Jakiś czas temu na Salonie24 pojawił się artykuł o niedolach polskiej pisarki, pani Joanny Kuciak-Frydryszak, która walczy z wydawnictwem o podwyższenie wynagrodzenia za swoją bestsellerową powieść „Chłopki”. Po stronie twórczyni stanęło wielu jej kolegów i koleżanek po fachu, którzy odpierają „hejt” (kara chłosty za wprowadzenie tego słowa do języka polskiego :)), jaki podobno wylał się na nią w Sieci. Nie zamierzam tutaj się spierać o to, kto ma w tej sprawie rację, niemniej choćby dla orientacji w temacie warto przeczytać, co uznany literat Jakub Żulczyk uznaje za właściwą cenę za poczytną książkę:
Wiecie, jakie procenty dostają autorzy. Wiecie, jakie mogła mieć Kuciel-Fydryszak jako autorka znikąd, przy książce, której nikt nie skalował w najśmielszych snach na pół miliona sprzedanych egzemplarzy. Wiecie, doskonale, ile mniej więcej mogła zarobić. Powiem coś, specjalnie tak, abyście się jeszcze bardziej wk*rwili z tej Waszej zawiści – uczciwym zarobkiem przy umowie wydawniczej, przy sprzedaży 500 tys. egzemplarzy, jest moim zdaniem 5 milionów złotych. 10 złotych brutto dla autora z okładki. Tak jest uczciwie, gdy wydaje cię wydawca. Wy o tym wiecie. Ja o tym wiem.
Całą opinię pana Żulczyka można znaleźć tutaj.
A teraz dygresja: często nasze użeranie się z ludźmi, którzy (w naszej ocenie) próbują nas na coś naciągnąć, jest określane przez nich (a nierzadko jeszcze innych ludzi) mianem ROSZCZENIOWOŚCI. :) Tylko co to w ogóle jest ta roszczeniowość? Można znaleźć masę materiałów definiujących oraz opisujących tę przywarę, która dotyczy zarówno jednostek, jak i całego społeczeństwa. Pozornie jest to cecha negatywna, lecz można trafić także na jej obronę, choćby tutaj: „Roszczeniowość – czy zawsze bywa nieuzasadniona?” Jak widać owo rzekomo proste i jasne pojęcie z czasem „ewoluowało” i zaczęło funkcjonować jako swoisty „straszak” na tych, którzy ośmielają się czegoś domagać od innych.
Pytanie zatem: co jest autentyczną, opartą na bezsensownym egoizmie roszczeniowością, a co jest uzasadnioną jakimiś w miarę logicznymi argumentami walką o polepszenie swojego (a może nawet i cudzego) bytu? A może nie da się tego raz na zawsze racjonalnie ustalić? Dla jednych roszczeniowym gówniarzem będzie młodzik, który nalega na podwyżkę w pracy, chociaż niczym szczególnym się nie wykazał; dla drugich roszczeniowa okaże się matka niepełnosprawnego dziecka, która żąda podniesienia świadczeń; dla jeszcze innych grzeszy tą wadą ten, kto lobbuje za opłacaną przez podatników aborcją na życzenie. Innymi słowy – roszczeniowy jest ten, kto domaga się czegoś, co nam się nie podoba. :)
Nie dziwię się zatem, że za panią Kuciel-Frydryszak ujęli się głównie inni pisarze i pisarki. Nie tylko empatyzują z „poszkodowaną” przez wydawnictwo koleżanką, lecz bronią w końcu własnego interesu. Czy nie nasuwa się Wam skojarzenie z narzekającymi na ceny skupu płodów rolnych czy mięsa rolnikami? A co z innymi grupami zawodowymi, które harują w pocie czoła za psie pieniądze? Tak już jest ten świat urządzony, że jeden człowiek jest bydlęciem, a drugi jego ofiarą; a jeszcze inny przechodzi obok obojętnie lub czyta o tym w Internecie, szybko jednak tracąc zainteresowanie. Łatwo jest skamleć o sprawiedliwość, kiedy to nas skrzywdzono. Trudniej zrobić coś konkretnego dla innych, nierzadko obcych ludzi. Polecam obejrzenie pewnego ciekawego „shorta”, który ilustruje ten problem (niestety, nie mogę wkleić samego filmiku): https://www.youtube.com/shorts/mCc4wu3IUic
Czego nas samych może ta historia nauczyć? Może tego, że chociaż warto być życzliwym, pomocnym i przyzwoitym wobec innych, to nie należy być naiwnym i oczekiwać, że nasi bliźni zawsze potraktują nas tak samo? A może tego, że jeśli ktoś próbuje nas wydymać – albo nawet już nas wydymał – to trzeba ostro się temu sprzeciwić i kopnąć cwaniaczka w tyłek (figuratywnie, oczywiście)? A może uczy nas przede wszystkim tego, że jeśli obchodzi nas coś więcej niż nasze osobiste dobro, to musimy w pewnym momencie zadecydować, po czyjej stronie staniemy? W końcu w większości przypadków, jeśli poprzemy jakąś sprawę i jakichś konkretnych ludzi, to automatycznie występujemy przeciwko innym. Cała sztuka polega na tym, żeby dokonać właściwego wyboru. Przy czym bierność też jest jakimś wyborem. :)
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo