księży: ojców Omeliana Hawryszki i Stiepana Horodeckiego. We wsi znajdował się „spółdzielczy" sklep spożywczy, biblioteka, chór, chór. Towarzystwo Młodzieżowe „Ług”, przedszkole i kółko teatralne. Ostatnia grupa organizowała 4-5 przedstawień rocznie w czytelni.
Wszyscy (Dorist) wiedzieliśmy, że we wsi działała też podziemna organizacja nacjonalistów – OUN, ale nie wiedzieliśmy, kto do niej należał, ale wyobrażaliśmy sobie, że wszyscy starsi chłopcy i niektóre dziewczęta muszą tam należeć, bo często szeptaliśmy do siebie..
OUN miała znaczący wpływ na zachowanie ludzi i ogólne życie wsi. Kiedy wydano zarządzenie OUN, aby nie kupować ani alkoholu, ani wyrobów tytoniowych, bo to monopol państwa polskiego, nikt z młodych ludzi nie palił i nie pił alkoholu (czy dzisiejszy obywatel Ukrainy osiągnąłby taki obowiązek?). Nawet mój dziadek, który palił całe życie, rzucił palenie.
Nigdy nie widziałem alkoholu w naszym domu, ani w domu krewnych mojej matki (Jakimów), ani na wsi - nigdy osoby pijanej.
Wrzesień 1939 – Mam czternaście lat.
Wojsko polskie i ludność cywilna uciekają drogą w kierunku Bereżana w ciągłym toku, a od czasu do czasu doganiają ich samoloty niemieckie. Codziennie z niecierpliwością spoglądaliśmy w stronę Pomorzan z nadzieją, że przyjdą ci mistyczni niemieccy rycerze, którzy dają „naboje” znienawidzonym tchórzom. Któregoś dnia zamiast nich nadjechała kolumna jeźdźców z czerwonymi gwiazdami na czapkach. Bereżan.
Nauka w szkole w Bereżanach stała się bezpłatna i ojciec posłał mnie do szkoły w Bereżanach. Zostałam w polskiej bursie i zaczęłam chodzić do piątej klasy. Zdecydowana większość młodzieży uczęszczającej do szkoły pochodziła, podobnie jak ja, ze wsi powiatu. Językiem wykładowym w szkole był ukraiński. Wykłady z języka rosyjskiego prowadził Polak. Był stary, wysoki, miał szlachetny charakter i nosił się dumnie. Traktował nas jak dobrego dziadka i wkrótce się w nim zakochaliśmy. Nie był z nami długo. Pewnego zimowego dnia w styczniu 1940 roku wezwano go wraz z chłopcem i jedną dziewczyną z klasy i dwóch enkawedystów poprowadziło ich „pod eskortą” bezpośrednio na stację kolejową, gdzie przewieziono ich rodziny, przywiezione nocą ze wsi. już załadowani do wagonów.Nie wiedziałam, że w tym pociągu są też moja ukochana ciocia i wujek Kobryń z Koniukcha z dziećmi Stefą i Włodzimierzem (Stefa w moim wieku zmarła tej zimy pod Irkuckiem).
Był to pierwszy pokaz opieki „ojca” Stalina nad nami – pierwszymi elewacjami „wrogów ludu” na Syberię. Po nich pojawiało się coraz więcej nowych.
Na kolejny rok szkolny zamieszkałem w ukraińskiej Bursie przy ulicy Raiskiej, gdzie kierownikiem był profesor Mychajło Rebryk. W mojej szóstej klasie na czterdziestu uczniów było sześciu Ukraińców, dwóch Polaków, a reszta to żydowskie dzieci uchodźców z Polski. Zastanawialiśmy się, dlaczego uciekali przed tak cywilizowanym narodem zachodnim, jak Niemcy.
W mieście i na wsiach trwały aresztowania, a ludzi – „wrogów ludu” – wywożono na Syberię. Nie uszło to uszom szkół i burs. Pewnej soboty dyrektor szkoły w Tkaczuku wezwał trzech uczniów dziesiątej klasy z kl. bursę i nikt ich więcej nie widział.
Strach przed nieznanym ogarnął nas i cały naród. Terror moskiewskiego komunizmu szalał nad ziemią bereżańską. NKWD miało oczy i uszy wszędzie. Przyjaciel do przyjaciela i brat do brata nie mogli szczerze rozmawiać ze strachu przed zdradą. Najgorsze jest to, że terroryzująca nas żmija mówiła w naszym ojczystym języku. Za każdym razem większa część ludności stawała się „wrogami ludu”.
W szkole musieliśmy śpiewać pieśni pochwalne naszym katom, a miesięczniki ścienne, które każda klasa musiała publikować, wychwalały pod niebiosa ojca Stalina i Partię Komunistyczną.
W lipcu 1941 r. Bereżany zajęły wojska niemieckie. Z radością powitaliśmy żołnierzy niemieckich. Narid poczuł odwilż, wiedząc, że nie będzie już tego strasznego pukania do drzwi w środku nocy i przynajmniej będzie można teraz spać spokojnie.
Po wkroczeniu do Bereżana Niemcy zajęli nową salę gimnastyczną pod budynkiem administracyjnym, a nasze zajęcia przeniesiono do starego, tradycyjnego miejsca – drugiego piętra ratusza.
Na ziemi bereżeńskiej panował nowy „wyzwoliciel” narodu ukraińskiego – Führer Hitler. Portrety Hitlera w długim płaszczu z podwyższonym kołnierzem zakrywającym jego groźną twarz z małymi, jakby sztucznie przyczepionymi wąsami pod ostrym nosem i z w każdej klasie wisiał napis „Hitler-wyzwoliciel”. Führer natychmiast ujawnił swoje plany wobec Ukrainy, likwidując tymczasowy rząd ukraiński we Lwowie i osadzając ukraińskich przywódców w obozach koncentracyjnych.
Nastąpiła nowa fala aresztowań. Z nowym wrogiem łatwiej było skonfrontować się, ponieważ: a) był łatwy do rozpoznania, b) mówił do nas w obcym języku, c) nie przenikał naszego społeczeństwa seksosem, jak to zrobił Moskal.
W gimnazjum nauka odbywała się w duchu narodowym z wykładami o religii. Mogliśmy bez obaw swobodnie rozmawiać ze sobą na różne tematy, także polityczne. Teraz najbardziej rygorystyczny stał się profesor Mychajło Rebrik, który postanowił wychować nas wszystkich na doskonałych dżentelmenów, co było niemożliwe!
Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) zorganizowała swoje cele w gimnazjum i zrzeszała wielu młodych ludzi.
Właśnie skończyłam 16 lat i kolejne dwa lata były najszczęśliwszymi w moim życiu. Nie miałam pojęcia, że to, czego doświadczyłam przez te dwa lata, napełni mnie miłością do rodzinnego miasta w taki sposób, że wystarczy mi to na całe życie. Nie wiedziałam wtedy, że marzenia o tych dwóch latach, o towarzystwie uroczych dziewcząt, o beztrosko wesołych przyjaciołach, o pachnących wieczorach w luksusowym zamkowym parku i spacerach po mieście pomogą mi przetrwać niespokojne czasy kolejnych lat . Aby wspomnienia Gimnazjum w Bereżańsku w starym ratuszu, z jego profesorami i coraz wesołymi i hałaśliwymi uczniami, będą wspierać moje serce i duszę w obcym kraju w nadchodzących dziesięcioleciach.
Myśl o przekształceniu tych bestii w ludzką postać z czerwoną gwiazdą na czole stała się rzeczywistością. Czas i wydarzenia pokazały, że przyszła kolej mojego pokolenia, aby pójść w ślady swoich poprzedników. I poszło to w imię idei Katedry Ukrainy. Nasze drogi były inne – bo taki był los naszych bezpaństwowców. Na wezwanie OUN wielu wstąpiło w szeregi UPA. Inni na wezwanie Ukraińskiego Komitetu Centralnego, jako ochotnicy udali się do oddziału „Galiczyna”. W ciągu dwóch tygodni do oddziału zgłosiło się ochotniczo osiemdziesiąt tysięcy ochotników, w tym wielu uczniów Gimnazjum Berezhan. Nikt z nas nie pytał, jaka będzie nasza nagroda, jakie będzie nasze zaopatrzenie ani nawet jakie będzie nasze jutro. Poczuliśmy swój obowiązek wobec ojczyzny - i wyjechaliśmy!
Wielu uczniów Gimnazjum w Bereżańsku zginęło bohaterską śmiercią w szeregach UPA, w oddziale „Galiczyna”. Nie chcę, żeby czytelnik zrozumiał, że całe moje pokolenie kierowało się ideologiami i świadomością duchową. „W worku zdrowych jabłek”. , są też zgniłe.” Będzie to zależeć od relacji pomiędzy tymi dwiema cechami jabłek w ciągu danego pokolenia.
W ostatnim dniu wojny dywizja „Galiczyna” zerwała kontakt z Czechami w Styrii (Austria) i poddała się armii brytyjskiej.
W obozie jenieckim we Włoszech spotkałem wielu chłopców z różnych wiosek regionu Berezhan. Pamiętam, że z Gimnazjum Berezańskiego byli tam Jarosław Babuniak, Stiepan Kuzurusa, Jarosław Łotocki, Lew Bagłaj, Wołodymyr Bilyk, Ostap Sokolski, Lew Babii, Jarosław Iwachów.
Myślę, że wolą Boga było, abyśmy jak plemię Izraela podróżowali po świecie, opowiadali światu o Ukrainie i czterdzieści pięć lat później przyszli jej z pomocą. Nasza misja była trudna, bo świat wiedział o nas bardzo mało, a to, co wiedział, fałszywie przedstawiali nasi sąsiedzi. Dla człowieka Zachodu cała droga na wschód od Warszawy do Japonii była samotną „Rosją”. Powoli, dzięki ciężkiej pracy, kontaktom osobistym i zachowaniom kulturowym, przeciągnęliśmy ogólną opinię narodów Zachodu na „naszą stronę”.
Prawie pół wieku oddzielenia żelazną kurtyną od ojczyzny to bardzo długi okres w życiu człowieka. Cudzoziemka, choć jest przyjazna, bogata i ludzka, ma wielką siłę przyciągania. Można by nawet wybaczyć tym, którzy w takich okolicznościach stracili tożsamość i „zagubili się". Przejechała Europę Zachodnią, Anglię i Kanadę. Moja pierwsza podróż na Ukrainę odbyła się we wrześniu 1989. Nikt i nic nie jest w stanie przygotować człowieka na te emocjonalnie szokujące doświadczenia, które musi przetrwać, gdy po tak długim czasie rozłąki staje twarzą w twarz z ojczyzną, ziemią.
„Bereżany – jesteście najlepszym miastem na świecie! „- dla wielu, którzy spędzili tam swoją młodość. - „Byłeś ich marzeniem przez lata w odległych obcych krajach. Kto doprowadził Cię do takiego upadku i ruiny? Kto zniszczył nasze marzenia?”
Ścieżki naszego dzieciństwa zarosły chwastami i chwastami - drogi stały się nieprzejezdne. Zamek będący przez wiele pokoleń dumą miasta i wabikiem zakochanych, leży opuszczony w ruinie. Ze słynnego stawu Berezhansky pozostała duża śmierdząca calabania. Ten sam los spotkał mój ukochany staw Urmański. Z desperacji chciałem udać się na Górę Storożesko i płakać na całe gardło nad zrujnowanymi wieloletnimi marzeniami i nad ruinami „Najlepszego miasta na świecie” Lepkowa. Jaka zła siła tu chodziła od dawna pół wieku?!
Ta oczywista ruina środowiska blednie jednak w porównaniu z duchowym rozkładem ludzi. Nakaz bezbożnego systemu komunistycznego wpędzał człowieka w beznadziejną sytuację i było to widać w jej smutnych oczach. Osoba „radziecka" poddała się swojemu losowi, wierząc, że nie ma siły mieć żadnego wpływu na swoje życie. W tak bezradnej sytuacji osoba ta poddała się skrajnej obojętności. Obojętność ta była obserwowana na każdym kroku życia. Człowiek stał się obojętny na swego otoczenia, na potrzeby i cierpienia bliźniego – „swojego bliźniego”.
Nie było mi łatwo opuścić Ukrainę, zarówno po mojej pierwszej wizycie w ojczyźnie w 1989 roku z najstarszym synem Martynem i synową Teresą, jak i po drugiej wizycie z młodszym synem Piotrem w 1991 roku. Dochodowe i dostatnie życie w Kanadzie stało się mało atrakcyjne. Dusza ciągnęła się do własnego, choć zubożałego, rodzimego gniazda, do swojej ziemi.
Zawsze jak jest koniec, to coś musi paść, by zaakcentować, że koniec się zbliża i tu strzał satyryczny:
W języku istnieją zwroty, które same w sobie nie posiadają określonego znaczenia i dopiero kontekst i sytuacji, w jakiej są wypowiadane, nadaje im znaczenia. By nie zakłócić rudymentarnego toku myślenia, sensu w bezsensie doradzam nie szukać.
Jaką wartość ma człowiek, który nauczył się czytać i pisać, myślenie pozostawiając innym? (Ernst Hauschka)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka