Tym razem z naukadlaprzyrody.pl:
Światowy system produkcji, dystrybucji i konsumpcji żywności jest obecnie jednym z najistotniejszych czynników destabilizujących klimat i powodujących degradację środowiska naturalnego. Bez gruntownej transformacji tej części gospodarki nie jest możliwe ani osiągnięcie celów Porozumienia Paryskiego, ani ochrona bioróżnorodności. Temat ten został obszernie omówiony w styczniowym raporcie interdyscyplinarnej komisji EAT-Lancet. Główny cel prac komisji to opracowanie strategii zapewnienia żywności dla rosnącej populacji ludzkiej (prognozowane 10 miliardów w 2050 roku), z jednoczesnym zachowaniem globalnej równowagi klimatycznej i ekologicznej.
Co warto podkreślić na samym początku, autorzy nie pozostawiają złudzeń co do katastrofalnych skutków scenariusza business-as-usual, czyli nie podjęcia żadnych działań związanych z transformacją gospodarki żywnością. Skutki zmian klimatu już dają się odczuć w wielu częściach świata, wywierając szczególną presję na produkcję żywności. Konieczne są jednak nie tylko działania adaptacyjne, ale też dalekowzroczne, systemowe zmiany praktyk gospodarczych… i naszych nawyków żywieniowych.
Poza tym artykułem możecie jeszcze przeczytać inny o podobnej wymowie: Żywność czy środowisko naturalne?
Zmiana diety zwykle wiąże się z jakimś silnym postanowieniem. Chcę schudnąć, chcę być zdrowy/a, nie chcę uczestniczyć w holocauście zwierząt. Jednostka czuje, że dotychczasowe zwyczaje już jej nie służą, nie czuje się z nimi dobrze. Są to jednak powody bardzo osobiste. Teoretycznie jest możliwe, żeby odeszła od pochłaniania ogromnych ilości mięsa z powodów ekologicznych, ale... jakie prawdopodobieństwo?
Co musiałoby się stać, żeby lwia część populacji krajów pierwszego świata zaprzestała obżerania się mięsem? Co musiałoby się stać, żeby mniej żarcia trafiało do kosza? Jeżeli marnuje się jedna piąta mięsa oraz prawie połowa owoców i warzyw, to jak bardzo musielibyśmy się starać, żeby do tego nie dochodziło? Przecież to wymaga edukacji – indoktrynacji, psychomanipulacji, etc, etc – na globalną skalę. A i tak niektórzy się wyłamią. Mówimy o zmianie gigantycznej, o wpłynięciu na cały pierwszy świat.
Tym razem nie jestem optymistką. Skoro ludzie potrafią wzruszyć ramionami na wieść o zaśmiecaniu oceanów plastikiem, rabunkowej gospodarce lasami czy wymieraniu gatunków, to raczej nie będą skłonni poświęcić nawyków żywieniowych w imię ratowania planety. Potrzeba tutaj zdecydowanego działania rządów, które zakażą pewnych praktyk (np. hodowli powyżej ileś tam sztuk zwierząt), a zaczną dotować inne (np. gospodarstwa w pełni ekologiczne).
Przy okazji polecam notkę: https://www.salon24.pl/u/halo/944225,holokaust-europejczykow-nadal-trwa
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości