Oficjalnie ogłaszam użytkownika Fisher za skończonego debila, który wypowiada się o sprawach, o których gówno wie. Użytkownik ten twierdzi, iż opieka nad obłożnie chorymi, upośledzonymi czy umierającymi powinna należeć do rodziny. A przy tym z wielką pewnością siebie zarzuca mi, że to ja wypowiadam się o sprawach, o których nie mam pojęcia. LOL. Miałam sparaliżowanego dziadka, przykutą do łóżka (choć siadającą) przez dwa lata babcię i pomagałam w opiece nad leżącą „teściową”. Mało?
Zresztą, nawet gdybym się nigdy z taką osobą nie zetknęła, to wystarczyłoby poczytać w Internecie, jak wygląda dzień opieki nad kimś, kto nie tylko nie przygotuje sobie posiłku, ale nawet nie wstanie do toalety. Podobnie jak ignoranci wypowiadający się na temat dzieci z zespołem Downa (jakie to one są zawsze miłe, kochające i będą mogły wykonywać w przyszłości jakąś prostą pracę, by móc na siebie zarobić), ludzie nie znający realiów całodobowej opieki nad drugim człowiekiem powinni albo zamilknąć, albo poszukać odpowiednich informacji. Poczytać fora dyskusyjne, blogi, artykuły, pooglądać filmy. Mylić się – rzecz ludzka; dobrowolnie tkwić w błędzie – diabelska (jak mówi przysłowie). Dlatego warto się dokształcić, zapoznać z tematem, a dopiero potem zabierać głos. (Dotyczy to również mnie, gdyż ze wstydem wyznaję, że zdarzało mi się wypowiadać bez potrzebnej ku temu wiedzy.)
Oczywiście nie sugeruję, iż każda cierpiąca na poważne zaburzenia psychiczne czy przykuta do łóżka osoba powinna iść do zakładu. Niektórym wystarczy opieka amatorska. Niektórzy mają liczne rodziny, a w nich lekarzy, masażystów, fizjoterapeutów, psychologów. I mnóstwo pieniędzy. I pokłady dobrej woli, by zgodnie współpracować. Niemniej jednak wydaje mi się, że takich rodzin jest niewiele. Tylko ten, kto wie, jak wyczerpująca jest opieka nad osobą wymagającą wykonywania przy niej wszystkich czynności i o ile lepsza byłaby (w danym przypadku) opieka fachowa, powinien decydować, czy jest w stanie temu podołać. Reszta ma stulić mordy. Bo to nie oni muszą główkować, jak pogodzić pracę, dom i zajmowanie się kimś non-stop. Non-stop, towarzyszu Fisher. I to w stopniu dalekim od zadowalającego.
Nigdy nie twierdziłam, że państwo podoła opiece nad każdym chorym, starym czy upośledzonym. I zdaję sobie sprawę z tego, że w przypadku niedoboru osób młodych ludzie starsi będą musieli poszukać opieki prywatnej – i zapłacić za nią krocie. To są fakty. Tylko co z tego? Fakty nie mówią nam, co jest słuszne. Nie implikują konieczności obrania takiej czy innej drogi. Mówią nam, jak było, jest i być może. Obecnie mamy niż demograficzny i wydaje mi się, że nie ma nań rady. To zupełnie normalny etap w cyklu rozwoju cywilizacji, kiedy to rodzicielstwo przestaje być zarówno konieczne, jak i atrakcyjne.
Ci zaś, którzy z uporem maniaka wyją, że na bezdzietnych będą pracować cudze dzieci, powinni się raczej zastanowić, czy woleliby, żeby pracowały one na własnych rodziców. Z czego utrzymają się same dzieci, jeśli nie zdołają pogodzić normalnej pracy z całodobową opieką nad niedołężnym rodzicem? Jak takie dzieci wychowają własne potomstwo? A może, podobnie jak to było w przypadku mojej babci, wnuki będą już odchowane, a opiekujące się nami dziecko samo będzie wchodzić w jesień życia?
Wiele pytań, niewiele odpowiedzi. Tak naprawdę już teraz trzeba czekać na miejsce w państwowym ośrodku opieki. Ile trzeba by czekać w prywatnym – nie wiem. Moja zaledwie 60-paroletnia ciotka wróciła ze Stanów w dość kiepskim stanie: po udarze, ledwo chodząca, niezdolna do samodzielnego życia. Do tego kopci papierosy w ilościach porażających. Jej starsza siostra, a moja matka, odwiedza ją po pracy, przynosząc zakupy. Kto się będzie nią zajmować, jeśli dostanie wylewu? Jej dorośli synowie, których porzuciła (nazwijmy rzecz po imieniu) w dzieciństwie i którzy mają już własne życie? Moja matka, która wysiadała psychicznie i fizycznie podczas opieki nad własną 90-paroletnią matką? Droga ciociu, pójdziesz do zakładu. Wiadomo, znajdzie się jakieś bydlę, które uzna, że to rodzina powinna się nią zająć. Albo może nie tyle bydlę, ile ignorant niezdolny do logicznego myślenia. Jak towarzysz Fisher.
Zajmijcie się lepiej wolontariatem na rzecz osób przykutych do łóżka, towarzyszu. Na razie tylko marnujecie tlen.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo