Według szanownego blogera GPS dowiedziałam się, że z „polskości” można wykluczyć. Jak z każdej organizacji. Czy nawet Kościoła Katolickiego. Oj, dałby Bóg, żeby Kościół tak łatwo wykluczał ze swoich szeregów. Ale chyba nic z tego. Jeszcze by się okazało, że wcale nie żyjemy w katolickim kraju.
Z zasadzie powinnam czuć się obrażona. Gdyby ktoś mnie nazwał „córą Koryntu”, to byłoby to chyba poważne znieważenie, czyż nie? Niemniej być świadomym obelgi, a czuć się źle po jej usłyszeniu to dwie różne rzeczy. Cóż bowiem, jeśli ladacznice stają się bardziej godne szacunku od rzekomo przyzwoitych matron podążających ścieżką cnoty?
Nie oszukujmy się, bycie Polakiem NIE jest powodem do dumy. Czy do wstydu? Też nie. Polskość – wbrew pseudointelektualnym wygibasom – opiera się wyłącznie na przynależności do narodu lub społeczeństwa (uzyskanie obywatelstwa), nie na moralnych zasługach. Tylko że to słowo, samo w sobie nic nie znaczące, może nabrać negatywnego wydźwięku. Jeśli bowiem uważasz, Polaku, że Twój pobratymiec jest w rzeczywistości nie-Polakiem, Polakiem gorszego sortu czy polskojęzycznym [tu wstaw dowolny epitet], to mi tę polskość cholernie obrzydzasz.
A przecież polskość nie jest zasługą, przywilejem, prawem czy obowiązkiem. To cecha całkowicie neutralna moralnie, jak kolor skóry czy upodobania muzyczne. Rozumiem, że jeśli opieramy na niej całą naszą tożsamość, to chcielibyśmy ją jakoś uwznioślić, przedstawić w pozytywnym świetle. Ale to jest taplanie się w dziecinnych fantazjach. Dorabianie ideologii do prozaicznej rzeczywistości.
Nie czuję się Polką. Po prostu nią jestem. Niczego dla swojej ojczyzny nie robię, nie szanuję jej ani nią nie pogardzam, aczkolwiek nie waham się mówić i pisać (także na zagranicznych forach) o niej źle. Sorry, rodacy, nie zamierzam was oszczędzać. Jestem ułomnym, nie najmądrzejszym i nie najlepszym człowiekiem, który ma jednak swoje zdanie i jeśli tylko mu się spodoba, to je wyrazi. A że obrażę przy okazji masę ludzi? Trudno.
No więc wyrażam: drodzy Polacy, wasza masturbacja przynależnością narodową, kulturową czy etniczną jest wyjątkowo głupia i żałosna. Tak jak głupi i żałosny był ten cały opętańczym kult Jana Pawła II, któremu pomnikami upstrzyliście cały kraj. Czy pamiętacie jeszcze czasy, kiedy za byle krytykę „naszego papieża” można było oczekiwać wściekłego ataku ze strony jego bezmyślnych wyznawców? Podobnie jest teraz z romantycznymi durniami używającymi słowa „polskość” jako przecinek. W stosunku do takich osób używam określenia „durne Polaczki”. Nie dlatego, żeby ich „polskość” była gorsza. Dlatego, że mój własny, najwłaśniejszy stosunek do tego typu rodaków jest nacechowany pogardą i odrazą.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo