W poprzedniej notce opisałam postać pana Adolfa Kudlińskiego, który był z zamiłowania tzw. preppersem, czyli człowiekiem przygotowującym się na przetrwanie ciężkich czasów. Jeden z komentatorów skwitował postawę pana Adolfa następująco: „Kudlińskiego nie słuchałem, gdyż skupiał się tylko na przetrwaniu, a to bardziej zwierzęca natura niż ludzka. Nie wiem po co miałbym tak usilnie zabiegać o przetrwanie w tym świecie. Ostatecznie mądrość Kudlińskiego okazała się głupstwem - facet nagromadził pod ziemią niezliczone ilości żarcia i z niczego nie skorzystał. Tak jest z tymi, którzy gromadzą skarby tego świata.” Swoją opinię okrasił cytatami z Biblii.
Czy Biblia zaleca nie troszczenie się o dobra materialne? Czy zaleca kompletną beztroskę i życie z dnia na dzień? Nie znam Starego Testamentu, lecz w Nowym, o ile pamiętam, Jezus mówi, żeby brać przykład z ptaków, które nie martwią się o dzień jutrzejszy, a jednak jakoś żyją (lub coś w tym stylu). No cóż, wychodzi na to, że nie mogę się zgodzić z Pismem Świętym. :) Podobnie myślą głupcy, którzy mają wiele dzieci, tłumacząc się w ten sposób, że „jak Pan Bóg dał dziecko, to da i na dziecko”. I dlatego tyle dzieci żyje w nędzy. Zaś sam Jezus mógł swobodnie wędrować i gościć u innych ludzi tylko dlatego, że oni sami dbali o sprawy materialne i mieli go czym poczęstować. Gdyby każdy myślał tak jak On, nie stworzylibyśmy nigdy żadnej cywilizacji. Zarówno zwierzęta (jak choćby wiewiórki zbierające orzechy), jak i my, ludzie, musimy myśleć o przyszłości i starać się na nią przygotować. Nie tylko dla siebie, lecz także dla innych, zwłaszcza swojej rodziny. Tylko głupiec myśli, że skoro śmierć może go spotkać w każdej chwili, to nie warto niczego robić ani niczego gromadzić.
Czy pan Adolf był materialistą, którego się wydaje, że będzie żyć wiecznie? Nie, on nawet mówił o tym, że niedługo może umrzeć. Zapewne trochę przesadzał ze swoim „hobby”, ale czy postępował głupio i egoistycznie? W jednym filmiku opowiadał, że wraz z innymi ludźmi magazynuje zapasy w celu podzielenia się nimi z potrzebującymi, np. ludźmi z miasta, którzy nie będą mieli co jeść. Tym samym pan Adolf robił coś nie tylko rozsądnego (zabezpieczenie własnego bytu), ale i szlachetnego (troska o innych). Czy zatem można porównać go do bogacza, który żyje jedynie dla swojego majątku i uważa go za cel sam w sobie?
Tutaj jednak nasuwa mi się inna myśl. Przecież ja sama w wielu wcześniejszych notkach wychwalałam postawę odmienną od tej, której hołdował pan Kudliński, czyli prezentowałam MINIMALIZM jako zdrową alternatywę dla konsumpcjonizmu. Podobają mi się filmiki, w których ludzie opisują, z jak wielu dóbr zrezygnowali, jak przestali kupować niepotrzebne im rzeczy i z trybu „mieć” przeszli na „być”. Imponują mi, ale nie dlatego, żeby dbanie o rzeczy doczesne było czymś z zasady niewłaściwym, tylko dlatego, że umiar w nabywaniu przedmiotów jest czymś pożytecznym zarówno dla naszej psychiki, jak i portfela. Tu nie chodzi nawet o ascezę, lecz o szacunek dla samego siebie, objawiający się ukierunkowaniem na rzeczy istotne, a nie błahostki typu najnowszy model telefonu, markowa torebka czy kolejny zbędny ciuch.
Ale chwileczkę, zastanówmy się nad tym zjawiskiem. Czy ci wszyscy minimaliści mogliby sobie pozwolić na swoje rozsądne, zrównoważone, oszczędne życie, gdyby nie żyli w świecie, w którym zawsze można dokupić brakującą rzecz? Czy mogliby posiadać jedynie trzy pary spodni, gdyby nie byli pewni, że jak się im wszystkie trzy zedrą, to natychmiast będą mogli nabyć nowe? Ci ludzie są w jakimś stopniu podobni do Jezusa (przepraszam za to bluźnierstwo), który nie posiadał niczego poza odzieniem na swoim grzbiecie, lecz wiedział, że gdziekolwiek nie pójdzie, jego bliźni będą mieli wszystko, czego On mógłby potrzebować.
Czy to oznacza, że powszechny minimalizm jest niemożliwy? I tak, i nie. Jest możliwy, albowiem w przypadku masowego odwrotu od konsumpcjonizmu biznes musiałby się dostosować do mniejszego popytu, np. zwracając się do milionów klientów z indywidualną ofertą i zbierając dane o rzeczywistym zapotrzebowaniu. Nie jest natomiast możliwy całkowicie, gdyż producenci musieliby być w ciągłej gotowości do zwiększenia produkcji, a do tego potrzeba nieprzerwanego dostępu do surowców. Poza tym wszystko zależy od tego, co nasi potomkowie będą uważać za potrzebne, a co za głupi zbytek. Nie mamy pojęcia, jak będzie wyglądać ich życie i jakimi będą się kierować wartościami.
Mamy natomiast pojęcie, jakimi wartościami kierował się pan Adolf. Pomimo iż był na swój sposób zbieraczem, to w żadnym wypadku nie można go nazwać konsumpcjonistą. No dobrze, miał szaloną kolekcję siekier. :) Ale poza tym WSZYSTKO, co gromadził, miało służyć najrozsądniejszej rzeczy na świecie: przetrwaniu. Najrozsądniejszej z punktu widzenia biologii, owszem. Zauważmy jednak, że aby w ogóle robić coś dobrego, żeby zasłużyć na zbawienie, to NAJPIERW musimy po prostu ŻYĆ. Żyjąc i pragnąc żyć dłużej pan Adolf miał okazję czynić dobro. A że jednak umarł? Każdy kiedyś umrze. Jednak zostaną przecież inni. Nasza bliższa lub dalsza rodzina, przyjaciele, sąsiedzi, wreszcie – kompletni obcy. Zapasy pana Adolfa mogą jeszcze służyć długie lata, pożywią się nimi inni.
Czy rasowi minimaliści również mogą zadbać o przyszłość najbliższych, którzy będą kiedyś opłakiwać ich śmierć? Owszem, ale inaczej niż pan Adolf. Mogą na przykład zostawić dzieciom gotówkę, której nie wydali na bzdety. Mogą też kupić nieruchomości, ziemię, która chyba zawsze będzie konkretnym zasobem. Oczywiście czasami minimalista jest po prostu dość niezamożny i niewiele po nim zostanie. Nie jest to jednak stan pożądany. Każdy z nas powinien martwić się przede wszystkim o to, czy jest dobrym człowiekiem, lecz pamiętajmy, że po naszej śmierci ten świat nie zniknie, wciąż będą na nim żyć ludzie. A chociaż śmierć może spotkać każdego z nas w dowolnym momencie, to jednak REGUŁĄ powinno być założenie, że skoro MOŻEMY dożyć 90-tki, to coś musimy w tym czasie robić – i dla siebie, i dla innych.
Nasza rodzina zmaga się z finansowymi trudnościami. Każda złotówka się liczy. Jednocześnie jednak nie oszczędzamy na wszystkim, gdyż nie chcemy żyć pozbawieni wszelkich przyjemności. Gdyby trafiła nam się większa forsa, byłoby nam o wiele łatwiej. :) Wszyscy chyba wiemy, że pieniądze nie są najważniejsze i nie wolno się na nich zanadto skupiać; nie zabierzemy ich w końcu do grobu. Można jednak dzięki nim zrobić dużo dobrego. To nie bogactwo jest złe, tylko sposób jego użytkowania.
I tą myślą kończę ten post. :)
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości