Karolina Nowicka Karolina Nowicka
206
BLOG

Czy wolno Ci żyć, jak Ci się podoba, jeśli tylko nie krzywdzisz CELOWO innych?

Karolina Nowicka Karolina Nowicka Społeczeństwo Obserwuj notkę 89


Wczoraj w nocy, przemyśliwując GODZINAMI różne pierdoły typu „Jaki jest świat” czy „Jak powinien wyglądać świat” uzmysłowiłam sobie coś, co mnie mocno zdenerwowało. Otóż to nie musi być TYLKO tak, że jeśli wyznajemy jakieś określone wartości czy poglądy, to dajemy sobie prawo do postępowania w zgodzie z nimi i z nich wynikają różne nasze działania (np. uważamy homoseksualizm za coś neutralnego moralnie, więc nie czujemy wyrzutów sumienia, kiedy uprawiamy homoseksualny seks). A przecież może być też odwrotnie: najpierw bardzo czegoś chcemy, chociaż zdajemy sobie sprawę z tego, iż jest to nieaprobowane w społeczeństwie, i dopiero wtedy ZACZYNAMY racjonalizować naszą zachciankę, żeby przestać czuć się z nią źle, stłamsić wyrzuty sumienia i nie oceniać samego siebie negatywnie. Czy nie tak właśnie postąpił Raskolnikow w „Zbrodni i karze”, motywując samego siebie do zabicia wrednej, starej lichwiarki?

Czy jest to zawsze obiektywnie złe? Przypuśćmy, że dana społeczność nie akceptuje seksu przedmałżeńskiego. Wychowana w takim środowisku dziewczyna odczuwa rozbieżność pomiędzy pragnieniem współżycia ze swoim chłopakiem a zasadami, jakie jej wpajano od maleńkości. Jeśli to pierwsze przeważy, to na ogół dziewczyna, chcąc przekonać samą siebie, że nie robi tak naprawdę niczego zdrożnego, ponieważ jej rodzina i wszyscy wokół wyznają przestarzałe, niemądre poglądy, zaczyna wierzyć w to, że nie musi dostosowywać się do oczekiwań jej bliskich, że ma prawo żyć po swojemu. W najlepszym razie może sobie powiedzieć: nikogo nie krzywdzę, więc niech każdy robi, co chce, oni mają swoje zdanie, ja mam swoje – i wszystko będzie OK. Bywa jednak i tak, że taka społeczność odrzuca „czarną owcę” lub ona sama odchodzi, żeby znaleźć bardziej przyjazne otoczenie.

A teraz proszę przeczytać w całości:

Dysonans poznawczy – stan nieprzyjemnego napięcia psychicznego, pojawiający się, gdy jednocześnie występujące elementy poznawcze, dotyczące poznawanego zjawiska, wydarzenia (np. obrazy, dźwięki, opinie i komentarze osób towarzyszących) są niezgodne ze sobą. Dysonans może wystąpić także, gdy zachowania osób nie są zgodne z postawami tych osób w przeszłości. Stan dysonansu wywołuje dyskomfort i napięcie motywacyjne co za tym idzie związane z nim zabiegi, mające na celu zredukowanie lub złagodzenie napięcia. Może się to objawiać potrzebą zagłuszenia, zignorowania obrazu, lub dowolnego innego z wybranych bodźców, w tym informacji i opinii przekazywanych przez osoby towarzyszące procesom poznawczym.

Racjonalizacja jest tym, co ja sama często (lub niemal zawsze) stosuję w stosunku do samej siebie. Np. przekonuję się raz po raz, że coś jest właściwe lub niewłaściwe, że należy postępować tak, a nie inaczej. A jak nie wyjdzie? To trudno, trzeba zmienić albo postępowanie, albo przekonania (cele). Jednym z takich bazowych założeń, jakie przyjęłam, jest: Nawet dureń musi jakoś żyć, a to oznacza dokonywanie wyborów, także niekorzystnych dla innych ludzi (w tym jego bliskich). Same błędy powinny nas boleć, lecz nie powinien nas boleć sam fakt popełniania błędów. Czy jest to prawda? A może dureń powinien się zastrzelić, zamiast zadręczać innych swoimi nietrafnymi decyzjami? Człowiek zaczyna racjonalizować, tzn. usprawiedliwia to, czego SAM chce. A chce jakoś żyć, prawda?

Pragniemy postępować tak, żeby było zarazem przyjemnie, mądrze i moralnie. Tymczasem mogą to być trzy różne rzeczy. Bywa też, że nie wiemy, co jest (przynajmniej na dłuższą metę) przyjemne, mądre czy moralne. Bo i skąd mamy to wiedzieć? Od innych ludzi? Jedyne, co wiemy na pewno, to to, że inni ludzie mają JAKIEŚ poglądy i że trzeba z tymi ludźmi JAKOŚ żyć. Co do nas samych, to często właśnie racjonalizujemy swoje decyzje, utożsamiając to, co korzystne dla nas samych (lub co wydaje nam się korzystne) z mądrością, dobrem, prawidłowością. Czy jest to oczywistym KŁAMSTWEM? Może nim być, jeśli jest wbrew oczywistym faktom. Lecz jeśli jest to tylko osobista intepretacja faktów lub ich ocena, to nazwałabym to NARRACJĄ. Czy jest ona prawidłowa? Czas pokaże. Dysonans poznawczy, jakiego możemy doznać w zetknięciu z nieprzyjemnymi efektami naszego postępowania, można rozwiązać na dwa sposoby: 1) Zmiana postępowania, może nawet próba naprawienia błędu – jeśli jest to możliwe. 2) Zmiana patrzenia na rzeczywistość, w tym na owoce naszego postępowania i pogodzenie się z nimi – jeśli nie da się już nic zrobić.

Dlaczego o tym piszę? Przede mną wiele lektur, m. in. biografia pisarki dla dzieci i dorosłych – Tove Jansson, pt. „Tove Jansson. Mama Muminków”. Jest to grubaśna kniga, a ja jestem cholernie leniwa, więc na ogół czytam skróty czyjegoś życiorysu w Necie. Czego dowiadujemy się o Tove?

Tove Jansson to jedna z najbardziej rozpoznawalnych finlandzkich pisarek. Choć odniosła ogromny sukces zawodowy, prywatnie nie zawsze jej życie było usłane różami. Jansson potrafiła darzyć prawdziwą miłością jedynie kobiety. Do 1971 roku homoseksualizm był nielegalny w Finlandii.

Czy to, że homoseksualizm był w ojczyźnie Tove nielegalny, oznacza, że był również potępiany przez społeczeństwo? Jeśli tak, to czy Tove wymyśliła sama dla siebie własne zasady moralne, żeby czuć się ze sobą dobrze, a przynajmniej nie czuć się gorszą od innych? A może uważała, że to społeczeństwo błądzi, krytykując coś, co przecież jest nieszkodliwe i niewinne, co daje szczęście dwóm osobom? A może wcale o tym nie myślała? Chciała być wolna i dawała wolność innym. Czy to oznacza, że nie miała żadnych zasad, żadnych zahamowań? Jakieś musiała mieć, w końcu nie wychowały jej zwierzęta. Sztandarowy „produkt” pisarki, czyli opowieści o Muminkach, nie jest specjalnie moralizujący, wyczuwa się tolerancję dla różnych zachowań, postaw, cech charakteru. Nie oznacza to, że wszystkie postępki są traktowane pobłażliwie. Słabo już pamiętam same książki, lecz w serialu z lat 90-tych (oglądałam go jako nastolatka, a moja córka obejrzała wszystkie odcinki na YouTube) występowały konflikty, kłótnie, nawet lekka agresja. Pozytywnego bohatera można było rozpoznać po wyrzutach sumienia i postanowieniu poprawy, jeśli zbłądził.

Sama Tove musiała się ukrywać ze swoją miłością do partnerki. Czy rodziło to w niej nieprzyjemne napięcie pomiędzy niezgodnością jej postępowania z normami społecznymi czy wręcz przeciwnie – podobały jej się takie podchody, gdyż odpowiadały jej specyficznej naturze? Więcej dowiem się zapewne z książki, JEŚLI ją kiedykolwiek przeczytam. Wydaje mi się, że nikt nie chce uchodzić w swoich oczach za złego czy głupiego człowieka, dlatego wymyślamy dla swoich zachowań najróżniejsze usprawiedliwienia. Czy są one słuszne czy nie – tego możemy się nigdy nie dowiedzieć.


Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (89)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo