Może nie jestem najbystrzejszą obserwatorką świata, ale wydaje mi się, że co nieco z tej otaczającej nas rzeczywistości rozumiem. :) I dlatego na tytułowe pytanie odpowiadam: dopóki nie poznamy woli Boga, nasza moralność będzie subiektywna. Każdy ma własny rozum i sumienie – i to nimi powinien się kierować. Oczywiście w praktyce bywa z tym różnie, ponieważ większość ludzi to lezący jak barany za stadem konformiści. Ponadto chyba każdy ma świadomość, że sumienie może poważnie błądzić. W końcu nasze przekonania mogą przynieść zarówno dobre, jak i złe owoce. To wszystko nie zaprzecza temu, że możemy jedynie we własnej głowie oceniać coś jako dobre lub złe.
Z kolei moralni absolutyści uważają, że jak najbardziej jesteśmy w stanie dzięki samemu rozumowi wydedukować, co jest obiektywnie słuszne, a co obiektywnie niesłuszne. Coś jest prawdziwie moralne, a coś innego jest prawdziwie niemoralne – niezależnie od kontekstu, sytuacji i kultury. Czy mają rację? To, że coś jest uniwersalne (czyli np. przekracza bariery miejsca i czasu) nie oznacza jeszcze, że jest obiektywne. Moralność obiektywna, jeśli istnieje, musi pochodzić od Boga. My, ze swoimi małymi rozumkami, nie jesteśmy w stanie tego ogarnąć.
Na zachętę do zgłębiania tego tematu rzucam krótki artykuł:
Dyskusja na temat obiektywnej moralności jest złożona i wieloaspektowa. Argumenty zarówno za, jak i przeciwko jej istnieniu mają swoje mocne strony. W zależności od przyjętej perspektywy – filozoficznej, religijnej, ewolucyjnej czy psychologicznej – możemy dojść do różnych wniosków. Istnienie uniwersalnych zasad moralnych jest tematem, który wciąż pozostaje otwarty do dalszych badań i refleksji.
W tym ujęciu nie sposób dociec, jaką postawę powinien przyjąć współczesny człowiek. Zostaje on pozostawiony sam sobie, co może u niektórych wywołać dyskomfort. Nie pomaga też powszechny upadek autorytetów moralnych, porzucanie religii i kontestowanie norm społecznych.
Ten moralny indywidualizm krytykuje inna publikacja:
[...] chodzi o faktyczny sposób postępowania współczesnego człowieka, który nie kieruje się żadnymi obiektywnymi zasadami i naukowo uzasadnianymi normami. Podejmuje on decyzje nie odwołując się do jakichkolwiek zewnętrznych wobec siebie kryteriów. On sam jest dla siebie panem, stróżem, sterem, żeglarzem itp. Inaczej mówiąc, współczesny człowiek w swoim praktycznym działaniu nie uwzględnia żadnej teorii, nie kieruje się zasadami ustalonymi przez etykę. Taką sytuację obserwuje się we współczesnym nurcie myślowym, określanym mianem postmodernizmu, czy jak chcą niektórzy – ponowożytności lub też ponowoczesności. Czy w związku z tym jest on amoralny? Jego moralność jest z pewnością totalną negacją dorobku przeszłości.
Czy powinniśmy patrzeć na naszych przodków i czerpać z ich rzekomej mądrości czy jednak słuchać wyłącznie samych siebie, swojego wewnętrznego „głosu” sumienia? Przecież nasi przodkowie akceptowali niewolnictwo, tortury, krwawe egzekucje, prześladowanie innowierców, bicie służby, dzieci, nawet „nieposłusznych” żon, etc. Czy byli lepsi i mądrzejsi od nas? A może jednak ludzkość się rozwija i staje się coraz lepsza? W końcu obecnie żyje się nam najlepiej w całej historii ludzkiego rodzaju, mamy najwięcej osobistej wolności, dopracowaliśmy się Praw Człowieka, potępiamy krzywdę niewinnych ludzi, nie bacząc na status społeczny krzywdziciela. Czy ktoś chciałby się urodzić trzysta lat temu w epoce na pozór obiektywnych wartości?
Tymczasem artykuł gani współczesne odrzucenie moralności opartej na rozumie i zarzuca żyjącym obecnie ludziom opieranie się na emocjach i popędach. Jednocześnie przyznaje, że uniwersalna i na pozór racjonalna etyka nowożytności doprowadziła do takich zbrodni jak nazizm i komunizm. Moralność „fachowców” musiała zatem zostać zastąpiona moralnością „zwykłych ludzi”, którzy dzięki temu mogli zacząć ponosić pełną odpowiedzialność za swoje czyny. Najlepszym remedium na totalitaryzm jest INDYWIDUALNE nieposłuszeństwo. To właśnie ludzie, którzy buntowali się przeciwko nakazom władzy, rozmaitych autorytetów czy presji większości, pchali świat na lepsze tory.
W przeciwieństwie do typowego postmodernisty, nie twierdzę, że każdy ma swoją prawdę. Prawda jest jedna: obiektywna, niezmienna, dla wszystkich. Ale już przekonania na temat dobra i zła wykraczają poza sztywność społecznych i filozoficznych ustaleń. Sprzeciwiam się temu, żeby to LUDZIE wyznaczali obowiązujące każdego pobratymca zasady moralne. Żaden człowiek nie jest ekspertem od moralności (dotyczy to także etyków: taki Peter Singer opowiada się za późną aborcją :)). Dlatego popieram indywidualną ocenę naszych i cudzych postępków. W powyższym tekście jest to opisane tak: „Jest to propozycja etyki, która nie odwołuje się do ogólnych i powszechnych norm moralnych, ale do wrażliwości każdego człowieka, jego wewnętrznego przekonania, tzw. zmysłu moralnego.” Nie zgadzam się z oceną tego podejścia jako hołdującego egoizmowi i zwalniającego człowieka od pracy nad sobą. Własne sumienie potrafi być zawodne, lecz to ono jest jedyną instancją, która zmusiłaby większość z nas do stawania się lepszymi. Wszelkie czynniki zewnętrzne, takie jak prawo stanowione czy strach przed reakcją innych ludzi, mogą zawieść.
Nie podoba mi się również sugestia, że skoro moralność jest subiektywna, to wszystko należy akceptować. Równość wszystkich poglądów i zachowań jest teorią niemądrą, utopijną i nie wartą zastosowania. To, że nie wiemy NA PEWNO, co jest słuszne, a co nie, nie oznacza, że nie mamy prawa powstrzymywać tego, co sami uważamy za zło. Ponieważ jednak każdy może nieco inaczej rozumieć, co się kryje pod tym pojęciem, nieuniknione są konflikty. Pięknie to pokazuje walka pomiędzy konserwatystami a liberałami, zwolennikami „wyboru” a „obrońcami życia”, klimatystami a negacjonistami klimatycznymi. Świat przestał być czarno-biały, dostrzegamy odcienie (moralnej) szarości.
Dlatego ja jako swoistą „przeciwwagę” dla tego postmodernistycznego relatywizmu wrzuciłam fragment „Księgi duchów”. :) Niestety, chyba nikt nie odniósł się do tego merytorycznie. A szkoda, bo mowa była właśnie o wolności sumienia.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo