Na początku parę słów wstępu. Dawno, dawno temu napisałam notkę o tym, że przyroda jest ważniejsza od Polski. Podałam w niej szereg argumentów na to, że człowiek jej szkodzi oraz że warto ją chronić, zarówno dla osobistych korzyści, jak i dla niej samej. Reakcją Salonowiczów było zaprzeczanie, gniew oraz wyzywanie od „użytecznych idiotów”. Następna była notka, w której podzieliłam się z czytelnikami pięknem polskiej przyrody. Za to też mi się oberwało. Dlaczego? Co takiego zirytowało czytelników? Bo nie wyrażam zachwytu nad samą Polską i nad Polakami? Bo mam inne priorytety niż znaczna część społeczeństwa? I jeszcze jedna notka, o tym, że środowisko naturalne powinno być dla nas sprawą najistotniejszą. Znowu – agresja, pogarda i kompletnie niemerytoryczne zarzuty. Dostało się również Threeme, który już z zasady jest traktowany tutaj jak zwariowany ekoterrorysta, niezależnie od tego, jakich dowodów by nie dostarczał na poparcie swoich tez. Zachęcam Was do przeczytania tych trzech notek i zastanowienia się, czy cokolwiek w nich jest kłamstwem. Komentarze też warto przeczytać. W końcu przyjemna jest świadomość, że jesteśmy w większości. Uwaga! Nie twierdzę, że każdy komentarz był chamski czy głupi. Padały i rozsądne, nad którymi musiałam się zastanowić. Ale nie było ich wiele.
Oczywiście normą jest, że każdy uważa, iż to on ma rację, dopóki mu się nie udowodni, że jednak jej nie ma. :) Dotyczy to chyba każdego człowieka. Ja nie jestem lepsza. Mam silne przekonania i uważam, że są one słuszne. Jeśli mam zmienić zdanie, to pod wpływem solidnych argumentów. Solidne argumenty to nie subiektywne opinie, nie powielane przez większość stereotypy, a już na pewno nie odzywki ad personam czy obelgi. Solidny argument to taki, który ponad wszelką wątpliwość udowadnia adwersarzowi błąd i podważa całą jego teorię. Tu nie chodzi o to, że wszyscy mamy myśleć tak samo. Rozumiem, że ktoś może mieć inne zdanie, że dla niego niego ważniejszy jest interes ojczyzny, dobro obywateli, gospodarka, obronność, etc. Ale jeśli ktoś za najwyższą wartość uważa materialny zysk, pieniądze czy własną wygodę kosztem niematerialnych wartości, to według mnie się myli. Nie wszystkie poglądy i zachowania są równie dobre.
No to sobie ponarzekaliśmy, a teraz pora wrócić do teraźniejszości. Dzisiaj chciałam Wam przedstawić artykuł, w którym opisana została pewna nieprzyjemna sytuacja, a mianowicie to, jak utrata nawet jednego gatunku może wpłynąć na życie człowieka. Zapraszam do lektury:
Prawie dwie dekady temu w niektórych regionach USA zaczęły wymierać nietoperze. Niedawno opublikowane badanie pokazuje, że tam, gdzie populacja nietoperzy została zdziesiątkowana, nastąpił też zauważalny wzrost śmiertelności niemowląt. Okazało się, że te dwa zjawiska – choć miały różne bezpośrednie przyczyny – są ze sobą ściśle związane.
Jak widać utrata nawet jednego gatunku może się niekorzystnie odbić na ekosystemie oraz ludzkim życiu. Może, a nie musi. Czasami jakieś zwierzę czy roślina przepada, lecz my w żaden sposób tego nie odczuwamy. Czy to oznacza, że ochrona zagrożonej fauny i flory jest bezsensowna? Moim zdaniem lepiej nie ryzykować. Nie wiemy, jak wiele natury możemy utracić, zanim nie odbije się to na nas samych.
Wiele osób nie wierzy, że obecny spadek bioróżnorodności jest skutkiem działań człowieka. Nieważne, co mówią naukowcy, badacze, przyrodnicy, ekolodzy – my wiemy swoje, mamy swoje teorie i nic ich nie podważy. Prawda? Bo przecież wymierania zdarzały się zawsze. Podobnie ze zmianami klimatu: to jest naturalny cykl, więc wszyscy ci „ekoterroryści” muszą się mylić. No dobrze. Ja się globalnym ociepleniem nie zajmuję, bo się na tym nie znam. Ale o przyrodzie coś tam wiem i jestem pewna, że jednak rację mają ci, którzy obarczają homo sapiens odpowiedzialnością za spadek liczebności gatunków. Jest o tym mnóstwo artykułów, wystarczy poszukać. A ile artykułów mówi, że przyczyną jest coś innego? Sama powtarzam, że racja nie leży po stronie większości, lecz wydaje mi się, że tym razem warto posłuchać ekspertów.
Ktoś zapyta: co my, zwykli ludzie, możemy zrobić? Przecież już segregujemy śmieci, korzystamy z papierowych słomek, staramy się ograniczać odpady. Czy mamy się wyrzec wszystkich luksusów, zamieszkać w szałasie, podcierać tyłek liściem? Nie, nie i jeszcze raz – nie. Warto okiełznać własny konsumpcjonizm, marnotrawstwo oraz popierać wszelkie ekologiczne inicjatywy, niemniej my sami niewiele zdziałamy. To nie my, szaracy, jesteśmy największymi szkodnikami. Winne są wielkie korporacje, przemysłowe rolnictwo i hodowla zwierząt, eksploatacja przyrody na globalną skalę. Przeciętni ludzie nie mają większego pola do działania. Trzeba wywierać wpływ na rządy, państwa, międzynarodowe organizacje, głosować na tych, którzy mogą wyhamować żarłoczność niektórych podmiotów gospodarczych. Nie piszę niczego nowego, to są przecież banały. Najwięcej konsumują i wyniszczają bogacze, czyli garsteczka populacji. To na nich powinien być wywarty nacisk.
Jednak tego nacisku nie będzie, jeśli tacy jak ja, którzy co prawda niewiele mogą, ale przynajmniej widzą, że źle się dzieje, będą postrzegani jako opętani ideologią ekologizmu fanatycy. Bo przecież tacy jak ja dążą do redukcji populacji, zmniejszenia dobrobytu, chcą zmusić ludzi do jedzenia robactwa i w ogóle odebrać im wszelką wolność. Tak myśli mnóstwo osób. Jakie mają argumenty? Ano takie, że nikt im nie będzie zaglądać do talerza, ograniczać możliwości transportu własnym samochodem czy zabraniać palenia w piecach, czym tylko zechcą. A przecież nie o nich tutaj głównie chodzi, nie o ich komfort i przyzwyczajenia. Owszem, zwykli ludzie też powinni COŚ robić. Jednak prawdziwymi winowajcami są możni, krezusi, celebryci. A także całe państwa, które zezwalają na chorobliwy wyzysk i wyniszczanie natury.
Jeśli piszę głupio, to proszę mi to wypomnieć, wskazać, gdzie się mylę. Czy gdziekolwiek kłamię, przeinaczam prawdę, manipuluję? Jestem otwarta na argumenty. Oczywiście będę polemizować, spierać sie, obstawać przy swoim. Każdy ma prawo bronić swoich racji. Wiem, że to, co piszę, jest niepopularne. Ale może jednak znajdziemy wspólny język? Może kogoś przekonam, zastanowi się, przemyśli sprawę? Bardzo bym tego chciała, bo dla mnie jest to jedna z najważniejszych spraw.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości