W Szwecji mnożą się pomysły na ratowanie klimatu. Wstyd z powodu latania samolotem i kupowania nowych ciuchów. Najnowszy: wstyd płodzenia dzieci (barnskam).
Oto, proszę Państwa, mamy IDEĘ. Ideę polegającą na poświęceniu swoich potrzeb, pragnień i celów w imię „wyższego dobra”. Nihil novi sub sole. Jak można przeczytać w artykule, niektórzy się nawet sterylizują, żeby w choć minimalny sposób ulżyć Matce Ziemi. Debile? Fanatycy? Naiwni altruiści? A może ludzie trzeźwo oceniający naszą sytuację? Nie to jest istotne. Ważny jest sam pomysł raz to, co może się z niej wykluć.
Tak to już jest na tym bożym świecie, że piękne, szczytne, genialne idee często przekształcają się w parszywe, okrutne i – kto by pomyślał! – wyjątkowo głupie ideologie. Albo religie. Piękne są nauki Chrystusa; już nie tak piękne samo chrześcijaństwo. Szlachetnym był pomysł wyzwolenia klasy robotniczej spod kapitalistycznego buta; komunizm okazał się gównianą sprawą. Dobrze jest chronić środowisko przed destrukcyjnym wpływem człowieka; nawoływanie do ograniczenia liczby ludności może skutkować dyskryminacją, represjami, a kto wie, czy i nie przymusową sterylizacją. Ludzie potrafią spieprzyć każdą ideę, co sugerowałoby, że są albo podli, albo głupi z natury.
A przecież nie możemy żyć całkiem bez idei. Każdy chyba w coś tam wierzy, coś jest mu bliskie, a coś innego go mierzi. I jeśli nasze idee, przekonania, wartości stoją w opozycji do cudzych, to mamy trzy wyjścia: walka, poddanie się lub kompromis. Wybór zależy głównie od tego, jak silni się czujemy (tu należy zaznaczyć, że owo czucie nie musi się pokrywać z rzeczywistością). Prześladowania zaczynają się wtedy, kiedy ideologia idzie w parze z – że tak to ujmę – możliwościami. Klasyka: niepokorne jednostki tworzą grupy, grupy zapoczątkowują nurt, trend, modę, potem domagają się praw, następnie przywilejów, potem rosną w siłę, przejmują władzę i zaczynają prześladować. Czy kiedyś było inaczej?
Moją ideą jest ograniczanie cierpienia. Paradoksalnie, w jej obronie mogłabym skrzywdzić drugiego człowieka: wystarczyłoby, żeby w moim przekonaniu sam był krzywdzicielem. Jeśli zaś nie chciałabym bronić swojej idei, to tak, jakby jej nie było. A czy bierność jest cnotą? To samo jednak mógłby powiedzieć każdy, prawda? Każdy chce bronić swoich zasad, swoich wartości, swoich przekonań. Każdy mógłby stać się tyranem dla „niewiernych”.
Jakie wyjście? Pilnowanie się nawzajem? Wieczny balans? Ultratolerancja jako powszechne prawo? Nie wierzę w ani jedno dobre (czyli trwałe) rozwiązanie. Wierzę w ciąg idei następujących jedna po drugiej, w nieskończoną walkę światopoglądów, w ciągłą ideologiczną zmianę. Może kiedyś jakaś piękna idea urodzi naprawdę piękną ideologię, która będzie znośna dla każdego człowieka. Na razie nie ma na to szans, jest za to szansa na pogłębianie się różnic między nami, przemoc i prześladowania. Raz my ich, raz oni nas. Jak to w przyrodzie.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości