Wczoraj mój partner złożył wniosek o przyznanie nam systemowej jałmużny zwanej oficjalnie 500+. I czekamy. Ku zgrozie osób przeciwnych „rozdawnictwu”, jak tysiące innych „darmozjadów” będziemy pobierać świadczenie tak długo, jak to tylko możliwe.
I teraz nachodzi mnie taka refleksja: czy państwu – nie społeczeństwu, nie jednostkom! – opłaci się ta „inwestycja”?
Może ja się nie znam, ale wydaje mi się, że opłacalność obywatela dla państwa (przepraszam za brutalne sformułowanie) oblicza się w kasie, jaką ten wpłaca do budżetu. Jeśli obywatel w ciągu życia pobierze więcej niż wniesie, to przynosi państwu straty, czyli jest nieopłacalny. Oczywiście taka osoba może być pożyteczna w jakiś sposób dla innych, ale że sama korzysta z owoców ludzkiej pracy, nie liczę tego jako zysk dla kraju.
Czy jesteśmy zatem dla państwa opłacalni? Słyszę i czytam o ludziach, którzy wyjechali na stałe za granicę, a którzy przecież wykształcili się i leczyli przez całe swoje życie na koszt podatnika; którzy nie pracują w zawodzie, bo im się znudził lub nie mogli znaleźć satysfakcjonującego ich zatrudnienia (sama do takich należę); jeszcze inni nie pracują z zasady lub tylko na czarno. W gąszczu wyborów jednostek przepadają zainwestowane w nie przez państwo pieniądze.
Zaraz ktoś mnie zgromi, że nie chodzi o bezduszną opłacalność, tylko o pomoc rodzinie. Jasne, jasne, sama jestem zwolenniczką wspierania ubogich, chorych, bezrobotnych. Ale musimy sobie to jasno powiedzieć: są to tylko (aż?) darowizny. Podobnie będzie z dofinansowanymi poprzez 500+ dziećmi: tylko część z nich zwróci państwu wyłożone na nie środki. W dobie największej chyba w dziejach świata mobilności ludzkości wysoce prawdopodobnym jest, iż nasze potomstwo zasili budżety innych państw.
Co w związku z tym? Po pierwsze, nie ma sensu pisać o „inwestycji w nowe pokolenie”. Po drugie, kiedyś będziemy musieli otworzyć się na obcokrajowców, zezwalając każdemu chętnemu (nie tylko z UE) na podjęcie u nas pracy. Po trzecie, utrzymywanie płacy minimalnej na poziomie kilkunastu złotych brutto przy tak wysokich kosztach życia i łaskawe podnoszenie jej o złotówkę co kilka lat nie zachęci młodych do pozostania w kraju; może pracodawcy powinni płacić wyższe stawki w zależności od ilości zatrudnianych osób?
To tylko refleksje laika zatrudnianego za 15 zł na godzinę, który nie wyjedzie z kraju, ale i nie płaci podatków (zwrot!). I pomyśleć, że poszłam na rzekomo prestiżowe studia (ha ha!). Czy moje dziecko przyniesie państwu zysk? Albo Wasze dzieci? A kto ma się o to martwić? Czy nie samo państwo?
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo