Jak chyba każdy, kieruję się głównie uczuciami. Oczywiście nie oznacza to, że rozum zawsze śpi, jednak służy mi on głównie do maksymalizowania zysków i minimalizowania strat. Z zewnątrz moje zachowanie może wyglądać głupio, jeśli jednak w coś wierzę, jestem o czymś przekonana, to decyduję się podążyć tą właśnie ścieżką. I jestem gotowa na popełnianie błędów i ponoszenie porażek. (Ty, Czytelniku, możesz być święcie przekonany, że kierujesz się głównie intelektem, logiką oraz chłodnym namysłem. Każdy ma prawo wierzyć, w co chce.)
Czasami nasze pragnienia, uczucia i przekonania (jak zwał, tak zwał, chodzi o nasze wewnętrzne potrzeby) stoją w opozycji do kultury, cywilizacji tudzież przekonań ogółu. Czy będzie to „samotny mściciel”, który wymierza na własną rękę „sprawiedliwość” złoczyńcom, czy niezamężna matka decydująca się wychować dziecko, chociaż kultura nakazuje oddać je do adopcji, czy miłośnik zwierząt wykradający je złym właścicielom, czy osoba nie podająca ręki nielubianym osobom, czy obrazoburca, czy żyjący w swoim rytmie abnegat, czy „niepoprawny politycznie” publicysta – rzecz w tym, że oni wszyscy mają w dupie nakazy i zakazy usankcjonowane prawem i obyczajem; postępują w zgodzie z własnym „widzimisię”. A czy kierują się potrzebami niższego czy wyższego rzędu, chwilowymi czy trwałymi, pozytywnymi czy negatywnymi – nie ma najmniejszego znaczenia (dla świata). Robią to, co robią, bo chcą/uważają za słuszne. Nie będę tu oceniać, czy postępują słusznie czy niesłusznie, to nie jest istotne.
Do czego zmierzam... Parę notek wcześniej napisałam o złym traktowaniu nastoletnich matek. Podczas dyskusji z jedną z komentatorek, komu warto pomagać i dawać drugą szansę, przywołany został przypadek matki, która doprowadziła do śmierci niemowlęcia; była narkomanką, dziecko zabił (a wcześniej torturował) jej konkubent. Wywiązała się na tej podstawie „pogawędka” o patologii. Napisałam szczerze, że według mnie niektórzy nie powinni mieć dzieci i że państwo powinno im płacić za sterylizację. Moim argumentem było, że narkomani, pijacy, recydywiści, etc i tak stracą – bądź powinni stracić – swoje dzieci, a jeśli nie stracą, to je niemal na pewno zmarnują, może więc warto zachęcić ich (nie zmuszać!), żeby jednak tych dzieci w ogóle nie mieli?
Odzew był niemal natychmiastowy: dowiedziałam się, że moje podejście to barbarzyństwo, powrót do państwa totalitarnego, że kiedyś w Szwecji sterylizowano biedne kobiety, i tym podobne, i tak dalej. Moje argumenty trafiały w próżnię. Nieważne, że patologia produkuje patologię, że nie ma możliwości całodobowego nadzoru nad wszystkimi nałogowcami, że alternatywą jest utrata dziecka lub jego prawdopodobna krzywda. Że nie ma mowy o przymusie, jest zachęta (kasa). Każdy ma prawo rodzić – i basta! Aż chciałoby się zapytać, co będzie, jak pani Katarzyna Waśniewska urodzi kolejne dziecko...
No nie przekonam ludzi, którzy czują inaczej, wiem, wiem. Prawo do posiadania potomstwa uznajemy – całkowicie emocjonalnie – za jedno z fundamentalnych praw człowieka. Sterylizacja kojarzy się ze zwierzętami, podporządkowaniem, niższością. Ba, z eksterminacją! Czy Hitler nie chciał wyeliminować narodu polskiego, żydowskiego, Cyganów, czarnych? Przecież nie możemy lekceważyć przeszłości, ewentualnej tyranii państwa, samowoli urzędasów. Kto wie, może po patologii przyszła by kolej na biedotę, po biedocie na „nieprawomyślnych”, a potem... No i pewnie prędzej czy później moglibyśmy zapomnieć o dobrowolności.
To nie są błahe argumenty. Zarówno przekonanie o prawach jednostki, jak i obawa przed nadużyciami ze strony państwa są jak najbardziej uzasadnione (według mnie). Tylko że... ja nadal uważam, że nie każdy powinien mieć dzieci! Nic na to nie poradzę, że kiedy czytam/słyszę/oglądam program o dręczonych dzieciach czy zwierzętach, to mnie szlag trafia i gdybym mogła, to bym skrzywdziła ich oprawcę. Naprawdę. Przemawiają przeze mnie emocje, zdaję sobie z tego sprawę. I co z tego? Gdyby to zależało ode mnie, ukarałabym tych ludzi, nie bacząc na prawo i obyczaje. Stawiam swoje „widzimisię” ponad kulturę, cywilizację, ogół. Jedyne, co mnie trzyma w szachu, to brak możliwości wykonania takiego samowolnego wyroku oraz... strach przed konsekwencjami.
Tak samo skrzywdziłabym (w swoim przekonaniu: wymierzyła sprawiedliwość) większość skurwysynów. Oszustów nabierających starych ludzi na oddawanie im oszczędności życia. Dyrektorów firm trujących środowisko. Nieuczciwych pracodawców. Lekarzy, z których winy doszło do śmierci bądź uszkodzenia ciała. Kapłanów każdej religii, którzy sączą wiernym frazesy o konieczności podporządkowania swojej woli rzekomemu bóstwu, z czymkolwiek by się to nie wiązało. Ludzi toksycznych, okrutnych, bezmyślnych. Każdego, kto celowo i bez uzasadnienia doprowadza do cierpienia niewinnego człowieka lub zwierzęcia.
Czy mogę się do tych uczuć zdystansować? Oczywiście! Ale żebym uznała, że nie warto za nimi podążać, nie wystarczy rozum. Potrzeba innych uczuć. Musiałabym czuć wewnętrzną potrzebę odpuszczenia, przebaczenia, scedowania zemsty na prawdziwy wymiar sprawiedliwości. A u mnie z miłością bliźniego krucho. Jeszcze gorzej z poszanowaniem prawa i obyczajów. Nie, żebym nagminnie je łamała, ale przestrzegam ich głównie z przyzwyczajenia i wyrachowania. Kultura nie jest dla mnie wyznacznikiem moralności.
Tak więc – sterylizowałabym patologię. Podkreślam: dobrowolnie! Jeśli kogoś to oburza, to... niech oburza. Wasze emocje nie są moimi. Mogę je zrozumieć i nawet do pewnego momentu z nimi utożsamić, lecz kiedy pomyślę o maltretowanych dzieciach czy nawet o dzieciach żyjących w nędzy w rodzinach wielodzietnych, to utwierdzam się w przekonaniu, że jednak pewne kroki, choć drastyczne, są mniejszym złem. A Wy co? Będziecie wyć ze zgrozą, kiedy przeczytacie o kolejnym zabitym niemowlęciu? Twierdzić, jak nasza etatowa idiotka Animela, że to konkubinaty są winne takim zbrodniom? Podawać statystyki na molestowanie dzieci przez homoseksualistów? Kiedy – do kurwy nędzy – zrozumiecie, że nie każda rodzina jest święta, że nie każdy rodzic zasługuje na szacunek, że nie każdy powinien mieć dzieci? A może uważacie inaczej? Że dzieci zawsze należą do rodziców? OK, Wasza sprawa. Może macie rację. Ale o tym zadecyduje Bóg – jeśli istnieje. Na dzień dzisiejszy zostaję ze swoimi „totalitarnymi” przekonaniami i uczuciami. :/
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości